Lęk zamknięty w butelce

Agata Ślusarczyk
; GN 45/2012 Warszawa

publikacja 17.11.2012 07:00

Nazywa się Felek i jest alkoholikiem. Zawsze to mówi. To go uspokaja. Po ponad 30 latach
 trzeźwości
 daje świadectwo, że nałóg alkoholowy to choroba duszy.


– Może moje doświadczenie komuś pomoże – mówił podczas promocji swojego audiobooka Felek Agata Ślusarczyk – Może moje doświadczenie komuś pomoże – mówił podczas promocji swojego audiobooka Felek

Kiedy się golił, patrzył sobie w oczy i pluł. – Kim ty jesteś? – pytał z pogardą. Na Mokotowie, gdzie wówczas mieszkał, na takich jak on mówili, że są „na oucie”. Tylko zakładali się, który pierwszy „w piach pójdzie”. Felek także był w kolejce – na koncie miał wszystkie stadia choroby alkoholowej: delirium, padaczki, omamy wzrokowo-słuchowe, psychozy. Kilka razy nawet śmierć zajrzała mu w oczy. Lekarze mówili o nim „beznadziejny alkoholik”. I była to prawda. Wydawało mu się, że wszystko na wódce „chodzi” i że dla takiego jak on nadziei już nie ma.


„Ty źle pijesz”


W rodzinnym domu wódki nie było. Ojciec Felka czasami nalewki robił. Matka w ogóle nie piła.
– Dobrze się nami opiekowała – wspomina Felek. Wczesne dzieciństwo spędził w ziemiance. Tam też, prawdopodobnie na łóżku z murawy, przyszedł na świat. Pobytu w Sowchozie Artiomowiec koło Rostowa nad Donem rodzice długo nie chcieli wspominać. W czasie wojny zostali wywiezieni tam do pracy. Ojciec zaciągnął się do armii Andersa, matka została sama z dwójką dzieci i niepewnością o przyszłość. – To ciągłe napięcie mogłem wówczas od niej przejąć – wspomina.
 Po powrocie z wojny ojciec dużo czasu poświęcił choremu na Heine-Medinę bratu. Cała ośmioosobowa rodzina skupiła się wówczas na nim. Niedługo po tym Felek zaczął pić. Miał wówczas 16 lat, problemy z nauką, poczuciem własnej wartości i tożsamością. I wiernego towarzysza – lęk. – Szedłem się bić, by pokazać, że się nie boję. Ale w środku się trząsłem – mówi. Ze strachu nawet na egzamin wstępny na Akademię Sztuk Pięknych się nie stawił. – Upiłem się, żeby mieć wytłumaczenie, że nie poszedłem. Bałem się konfrontacji z rzeczywistością – mówi.
 Całe życie potem żałował. Malarzem został, ale pokojowym. Pewnego razu matka powiedziała mu: „Felek, ty źle pijesz”.


Zapić strach


W latach 80. w Polsce o chorobie alkoholowej mało było wiadomo. – Ojciec ciągle wmawiał mi, że nie mam na tyle silnej woli, by przestać sięgać po alkohol. Rzeczywiście: była flaszka, byłem ja i nikt do jej wypicia mnie nie namawiał. Miałem ogromne poczucie winy – mówi.
Odium odpowiedzialności za chorobę zdjął z niego Roman, alkoholik z 18-letnim abstynenckim stażem. – Po raz pierwszy usłyszałem, że przyczyną mojej choroby są lęki i oczekiwania, z którymi nie potrafię sobie poradzić. I ja te lęki zapijam. Inni robią to przy pomocy narkotyków, hazardu czy jedzenia – wspomina.
 Oczy mu się otworzyły. Głośno, wśród innych ludzi powiedział w końcu, że chce przestać pić. Naprawdę. Na pierwszy miting anonimowych alkoholików, prowadzony nowatorską wówczas metodą 
„12 kroków”, trafił w Poznaniu. – Doświadczyłem tam akceptacji, której całe życie szukałem – wspomina pierwsze spotkanie.


