Babcia rozdaje karty

Marcin Jakimowicz

GN 03/2013 |

publikacja 17.01.2013 00:15

Będziesz ją kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie – dziadek pokazał Romkowi Biblię. A babcia Aniela po powrocie z nabożeństwa zaczęła rozdawać Tomkowi karty.

Babcia rozdaje karty józef wolny

To nie jest kraj dla starych ludzi – pisałem niedawno. – Zepchnięci na margines przez tych, którzy „zabierają babciom dowód”, siedzą w swych mieszkankach, ściskają w rękach piloty i zdumieni oglądają nastolatków dzielących się z nimi swą wiedzą o aborcji, wojnach, demokracji i globalnym ociepleniu. A jednak babcie i dziadkowie „robią swoje”. Snują swą opowieść o spotkaniu Najwyższego. Zazwyczaj nie widzą owoców swej pracy i godzin spędzonych na kolanach i narażeni są na kpiące spojrzenie wnuków czy ironiczne wzruszenie ramion. Owoce widać po latach. Zapraszam na wycieczkę do Tarnobrzega, Tarnowa i Krzepic. Ruszamy…

Karty na stół

„U ludzi to niemożliwe, / U Boga na wszystko jest czas/ Zaświaty przyszły na świat, i kręcą się wokół nas/ I piją ze mną herbatę, i sadzą cynie po wsiach/ Do kina nie ma co iść, zostańmy tu w karty grać/ Anielo, Anielo, mój aniele” – śpiewa Tomasz Budzyński, zdradzając kwintesencję chrześcijaństwa. O tym, że „zaświaty przyszły na świat i kręcą się wokół nas”, powiedziała mu babcia Aniela. A może nie mówiła tego wprost, tylko mały Tomek wyczytał to między wierszami?

– Z babcią, u której spędzałem wakacje, robiliśmy głównie dwie rzeczy: graliśmy w karty i chodziliśmy do kościoła. Głównie to graliśmy w remika i w makao, rzadziej w tysiąca – uśmiecha się lider Armii. – Zabierała mnie na wszystkie możliwe nabożeństwa, Msze, nieszpory do dominikanów w Tarnobrzegu. Kościół był cały, od podłogi do sufitu, wymalowany. Do tego barokowy, piękny ołtarz, a w środku ikona Matki Boskiej Dzikowskiej, Nie słuchałem Słowa ani kazań, miałem kilka lat, ale oglądałem i chłonąłem obrazy wymalowane na ścianach. Wpatrywałem się w pejzaż za św. Jackiem i myślałem, skąd i dokąd on idzie – opowiada muzyk w swej autobiografii „Soul Side Story”. – Zaglądałem we wszystkie zakamarki. Kiedy kończyła się Msza, namawiałem babcię, żebyśmy zrobili przynajmniej jedną rundkę dookoła. Wpatrywałem się w drzwi do zakrystii przy ołtarzu, był na nich wymalowany anioł. Za tymi drzwiami znikali dominikanie. Wyobrażałem sobie, że przechodzą na drugą stronę, że te drzwi są bramą do nieba. Wakacje z babcią były cudowne, byłem szczęśliwy. Bardzo kochałem babcię Anielę. Mieszkała w typowym dwupiętrowym bloku z lat 50. Uwielbiałem siadać na stole w kuchni i patrzeć przez okno w siną dal. Ta wizja przylatuje do mnie jak cudowny rajski ptak, gdy tylko usłyszę utwór Petera Baumanna „Romans”. Widzę letni przejrzysty poranek w oślepiającym słońcu. Za chwilę śniadanie – chleb z masłem i białym serem o smaku, jakiego dziś nikt nie zna. Obrazy Hoppera mają ten sam klimat, jaki panował w tamtych czasach. Babcia Aniela miała ciężkie życie. Była wdową; dziadek zmarł i została sama z sześciorgiem dzieci. Bardzo ciężko pracowała i chorowała na serce. Pamiętam, że odwiedzałem ją w szpitalu po jednym z zawałów. Czytała wtedy „Winnetou” Karola Maya i jadła studzieninę, którą jej przynieśliśmy z mamą. Umarła wcześnie, nie dożywając późnej starości. Moja babcia jest aniołem w niebie.

To ty ją napisałeś!

Mordechaj Dawid Brandstaetter (1844-1928) na kilka dni przed śmiercią pozostawił wnukowi w spadku testament: „Będziesz Biblię nieustannie czytał. Będziesz ją kochał więcej niż rodziców... Więcej niż mnie... Nigdy się z nią nie rozstaniesz... A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej”. Od wczesnej młodości ten szanowany właściciel tłoczni oleju lnianego w Tarnowie zapisywał drobnym, hebrajskim pismem na wewnętrznych stronach okładek Biblii, a potem na wklejonych do niej arkusikach papieru, przyciętych z pedantyczną dokładnością do rozmiarów Księgi, daty śmierci swoich przodków i najbliższych z rodziny. Były to kronikarskie zapiski o śmierci jego prapradziadków. – Dlaczego zapisujesz w Biblii imiona umarłych? – zapytał wnuk. – Bo jest księgą żywych – odparł, nie przerywając pisania staruszek. – Zanim sam zacząłem czytać Biblię, znałem cały Pięcioksiąg z opowiadań dziadka – opowiada autor „Jezusa z Nazarethu”

