Camino de Santiago i zapaleńcy

ks. Tomasz Horak

GN 45/2012 |

Sama radość na twarzach i w słowach. Dobrze, że są tacy ludzie w naszym społeczeństwie.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Kilka lat temu na terenie parafii, na drugim brzegu rzeki, pojawiły się stylizowane żółte muszle. Wiedziałem tyle, że to Szlak św. Jakuba. Wzruszyłem ramionami i pomyślałem, że jakieś kolejne dziwactwo. Po pierwsze – do Composteli ponad trzy tysiące kilometrów. A po drugie – akuratnie przez nasz Finis Terrae, czyli koniec świata. I tak zostało w pamięci. Aliści kilka tygodni temu dostałem grubą kopertę z zaproszeniem i programem międzynarodowej konferencji na temat szlaków kulturowych na polsko-czeskim pograniczu.

Pojechałem – tym bardziej że miałem blisko. Miałem też redakcyjny mandat – więc z reporterskim sprzętem. Pamiętacie mój felieton o zapaleńcach w związku z organami? Na tej konferencji spotkałem samych zapaleńców. I to nie amatorów. Kilku profesorów zacnych uczelni, wielu doktorów, Polaków i Czechów. Znawców historii, geografii, kultury, religii i wzajemnych powiązań tych dziedzin życia i wiedzy. Zaskoczył mnie specjalista od spraw zarządzania. Jasne – szlakiem kulturowym trzeba zarządzać. Ale zaskoczył tym, że tak mówił i tak ukazywał kościelną problematykę tego zarządzania, iż nasi zarządzający ziemskimi sprawami Kościoła powinni by do niego na jakiś semestr albo dwa pojechać. Na dodatek mówił to z takim wewnętrznym żarem wiary, że serce się radowało – są tacy ludzie! Podziękowałem mu potem za solidną porcję oświecenia w sprawach zarządzania i za świadectwo wiary. Po przerwie inny doktor, tym razem z instytutu geografii. W aspekcie historycznym. Było to wystąpienie człowieka myślącego i czującego bardzo kościelnie. Z całą żarliwością wiary. Z satysfakcją słuchałem i jego, i innych wykładowców. Materiały dostaliśmy, notowałem, zdjęcia robiłem – cóż, byłem „w pracy”. Byłem też ciekaw innych uczestników konferencji. O, kilka osób z zawieszonymi na sznurach muszlami św. Jakuba! Na czarnej koszulce żółty napis z ogromną strzałką symbolizującą drogowskaz do Santiago de Compostela. Sama radość na ich twarzach i w słowach. Zwyczajni ludzie z naszego regionu. I jeszcze ktoś, niemłody już pan, który przeszedł cały szlak aż do grobu apostoła. Podsuwam mikrofon, proszę o kilka słów. Najpierw usłyszałem małe zastrzeżenie metodologiczne co do mojego pytania, potem wiele ciepłych, przesyconych spokojnym zapałem słów na temat pielgrzymowania. Później sprawdziłem w programie – no tak, kolejny doktor, choć z dziedziny zupełnie „nie na temat”. Ale znawca Camino de Santiago. Dobrze, że są tacy ludzie. Nie tylko na szlaku do Composteli. Że są w naszym społeczeństwie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.