Połączeni kalamburami

Justyna Jarosińska; GN 47/2012 Lublin

publikacja 02.12.2012 07:00

Wtorkowy poranek w jednej z lubelskich podstawówek. Do klasy razem z wychowawczynią i dyrektorem szkoły wchodzi kilkoro nieznanych dzieciom ludzi.

Połączeni  kalamburami Jerzy Jarosiński Dzieci nie mają problemów z integracją z osobami niepełnosprawnymi

Nie, to nie jest żaden zewnętrzny sprawdzian. Zajęcia poprowadzą razem ze swoimi opiekunami niepełnosprawni z Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym. Dzieci są lekko zdziwione, ale także zaciekawione. Wiele z nich nigdy nie miało do czynienia z osobą niepełnosprawną intelektualnie. Profesjonalnie przygotowani do lekcji organizatorzy na początku przedstawiają materiały dotyczące samego pojęcia upośledzenia umysłowego oraz przyczyn takiego stanu. Niepełnosprawni, elegancko ubrani i przyjaźnie nastawieni do swych młodszych kolegów, czekają na wykonanie przydzielonych im zadań. Lekcja przebiega w wyjątkowo miłej atmosferze. Nikt z niecierpliwością nie czeka na dzwonek.

Inne widzenie świata

Projekt, współfinansowany ze środków budżetu miasta Lublin, organizowany przez Polskie Stowarzyszenie na rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym, to sposób na przybliżenie dzieciom niepełnosprawności. – Długo zastanawialiśmy się, co można zrobić, by dzieci, a później dorośli ludzie nie uciekali na widok niepełnosprawnego, by naszym niepełnosprawnym żyło się lepiej, by nie byli wytykani palcami i napiętnowani – mówi Małgorzata Batorska ze stowarzyszenia. – Wpadliśmy na pomysł, by zorganizować w szkołach spotkania w formie lekcji. Chodzą na nie ci z naszych niepełnosprawnych, którzy sami się zgłaszają. Dla nich to odmiana i atrakcja. Biorą udział w zajęciach i pomagają prowadzącym, więc są jakby tak troszkę wyżej niż dzieci na lekcjach – dodaje. – Poprzez te spotkania staramy się uświadomić dzieciom i młodzieży różnice w odbieraniu świata przez osoby zdrowe i osoby niepełnosprawne. Przeprowadzamy doświadczenia, by dzieci na własnej skórze mogły się przekonać, że ludziom niepełnosprawnym jest trudno funkcjonować w społeczeństwie. A jednocześnie dzieci widzą podczas różnych, nawet prostych zabaw, że są lepsze od tych niepełnosprawnych dorosłych. Na lekcji organizatorzy mówią uczniom, co to jest niepełnosprawność intelektualna. Omawiają jej przyczyny. Przedstawiają wady genetyczne, które mogą spowodować wystąpienie niepełnosprawności, ale także, co podkreślają prowadzący, uwrażliwiają dzieci na szczególną rolę używek w powstawaniu różnego rodzaju upośledzeń. Dotyczy to zarówno papierosów, alkoholu, jak i narkotyków. – Nie mamy oczywiście wpływu na to, czy dziecko urodzi się z zespołem Downa czy innymi zaburzeniami genetycznymi, ale gdy świadomie sięgamy po jakiś dopalacz, narażamy się na możliwość różnego rodzaju dysfunkcji intelektualnych – podkreśla Batorska. Strach przed

nieznanym

Grupka piątoklasistów z zapałem słucha czytanego przez panią Małgorzatę fragmentu wywodu z książki o krystalizacji minerałów. Widać, że mimo wielkiego skupienia niewiele z tego rozumieją. Owszem, prawie każdy wyraz jest im znany, ale całość wypowiedzi brzmi jakby w innym języku. – To taki eksperyment – mówi Batorska. – Chcemy uzmysłowić im, jak czują się osoby niepełnosprawne, kiedy nawet gdy znają słowa, nie rozumieją kontekstu wypowiedzi. Często zdarza się to przy prostej rozmowie lub słuchaniu czy oglądaniu zwykłej audycji w radiu i telewizji. Część niepełnosprawnych uczestniczących w lekcjach ma problemy z mówieniem. Okazuje się, że dla dzieci to ciekawe doświadczenie, bo jeśli nie mają w swoim otoczeniu osoby niepełnosprawnej, nawet nie zdają sobie sprawy, że z czymś tak oczywistym można mieć problem. Wszyscy wokół mają na ogół trudności z ortografią lub matematyką, a okazuje się, że można mieć kłopoty z mówieniem lub chodzeniem.