– Widzę go siedzącego w fotelu, a siebie na jego kolanach. Słyszę równy, melodyjny głos opowiadający o Adamie i Ewie, o Abrahamie i ofiarowaniu Izaaka, historię Jakuba i jego synów, dramatyczne dzieje Józefa, zakończone happy–endem, który jak każdy radosny finał w dziejach ludzkich był zarazem początkiem tragicznych nieszczęść. Potem następowała wzruszająca gawęda o niemowlęciu znalezionym w kobiałce na wodach Nilu, rozmowa z Panem w krzaku ognistym, wyjście z Egiptu, przejście przez Morze Sitowia, i tak z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień ciągnęła się ta historia zagęszczona burzliwymi przygodami i cudownymi zdarzeniami, a ponieważ dziadek, opowiadając mi dzieje biblijne, postawił warunek, że każdą jego opowieść muszę powtórzyć własnymi słowami — oto jak powtarzała się przede mną, na żywo, w błyskawicznym skrócie, tradycja ustnego przekazu. Opowiadania starca, przeplatane moimi powtórzeniami, trwały ku mojej radości przez długie, długie miesiące. Gdy teraz po wielu dziesiątkach lat czytam Świętą Księgę, wydaje mi się, że nie czytam jej, lecz słyszę głos dziadka, i wsłuchuję się z napięciem w jego glos, opowiadający mi dzieje biblijne tak, jak były opowiadane w namiotach koczującego Jakuba. Gdy malutki Roman rzucił: „Dobrze dziadku, że napisałeś tę Biblię” usłyszał: „Nie, ja jej nie napisałem”. Wyznanie to podziałało na chłopaka jak grom z jasnego nieba. „Poczułem się tak, jak wówczas, gdy przed kilkoma miesiącami, biegnąc po schodach, potknąłem i spadłem z kilku stopni, rozcinając sobie kolana i czoło – wspominał Brandstaetter – To niemożliwe! Dziadek na pewno żartuje. Trzeba zdobyć się na odwagę, spytać, a wtedy przyzna, że to żart, i umocni mnie w przekonaniu o swoim autorstwie. – Więc kto ją napisał? – spytał wnuczek. – Bóg – odpowiedział dziadek po namyśle. – Co w niej jest? – Wszystko. I wtedy stało się coś, co przedtem i potem już nigdy się nie powtórzyło. Mały Romek sprzeciwił się dziadkowi. Szlochając krzyknął: – Nieprawda. Tę książkę ty napisałeś!

Tam jest ciepło!

– Dlaczego się nawróciłem? Babcia szarpała widocznie sukienkę Matki Boskiej. Poskutkowało. Do 35. roku życia złamałem wszystkie przykazania – opowiada Robert Tekieli, publicysta. – Kiedy przyszedł do mnie opętany Zbyszek Sajnóg, poeta, i powiedział, że w domu rodziców wybuchł przy nim telewizor, a gdy wychodzi na ulicę, to wyją psy i pieją koguty, powiedziałem: idź do kościoła. Rzucił: w kościele jest zimno. Co ty mówisz? – zaoponowałem – w kościele jest ciepło! Moje doświadczenie Kościoła to były cztery lata codziennych wizyt w świątyni. Prowadziła mnie do niej babcia Zosia. Pamiętam scenę: jadę na maleńkim rowerku z przyczepionym kijkiem. Jedziemy półtora kilometra. Wyrwałem się do przodu, nauczyłem się wreszcie jeździć na szosie. To było w Krzepicach. Około 1964 roku. Babcia mieszkała w wiosce za rzeką. Dzięki niej znałem Mszę łacińską na pamięć. Dziś pamiętam tylko, co znaczy „Remus”… Pamiętam zachwyt dziecka gotyckim kościołem św. Jakuba, renesansową wieżą, przepięknymi rzeźbami, barokowym malarstwem włoskim. Genialne. Pierwszorzędne. W kościele były złoto, kadziło i mirra… czyli piękno. Gdy przyszedł Zbyszek Sajnóg, mogłem mu powiedzieć, że w kościele jest ciepło. Babcia była osobą świętą, niezwykle pokorną, przezroczystą. Prała obrusy w kościele. Gdy w domu były jakieś zawirowania, szliśmy pod obraz Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi. Wisiał u babci nad łóżkiem małżeńskim. Nie narzucała się nigdy z modlitwą. A modliła się cały czas... Już następnego dnia po tym, jak poszła do nieba (wierzę, że trafiła tam od razu: ostatni miesiąc jej życia był ciężką chorobą jelit, była upokarzana w każdy możliwy sposób i przyjęła to cierpienie, ten swój prywatny czyściec), już następnego dnia po jej śmierci zacząłem się nawracać…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.