Nie da się wytrzeźwieć za syna

GN 42/2012 Łowicz

publikacja 30.10.2012 07:00

O twardej miłości, ćpaniu i wierze, za którą można dostać w twarz, z ks. Mirosławem Kurkiem, rezydentem parafii św. Jakuba i terapeutą uzależnień, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

 Ks. Mirosław Kurek od lat pomaga osobom uzależnionym Agnieszka Napiórkowska Ks. Mirosław Kurek od lat pomaga osobom uzależnionym

Agnieszka Napiórkowska: Od października w Skierniewicach razem z Krystianem Plaskotą uruchomił Ksiądz przy Towarzystwie Przyjaciół Dzieci punkt konsultacyjny dla osób uzależnionych. Od razu znaleźli się potrzebujący pomocy?

Ks. Mirosław Kurek: – W pierwszy wtorek października przyszły 3 osoby. Zaczęliśmy z niczego, bazując jedynie na moim i Krystiana doświadczeniu z uzależnionymi. Na początku myśleliśmy, że pierwszy dzień to sobie spokojnie posiedzimy i pogadamy o starych znajomych. Okazało się, że od razu trzeba było zabierać się za robotę. Jak widać, jesteśmy tu potrzebni. I choć nie mamy jeszcze wszystkiego zorganizowanego, już pracujemy.

Przychodząc do parafii, od początku miał Ksiądz w planach otwarcie takiego miejsca?

– Tak. Nie miałem złudzeń. Jeżdżąc po szkołach i na różne spotkania profilaktyczne, wiem, jak jest. Ostatnio byłem w jednym z gimnazjów w okolicy. Dowiedziałem się tam o uczennicach, które sprzedają się za garstkę prochów. To było coś strasznego! Widzę, co się dzieje. I nie mam wątpliwości, że na poziomie każdego miasta, dyskoteki tak właśnie jest. Dlatego podczas spotkań z rodzicami, którzy myślą, że ich córki na dyskotekach się modlą, pozbawiam ich złudzeń, mówiąc: „Tak, modlą się, ale pod stołami”. W Skierniewicach kilka razy głosiłem rekolekcje dla młodzieży. Wtedy np. rozmawiałem z dziewczynami z jednej z okolicznych miejscowości, gdzie działa dyskoteka. Patrząc na nie, wiedziałem, że dopiero co odstawiły towar. Jedna z nich pokazała mi nawet, co bierze. Tak jest wszędzie.

Jakie są Wasze najbliższe plany? Czy poza spotkaniami z uzależnionymi myślicie o jakichś zajęciach dla młodzieży, o profilaktyce?

– Przygotowujemy projekt profilaktyczny, który pozwoli nam zdobyć jakieś pieniądze. Chcemy młodzież zachęcić do działania. Wyrwać ich z klatek schodowych, które są wylęgarnią ćpalstwa i opilstwa. Poza pracą z uzależnionymi i młodzieżą, szukamy wolontariuszy z otwartą głową, chętnych do współpracy, którzy nas wspomogą w różnych działaniach. Zawsze powtarzamy, że uzależnieni nie mają problemu z piciem, ćpaniem czy hazardem. Oni mają problem z życiem. Nic ich nie interesuje, nie wiedzą, co zrobić z sobą i swoim czasem.

Czy poza uzależnionymi mogą z Waszej pomocy korzystać także rodziny uzależnionych? Czy dla nich też są otwarte Wasze drzwi?

