Jak budować komunię osób?

Elżbieta i Piotr Krzewińscy

publikacja 04.12.2012 07:00

Komunia osób w małżeństwie jest największą więzią, jaka może się między ludźmi pojawić. To najpełniejsza forma miłości międzyludzkiej. Owocuje ona dzieckiem, czyli udziałem w stwórczym akcie Boga, i stwarza najlepsze warunki do rozwoju małego człowieka.

Jak budować komunię osób? Jakub Szymczuk/ Agencja GN Małżeństwo powiązane komunią osób stanowi zupełnie nową jakość, do której nie jest zdolny pojedynczy człowiek, ani żadna inna ludzka wspólnota. Ta jakość umożliwia nie tylko przekazanie życia, ale i prawdziwe wychowanie potomstwa.

Trzecia prelekcja, wygłoszona podczas II Ogólnopolskiego Kongresu Małżeństw w Świdnicy dotyczyła „Duchowo-cielesnej komunii małżeńskiej”. Wygłosił ją Jacek Pulikowski.

Co to znaczy: „komunia małżeńska”?

Żyjemy po to, by się zbawić, by być świętymi, a małżeństwo jest dla małżonków wspólną drogą do świętości. Podstawowym zadaniem męża jest budowa komunii z żoną i na odwrót: budowa komunii z mężem jest podstawowym zadaniem żony. Tu pojawia się cały problem komunikacji małżeńskiej, w której często pojawia się np. krzyk, wyzwiska. W ten sposób, poprzez nieumiejętność rozmawiania ze sobą o trudnych sprawach, niszczona jest więź między małżonkami.

Jan Paweł II mówił, że komunia między małżonkami kształtowana ma być na „wzór komunii Osób Boskich”. Jest to dla chrześcijanina wizja porażająca. Przecież głębi i wielkości komunii Osób Boskich żaden człowiek nie potrafi sobie nawet wyobrazić. Dlatego tak naprawdę pogłębianie komunii między sobą jest dla małżonków zadaniem na całe życie. I to jest małżeńska droga do świętości. Ta droga nie jest łatwa. Utrudnia ją inność drugiego człowieka. Każda osoba jest odrębna, inna w swej istocie, a dodatkowo kobieta bardzo różni się od mężczyzny. Dlatego komunia osób w małżeństwie jest największą więzią, jaka może się między ludźmi pojawić. To najpełniejsza forma miłości międzyludzkiej. Owocuje ona dzieckiem, czyli udziałem w stwórczym akcie Boga, i stwarza najlepsze warunki do rozwoju małego człowieka.

Prelegent wskazał dwa prawdziwe źródła szczęścia człowieka. Są to:

  • wolność, rozumiana jako dojrzałość osoby do wyboru dobra i odrzucenia zła bez względu na warunki; taki człowiek może zostać zabity, ale nie można go pozbawić tej wewnętrznej wolności;
  • relacje z ludźmi.

Najgłębszą relacją jest miłość, a wśród nich najgłębszą jest więź małżeńska, czyli relacja oparta na bezinteresownym darze z siebie samego (zob. Gaudium et spes, 24). Nie ma innej drogi do szczęścia, jak tylko poprzez bycie darem. Miłość to bezinteresowny dar z siebie samego – osoba która nie jest wolna, nie jest dojrzała, nie może wejść w relację miłości. Egoista nie może wejść w relację miłości. Taki człowiek często się rozwodzi i uważa, że ma pecha, tymczasem problem tkwi w nim. To on nie nadaje się np. na męża. Także i w małżeństwach często małżonkowie funkcjonują w sposób egoistyczny, wybierając dla siebie najlepsze „kąski”. Nie chcą zaryzykować tego bycia bezinteresownym darem z siebie samego.

Małżeństwo nie jest jedyną drogą do świętości, ale dla ludzi, którzy zawarli ten sakrament, taką drogą się staje. Warto więc wiedzieć, że od momentu podjęcia decyzji o małżeństwie, człowiek decyduje się na to, że pierwszą relacją międzyludzką dla niego będzie odtąd relacja ze współmałżonkiem – do końca życia. Nie da się tego odwołać. Nie odwołuje tego nawet wchodzenie w kolejne związki. Człowiek, który zniszczył swoją relację małżeńską, do końca życia nie będzie szczęśliwy. Może się urządzić w życiu, zabawić się, ale do końca życia będzie dźwigał ciężar zniszczonej relacji małżeńskiej.

