publikacja 27.09.2012 00:15
Puck po podwójnej tragedii. Tabuny dziennikarzy, prokuratura, dyskusje sąsiadów. I pytanie zasadnicze: czy dwójka maluchów, które powierzono rodzinie zastępczej, musiała zginąć?
istockphoto
Kto jest winny śmierci dzieci powierzonych opiece rodziców zastępczych z Pucka? To pytanie zadaje teraz cała Polska
Puck, połowa września. Ospałe nadmorskie 10-tysięczne miasteczko dramatycznie budzi się z letargu: znów zginęło dziecko. I znów w tej samej, zawodowej rodzinie zastępczej. Nie było takiego przypadku wcześniej w Polsce. Pierwsze strony gazet, główne newsy w programach informacyjnych. I pytania, na które wszyscy na wyścigi próbują odpowiadać: kto winien, kto dopuścił do sytuacji, w której w ciągu 3 miesięcy zastępczy ojciec i matka doprowadzają do śmierci 3-letniego chłopca i 5-letniej dziewczynki?
Państwo Cz.
Sąsiedzi mówili o nich: spokojni, choć tak naprawdę nikt ich do końca nie znał. Niezbyt wylewni, niezbyt kontaktowi, choć grzeczni. W domu dwoje biologicznych dzieci: 2 i 9 lat. Ojciec, Wiesław Cz., zdaje się kierowca, matka Anna Cz., kiedyś pracowała w sklepie. Dlaczego zdecydowali się zostać rodziną zastępczą? Tego nikt nie wie. Może za przykładem siostry pani Anny, która w nieodległym Smolnie z oddaniem prowadzi rodzinny dom dziecka? Podobno jednak relacje między siostrami do ciepłych nie należały. Na początku 2012 r. do puckiego domu państwa Cz. trafiło pięcioro dzieci z maleńkiej wioski Odargowo w gminie Krokowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.