– Jasne! Czekamy na wszystkich, którzy mają problem. Rodziny osób uzależnionych też mają problem. Żyją nie swoim życiem, tylko problemem tego, kto w uzależnienie popadł. Pracując z nimi, chcemy uczyć ich twardej miłości. Ale, oczywiście, pierwszy krok musi zrobić uzależniony. Czasem jakaś matka czy ojciec chcieliby wytrzeźwieć za swojego syna. Tak się nie da. I – co ważne – u nas nie ma co szukać litości. Uczymy twardej miłości, która – na zasadzie podpisanego kontraktu – w chwili, gdy pijane dziecko wraca do domu, nie wpuszcza go, a gdy kradnie i wynosi rzeczy z mieszkania, dzwoni na policję. Sposobem jest zgoda na maksimum dyskomfortu w jego życiu. Ono musi poczuć konsekwencje swoich działań. Ukrywanie i wspieranie jest gwoździem do trumny dla uzależnionego. I to staramy się pokazywać.

Nie zawsze rodzice potrafią przyjąć, że ich dziecko jest uzależnione. Czasem, zanim się zorientują, muszą organizować pogrzeb.

– W ostatnim moim miejscu pracy w wypadku samochodowym, który prowadziła ćpająca dziewczyna, zginęło 7 osób. Mówiłem rodzicom o jej problemie. Nie wierzyli, bo dobrze się uczyła. Potem poprosili, bym powiedział kazanie na jej pogrzebie. Bagatelizowanie problemu może zakończyć się tragicznie. Trzeba pamiętać, że gdy idzie o narkotyki, w pierwszych dwóch fazach nie ma objawów somatycznych. Dlatego trzeba być uważnym. Porzucenie dawnych zainteresowań, zmiana środowiska, języka, zmiana nastroju – to zawsze musi być sygnał. Warto też wiedzieć, że dzisiejsze narkotyki wyniszczają wolniej. Kiedyś młodzi szybko staczali się, pijąc wódę, biorąc kompot czy wąchając klej. Dziś trwa to wolniej.

Może usprawiedliwieniem rodziców może być fakt, że eksperymenty ze środkami uzależniającymi zbiegają się z okresem młodzieńczego buntu, w czasie którego dzieci się zmieniają?

– Ja też się buntowałem, ale jak wróciłem z Jarocina ze zrobionym irokezem i agrafkami w uszach, ojciec mi powiedział, że będę spał na trawniku. I tak się zakończyło moje punkowanie. Krótka informacja zwrotna i stawianie granic. Czasem myślę, że nasi rodzice, choć nie mieli dostępu do wielu informacji, byli bardziej biegli i wrażliwi na to, co dzieje się w domu. Mieli też dla nas czas.

Czy jest jakaś różnica między uzależnieniem od alkoholu a narkotykami?

– Mechanizm jest ten sam. Inna jest tylko substancja. Jedyna różnica jest taka, że droga na cmentarz narkomana jest krótsza.

Księdza wygląd, tatuaże, styl ubierania dla wielu osób są nieco szokujące.

– No, cóż. Kiedyś popadłem w kłopoty, bo próbowałem ukrywać to, co jest we mnie. A ja zawsze taki byłem. To jest moje. Jeździłem na koncerty rockowe. Lubiłem tatuaże. Dobrze czułem się wśród ludzi, których spotykałem na Przystanku Woodstock. I choć czasem za wiarę i pomoc dostałem w twarz, nie zniechęcałem się. Zawsze bliskie były mi słowa bp. Edwarda Dajaczka, odpowiedzialnego za ewangelizację na Przystanku. On nam mówił. „Wy nie idziecie tam jako lepsi do gorszych. Wy idziecie jako ci, którzy poznali Dobrą Nowinę”. Dziś, choć nie jeżdżę na Przystanek, najlepiej czuję się jako człowiek z ulicy, żyjący problemami ulicy. To jest moje miejsce duszpasterzowania.

Od czwartku w kościele rozpoczął się Rok Wiary. Czym ona jest w Księdza życiu?

– Wszystkim. Bez Boga i Jego miłości nic nie miałoby sensu. Punkt konsultacyjny dla osób uzależnionych i ich rodzin znajduje się przy TPD w Skierniewicach, przy ul. Rybickiego 6. Czynny jest w każdy wtorek od 16.00 do 20.00.