Relacja z dziećmi jest dla małżonków na drugim miejscu. Jacek Pulikowski wskazał przy tym, że dla rodziców ważne są wszystkie dzieci. Gdy jedno z nich „zejdzie na manowce”, rodzice nie będą potrafili być szczęśliwi. Podobnie jak Jezus, który zostawia 99 owiec, by szukać tej jednej, zabłąkanej, zaginionej.

Dopiero potem są inni ludzie, których zaprasza się do bliższej relacji. Są jednak wśród nich szczególni ludzie – czworo ludzi – którzy są szczególnie istotni dla komunii małżeńskiej. Są to rodzice i teściowie. Od tych relacji nie można uciec. Nawet jeśli z teściami nie utrzymuje się żadnego kontaktu, to jednak bez tej relacji nie zbuduje się szczęśliwej relacji ze współmałżonkiem, którego rodziców się odrzuca. Mając w nienawiści matkę, nigdy nie zbuduje się dobrej, prawdziwej więzi z córką, która przecież nosi w sercu swoją matkę, jaka by ona nie była. Dlatego trzeba troszczyć się o relacje z ludźmi trudnymi, choćby miała to być jedynie wewnętrzna życzliwość do nich. Trzeba pamiętać, że to oni przekazali nam życie. Jeśli mamy siebie nawzajem prowadzić do świętości, to winniśmy sobie ułatwiać, a nie utrudniać wypełnianie IV przykazania: Czcij ojca swego i matkę swoją.

Żeby zrozumieć więź między mężem i żoną, trzeba zrozumieć miejsce człowieka w świecie. Jako przykład prelegent wskazał symbol nieskończoności „∞”, gdzie jedna „pętelka” oznacza świat materii, a druga – świat ducha. Człowiek znajduje się w punkcie przecięcia tych dwóch światów. Człowiek jest jedynym punktem wspólnym, jedyną istotą, która przynależy jednocześnie do świata materii i do świata ducha. I taki człowiek ma wchodzić w relację z drugim człowiekiem. Do świata materii docieramy za pomocą pewnych narzędzi, którymi są nasze zmysły (węch, dotyk, powonienie itd.). Ten świat materialny odbierany jest bardzo konkretnie. Natomiast dotrzeć do świata ducha jest trudniej. Żeby tu dotrzeć, korzysta się z następujących narzędzi: myśl, modlitwa, sakramenty. Świat ducha manifestuje się jednak w sposób czytelny dla nas poprzez nasze zmysły. Jest to: cielesność Chrystusa, objawienia, które ludzie widzą i słyszą, zapachy, które można poczuć podczas zwracania się z prośbą o wstawiennictwo do konkretnych świętych, rozmaite cuda i uzdrowienia.

Człowiek jest istotą trójwymiarową: cielesno-psychiczno-duchową. Świat nas mami, że w wymiarze ciała człowiek może osiągnąć szczęście. Jest to oszustwo, bo w wymiarze ciała można co najwyżej osiągnąć przyjemność. W wymiarze psychicznym sięga się wyżej i głębiej: można przeżyć radość. Szczęście – prawdziwe i zarezerwowane dla człowieka – można osiągnąć tylko w wymiarze duchowym. Szczęśliwy może być tylko człowiek, który jest i staje się taki, jakim stworzył go Bóg. Gdy człowiek realizuje zamysł tego, do czego stworzył go Bóg, jest szczęśliwy.

Patrząc na kobietę, trzeba wiedzieć, że bardzo duży wpływ na jej zachowanie mają uczucia i emocje. Kobieta może być zdominowana przez uczucia i emocje. Staje się wtedy np. nadopiekuńcza wobec dzieci, nie pozwala mężowi na inny sposób działania niż taki, jaki ona wymyśliła. Uczucia są piękne i nie powinny być tłumione (a są też kobiety, które niszczą w sobie uczucia), ale nie mogą one dominować w człowieku. Muszą one być poddane władzy ducha. Mężczyzna natomiast kieruje się w stronę ciała; ważne są dla niego doznania. Nie może on jednak pozwolić na to, żeby ton jego życiu nadawało ciało. By działał pod wpływem swoich pobudzeń podkorowych. U niego również duch, czyli rozum i wola, musi zapanować nad tymi pobudzeniami. Tymczasem we współczesnym świecie oferuje się człowiekowi atrapy szczęścia, tj. wolność „od” i miłość, za którą uważa się aktywność seksualną. Oferuje się „wolną miłość”, która nie ma nic wspólnego ani z wolnością, ani z miłością.