– Myślę, że te lekcje służą obu stronom – mówi Małgorzata Batorska. – Mamy nadzieję, że uwrażliwią dzieci i pokażą tę niepełnosprawność intelektualną z nieco innej strony, bo o niej niewiele się tak naprawdę mówi. Jest stosunkowo mało poznana. Czasami okazuje się, że jakieś dziecko ma niepełnosprawne intelektualnie rodzeństwo, do którego nie zawsze chce się przyznać w szkole, bo jest to taki krępujący element. Boi się odrzucenia czy wyśmiania przez grupę. Natomiast po takich lekcjach, kiedy klasa widzi, że osoba niepełnosprawna mimo swoich ograniczeń potrafi dużo rzeczy zrobić, jest twórcza i kreatywna, to zaczyna zupełnie inaczej patrzeć na niepełnosprawnych w swoim otoczeniu. Właśnie ostatnio mieliśmy taką sytuację, gdy chłopiec po naszej lekcji podobno pierwszy raz w szkole powiedział, że ma niepełnosprawnego brata.

Sympatyczni ludzie

Na tablicy w klasie pojawiają się różnego rodzaju obrazki. But, bilet, twarz kobiety. Jest ich około trzydziestu. Dzieci z uwagą patrzą na nie przez chwilę. Mają zapamiętać jak największą liczbę rzeczy. Po kilkunastu sekundach tablica jest odwracana. Dzieciaki przekrzykują się, wymieniając nazwy przedmiotów z zapamiętanych obrazków. Siedem, osiem, dziewięć... Takie samo zadanie mają do wykonania niepełnosprawni. Oni zapamiętują mniej więcej dwa obrazy. Czasami tylko jeden. Na koniec lekcji dzieci bawią się razem z niepełnosprawnymi. Grają w kalambury, więc muszą także swoim nowym znajomym przydzielić jakieś zadanie. To wymaga integracji. Ale dzieci nie mają z tym problemu. – Nigdy nie pomyślałam, że z takimi osobami można normalnie rozmawiać i nawet się bawić – mówi 11-letnia Ania. – To bardzo sympatyczni ludzie. Chciałabym, żeby przychodzili do nas częściej. Widzę, że dobrze się tu czują. Chciałabym móc im jakoś pomóc – dodaje Wiktoria.

Oprócz zajęć integracyjnych na lekcjach odbywają się też pokazy twórczości osób niepełnosprawnych. – Tacy ludzie z wieloma rzeczami mają trudność – mówi Batorska – ale to nie jest tak, że są same problemy. Jest wiele osób bardzo zdolnych i twórczych. W ramach prowadzonej przez nas terapii zajęciowej powstają prawdziwe arcydzieła. Mamy w stowarzyszeniu chłopaka, którego praca plastyczna wisiała w Luwrze. To była taka międzynarodowa wystawa prac osób niepełnosprawnych. Z Polski zakwalifikowały się cztery prace, w tym właśnie naszego Jacka.

Komu łatwiej żyć

Założeniem pomysłodawców projektu było, by jak najwcześniej uwrażliwić dzieci na inność, która w naszym społeczeństwie nie jest tak naprawdę niczym nadzwyczajnym. Niepełnosprawnych dzieci rodzi się coraz więcej i mimo iż pokutuje przeświadczenie, że upośledzenia umysłowe występują tylko w rodzinach patologicznych, okazuje się, że wcale tak nie jest. Stowarzyszenie obejmuje opieką stu niepełnosprawnych i, jak podkreślają pracownicy, nie ma w ich rodzinach patologii. Spotkania w szkołach mają służyć integracji. Dzieci dzięki nim, być może, nauczą się, jak się zachowywać wobec osoby niepełnosprawnej spotkanej np. na przystanku, być może nie będą uciekać. – Chodzi o to, by nie było tego tradycyjnego skwitowania: głupek – mówi Batorska. – Jedna z mam naszego podopiecznego opowiadała, że gdy ostatnio odbierała swoją starszą córkę ze szkoły, usłyszała, jak stojąca obok mama mówi do swojego dziecka: „Chodź, poprawię ci tę czapkę, bo wyglądasz jak down”. Mówiła to ze świadomością, że obok stoi matka z dzieckiem z zespołem Downa”. Nie mogę sobie wyobrazić, że w naszym świecie dzieją się jeszcze takie rzeczy. Lekcja kończy się pytaniem zadanym przez prowadzących, komu łatwiej jest żyć i realizować marzenia. Dzieci oczywiście nie mają wątpliwości. Dla nich to spotkanie jest naprawdę wielkim przeżyciem. Każdy na kartce anonimowo pisze swoje odczucia. – Nie zdarzyło nam się, jak do tej pory, by odbiór lekcji był negatywny. Mam nadzieję, że to spotkanie przyniesie owoce w przyszłości – mówi Małgorzata Batorska.