Herbaciana terapia


Całą terapię przeszedł już w Warszawie. W grupie było ich kilkunastu i wiedzieli, że potrzebują siebie nawzajem, by wyjść na prostą. Każdy miał swoją rolę, która uczyła ich odpowiedzialności i sprawiała, że po latach gardzenia sobą czuli się potrzebni. Herbatnikowy rozdawał kubki z gorącą herbatą, skarbnik wystawiał na środek kapelusz na dobrowolne opłaty, prowadzący kontrolował czas i czy rozmowa jest na temat, a rzecznik – jak ojciec rodziny – pilnował, czy wszystko dobrze działa.
Nie było wśród nich psychologa – leczyli się szczerością, własnym doświadczeniem i herbatą. Co miesiąc „przerabiali” kolejny krok. Pierwszy – bezsilność – Felek doskonale znał z własnej autopsji. Z kolejnymi było już trudniej – bowiem program „12 kroków” wychodzenia z nałogu, który w latach 30. XX wieku wykiełkował w głowie amerykańskiego alkoholika Billa Wilsona, zaczyna się właśnie od ogłoszenia bezsilności i uznania, że Ktoś większy od nas może przywrócić nam zdrowie.


Suchy jak liść


Felek był ateistą. Matka wielokrotnie powtarzała mu: „Bój się Boga”. A że w życiu Felka było dostatecznie wiele powodów, by odczuwać strach, z kolejnego postanowił skutecznie zrezygnować. Pomogła mu w tym także komunistyczna propaganda, która z wierzących zrobiła ciemnogród.
Kiedy ogarniał go smutek, uciekał na pola lub szedł do lasu. Tam odzyskiwał spokój. – Dopiero później dowiedziałem się, że podziwianie natury to najpiękniejsza modlitwa – wspomina. Felek siedział z rozrysowaną na kartce tabelką. „Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy” – brzmiał trzeci krok terapii. W rubrykę „W co nie wierzysz” wpisał: „Bóg, pieniądze i idee”. Rubryka „W co wierzysz” była pusta. – Nie miałem żadnej wiary. Czułem się jak suchy liść. Postanowiłem swoje życie powierzyć losowi – wspomina.
 Do wiary w Boga stopniowo zaczęli przekonywać go ludzie, ich łagodność, ciepło i brak lęku. Felek chciał wierzyć. Ale niewierzący był nadal. Ktoś zaproponował, by uklęknął i modlił się, jak potrafi. Spróbował. Po czterech latach Bóg przyszedł z łaską. – On chciał zobaczyć, że rzeczywiście jestem gotowy. Tak jest także za każdym razem, kiedy pracuję nad jakąś wadą – pomaga mi, gdy faktycznie chcę coś zmienić – mówi.


Trzeźwiej i służ


Na promocji audiobooka „Dwanaście kroków wg Felka alkoholika poznaje Rafał hazardzista”, która pod koniec października miała miejsce w klubie Hybrydy, było niewielu dziennikarzy. Choć media co jakiś czas interesują się jego historią, na spotkanie z trzeźwym alkoholikiem w większości przyszli ci, którzy idą podobną drogą lub ją przeszli.
Uważnie słuchali opowieści o alkoholowym piekle, poszukiwaniu nadziei i radości z życia, którą dzięki programowi „12 kroków” i Bożej pomocy Felek osiągnął. Niektórzy po spotkaniu podchodzili, by osobiście spojrzeć mu w oczy. I przekonać się, czy to wszystko, o czym mówił, jest prawdą. Inni chcieli uścisnąć dłoń żywej legendzie, jednemu z pionierów zakładania klubów anonimowych alkoholików w Warszawie.
 ziś w stolicy pod szyldem Fundacji „Biuro Służby Krajowej Anonimowych Alkoholików” funkcjonuje 130 grup. W całej Polsce jest ich ponad 2 tys. Ile mitingów osobiście poprowadził Felek – sam nie pamięta. Wie natomiast jedno – że aby utrzymać trzeźwość, trzeba pomagać innym. 
Dlatego swego czasu jeździł po Polsce i w formie warsztatów propagował wiedzę o mało znanej wówczas terapii. Swoim doświadczeniem dzielił się także jako współpracownik Komisji Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu, którą w 1989 r. założył Wiktor Osiatyński. Był także delegatem polskiego AA na Światowym Mitingu Służb AA w Nowej Zelandii i USA.
Od 10 lat w klubokawiarni na ul. Poznańskiej prowadzi spotkania dla osób, które przeszły terapię „12 kroków”, i nadal szukają wsparcia. Sam także je daje jako tzw. sponsor – towarzysząc w stawianiu kolejnych kroków uczestnikom terapii. Zdrowiejących alkoholików na nowo uczy korzystania z życia, organizując wycieczki po Mazowszu, wyjścia do teatru czy muzeum.
 Nie pije od 1979 r. Założył rodzinę, przeprowadził się na Gocław. Powrócił do swojej pasji – malarstwa. – Najważniejszą księgą, którą mamy odczytać, jest nasze własne życie – uważa Felek.

Więcej o terapii 12 kroków i mitingach AA na stronie: www.aa.org.pl.