We współczesnym świecie lansowany jest stereotyp, że kobiety myślą „sercem”, czyli kierują nimi uczucia i emocje, a mężczyźni działają pod dyktat swoich pobudzeń, w szczególności pobudzeń seksualnych. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo w tej wizji kobieta i mężczyzna stają się odczłowieczeni. Dlatego zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn zadaniem jest układanie swoich reakcji, porządkowanie ich. W działaniu człowieka można wyróżnić kilka warstw reagowania:

  • reakcje o charakterze popędowym (ciało) – z nimi najwięcej problemów mają mężczyźni;
  • reakcje zależne od uczuć, emocji (psychika) – z nimi najwięcej problemów mają kobiety;
  • reakcje podlegające rozumowi i woli (rozum i wola to przymioty stwórcze – narzędzia duchowe do zarządzania całą osobą ludzką).

Dojrzałość oznacza integrację osoby: rozum i wola mają sprawować władzę zarówno nad uczuciami i emocjami, jak i nad reakcjami o charakterze popędowym. Nie oznacza to pozbawienia człowieka uczuć i emocji, ale zarządzanie nimi.

Warto także wskazać rozróżnienie między popędem a reakcjami o charakterze popędowym. Popęd to ślepa siła, nad którą nie można sprawować kontroli. Występuje on u zwierząt. Natomiast u człowieka występują reakcje o charakterze popędowym, gdyż człowiek za pomocą rozumu i woli może nad nimi zapanować, podporządkować je wyższym celom w swoim życiu. Porządkowanie swoich uczuć, emocji, a także reakcji o charakterze popędowym to zadanie na całe życie dla każdej kobiety i każdego mężczyzny.

Akt małżeński

Jacek Pulikowski wskazał, że akt małżeński ma być działaniem trójwymiarowych osób, a nie reakcją genitaliów. Tymczasem współcześnie sprowadza się spotkanie osób do poziomu reakcji fizjologicznych.

Akt małżeński odgrywa ogromną rolę w budowaniu komunii osób. Buduje tę komunię, gdy odbywa się w dobrych warunkach, w czystości małżeńskiej. Gdy jednak odbywa się to nie „po ludzku”, w złych warunkach: nieczystości, niewłaściwego kontekstu przeżycia, wówczas ma działanie niezwykle niszczące dla człowieka i więzi międzyludzkiej. Współżycie ludzkie ma swoje funkcje: prokreacyjną, podmiotową, znaczeniową i więziotwórczą. Jeżeli współżycie przekreśla te funkcje, to jest dysfunkcyjne. Nie przynosi wtedy człowiekowi pożytku, tylko go rozbija i niszczy.

Funkcja prokreacyjna współżycia przynajmniej akceptuje poczęte życie. Funkcja podmiotowa współżycia dotyczy tego, co się dzieje. Człowiek jest podmiotem tego aktu. Towarzyszą mu podczas aktu różne reakcje fizjologiczne i hormonalne organizmu, ale też cud poczęcia osoby z ciałem i duszą. Funkcja znaczeniowa wskazuje, że akt małżeński zawsze oznacza coś ważnego i jest zawsze wyrazem określonej postawy wobec współmałżonka. Inne znaczenie ma współżycie męża z żoną, a inne – mężczyzny z prostytutką. Funkcja więziotwórcza współżycia polega na tym, iż akt istotnie wpływa na więzi w małżeństwie: może je budować, ale może też je niszczyć. To niszczenie więzi dokonuje się często bez złej woli, jedynie poprzez to, że człowiek słucha nie tego, kogo powinien słuchać. Jeśli słucha się tego, co mówi świat odnośnie seksualności, to nic dziwnego, że ludzie się ranią i niszczą.

Jedyną winą Ewy w raju było słuchanie nie tego, kogo trzeba. Jak to określił prelegent: „zła baza danych: śmieci na wejściu oznaczają śmieci na wyjściu – jak mówi stare powiedzenie informatyków”. Człowiek na ogromnie „zaśmiecony” umysł. Współczesny świat chce niszczyć w ludziach pierwotną naturalną tęsknotę do więzi na całe życie z jedną osobą. Kobiety coraz częściej żądają dla siebie prawa do uciech seksualnych. Kiedyś prawo do nieuprawnionych działań w dziedzinie seksualnej przysługiwało wyłącznie mężczyznom. Jednak kobiety, zamiast pozbawić mężczyzn tego prawa, wybrały inną, błędną drogę: zaczęły agresywnie żądać tego prawa dla siebie.

Jacek Pulikowski wskazał też główne czynniki, które blokują pogłębianie komunii osób poprzez współżycie. Najważniejszym z nich jest lęk. To czynnik najmocniej blokujący kobiety. Może dotyczyć on każdej sfery, nie tylko cielesnej. Lęki mogą być z zupełnie irracjonalnych powodów, ale te lęki trzeba zlikwidować, a nie je wyśmiać czy wykpić, obrażając przy okazji żonę, mówiąc jej, że jest głupia. Mężczyzna nie musi rozumieć lęków kobiety; ma stworzyć takie warunki, by ona się nie bała. Tak samo w wymiarze psychicznym. Często słychać straszenie: „Jak tak dalej pójdzie, to się z tobą rozwiodę!” Te słowa bardzo oddalają małżonków od siebie. Bo jak żona ma się w pełni oddać mężowi, który grozi, że zostawi ją i dzieci? Nawet jeśli w danym momencie nie będzie dziecka, to przecież podczas tego akurat aktu może się ono począć.

Także stwierdzenia, wykluczające poczęcie się dziecka, wzbudzają w kobiecie lęk, nie zawsze w pełni uświadamiany. Bo co będzie, gdy jednak dziecko się pocznie? Lęk kobiety o życie dziecka jest w swojej sile porównywalny do lęku kobiety o własne życie. Jeśli więc mąż informuje żonę o swoim sprzeciwie przeciwko poczęciu nowego życia, a w konsekwencji sygnalizuje, że poczęte dziecko trzeba będzie „usunąć”, to w takim małżeństwie na pewno w sferze intymnej nie dzieje się dobrze.

Kobiety często nie uświadamiają sobie, że stosują środki antykoncepcyjne właśnie z lęku. Gdy mówią, że biorą tabletki i naprawdę się nie boją, to warto postawić im pytanie: To dlaczego je biorą? Dla zdrowia, dla urody, dla fantazji? Nie, biorą je z lęku przed zajściem w ciążę. Ten lęk jest często głęboko schowany i właśnie na tym głębokim poziomie nie pozwala on kobiecie spotkać się ze swoim mężem. Na tym najgłębszym poziomie więź nie zostanie zbudowana. To prowadzi do powstania mentalności antykoncepcyjnej. Tymczasem przy stosowaniu metod naturalnych człowiek korzysta ze swoich przymiotów stwórczych: rozumu i woli. Używanie rozumu i woli powoduje, że człowiek wzrasta. Metody naturalne nie są dobre dlatego, że są naturalne czy nieszkodliwe dla środowiska, lub dlatego, że Kościół je promuje. To Kościół promuje je dlatego, że są dobre, bo zmuszają człowieka do wysiłku użycia rozumu i woli, a więc powodują jego wzrastanie i rozwój jako osoby. Człowiek wkracza wtedy na ścieżkę prowadzącą do własnego szczęścia, a nie tylko przeżycia uczucia przyjemności czy radości.

Prelegent wskazał także, że bywa i tak, że małżonkowie stosują naturalne metody rozpoznawania płodności i wynika z nich, że kobieta na pewno jest po jajeczkowaniu, w fazie niepłodności bezwzględnej, że na pewno nie może począć się dziecko, ale kobietę nadal gnębi niepokój: „A gdyby się poczęło?” Lęk jest prawdziwy, irracjonalny, ale prawdziwie przeżywany. Jak powinien zareagować mąż? Powinien uspokoić kobietę, że mimo że nie planują już więcej dzieci, i mimo że wszystkie znaki organizmu wskazują, że z pewnością ciąży nie będzie – ale gdyby dziecko się poczęło, to znaczy że Bóg jako Ktoś Najmądrzejszy wie lepiej, co w danym momencie jest dla jego rodziny najlepsze. To będzie znaczyło, że to dziecko będzie tej właśnie rodzinie potrzebne. I on – mąż nie pozwoli tego dziecka skrzywdzić. Takie stanowisko męża całkowicie uspokaja kobietę. Ona wtedy nie ma się czego bać przy swoim mężu. Dopiero wtedy otwiera się droga do tej niesamowitej więzi cielesno-psychiczno-duchowej, budowanej nie wyłącznie, ale również w sposób niezwykle intensywny przez prawdziwe, piękne i czyste współżycie płciowe. Wielu ludzi w ogóle o tym nie wie, więc ich wina jest w pewien sposób ograniczona. Człowiek ma jednak rozum i powinien go używać.

Tak właśnie kształtuje się jedność w wymiarze ciała, jedność w wymiarze psychicznym i jedność w wymiarze duchowym, którą sobie najtrudniej wyobrazić. Prelegent wyobraża ją sobie poprzez pośrednictwo Boga, czyli wspólne zwrócenie się małżonków do tego samego Boga poprzez wspólna modlitwę, sakramenty, itd. Tworzy to jedność, którą trudno ująć słowami, ale bardzo wiele małżeństw nigdy nie zbuduje tej jedności na wzór komunii Osób Boskich, ze względu tylko na ograniczenia cielesne, nawet tylko czysto związane ze sferą seksualności, bo nie rozumieją, o co w tym chodzi. Uwierzyli oni światu, że współżycie służy jedynie do przeżycia przyjemności za wszelką cenę (pornografia, samogwałt, doświadczenia przedmałżeńskie, zdrady), a orgazm jest jedynym powodem spotkania kochających się ludzi. Mit orgazmu jest silny i wszechwładny i on bardzo paraliżuje pełne przeżywanie jedności.

Pan Pulikowski opowiedział historię pewnej kobiety, która odwiedziła go w poradni, ale nie dlatego, że miała jakieś problemy w małżeństwie. Otóż 10 lat temu przygotowywał tych narzeczonych do małżeństwa i m.in. powiedział wtedy, że kobieta może być szczęśliwa w relacji seksualnej w ogóle nie przeżywając orgazmu. Ta kobieta wówczas odrzuciła te słowa, uznała je za bzdury. Jednak teraz, 10 lat po ślubie, po urodzeniu 3 dzieci, ta kobieta jest zadowolona ze swojego pożycia małżeńskiego, mimo że nie przeżyła w tym czasie ani jednego orgazmu. Tu nie chodzi o pochwałę anorgazmii (braku orgazmu), ale o odwrócenie uwagi od obłąkanego światowego myślenia, który stawia przeżycie orgazmu podczas współżycia na pierwszym miejscu. Małżonkowie mają dbać o to, by dać sobie jak najwięcej przyjemności. W końcu to Pan Bóg wymyślił, więc jest to dobre i piękne. Ale warto wiedzieć, że tam, gdzie nie ma tego przeżycia z jakiś powodów zupełnie nie zawinionych, nie wolno mówić, że nie ma miłości, że nie da się zbudować więzi, że bycie ze sobą jest bez sensu. Wyobrażenia o świecie seksualności są jak te złote góry: zupełnie nierealne. Złoto jest realne, góry są realne, ale złotych gór nie ma. Tymczasem ludzie marzą o „złotych górach”, i niszczą swoje kolejne związki, szukając odpowiedniego partnera. A świat na tym bałaganie i cudzym nieszczęściu robi pieniądze.

Małżeństwo powiązane komunią osób stanowi zupełnie nową jakość, do której nie jest zdolny pojedynczy człowiek, ani żadna inna ludzka wspólnota. Ta jakość umożliwia nie tylko przekazanie życia, ale i prawdziwe wychowanie potomstwa.

Komunia małżeńska owocuje:

  • dozgonnym szczęściem małżonków
  • poczuciem bezpieczeństwa dzieci (nawet gdy rodzice się kłócą, ale widać, że się kochają i będą do końca życia ze sobą, to daje dzieciom ogromne poczucie bezpieczeństwa; rozwód niszczy to w nich, nawet gdy są już dorosłe)
  • dobrym wychowaniem (u dzieci jest to wiara w dozgonną miłość, pragnienie założenia rodziny, gotowość na trud samowychowania, akceptacja świata wartości rodziców i wiary w Boga)
  • uratowaniem rodziny, Kościoła, świata, gdyż od przyszłości rodziny zależy przyszłość świata i Kościoła.

Troszcząc się więc o więź małżeńską, troszczymy się o rzecz na tym świecie najważniejszą.