Miłość zmrużonych oczu

Agnieszka Kocznur, Agnieszka Małecka; GN 3/2013 Płock

publikacja 28.01.2013 07:00

W jej zdrowej strukturze znajdzie się miejsce dla każdego pokolenia. Jak zmienia się życie, gdy na świat przychodzą wnuki? – To radość trudna do opisania – mówią nam szczęśliwe babcie. A czy wnukom potrzebni są seniorzy? Na pewno. Wiedzą to dobrze ci, którzy odczuwają ich brak.

Anna Bąkowska wśród kartek i listów od wnuków. „Najukochańsza Babuniu, podziwiamy Twoją formę i aktywne, mądre oraz serdeczne podejście do świata i ludzi. Jesteś dla nas drogowskazem, jesteś najcudowniejszą i najukochańszą, lepszej babci nie umiemy sobie wyobrazić. Trwaj nam długo, zdrowo i szczęśliwie” – cytat z kartki, którą przesłała Justyna, najstarsza wnuczka pani Ani. Agnieszka Kocznur Anna Bąkowska wśród kartek i listów od wnuków. „Najukochańsza Babuniu, podziwiamy Twoją formę i aktywne, mądre oraz serdeczne podejście do świata i ludzi. Jesteś dla nas drogowskazem, jesteś najcudowniejszą i najukochańszą, lepszej babci nie umiemy sobie wyobrazić. Trwaj nam długo, zdrowo i szczęśliwie” – cytat z kartki, którą przesłała Justyna, najstarsza wnuczka pani Ani.

W dzisiejszych czasach wielu rodziców korzysta z nieocenionej pomocy babć i dziadków. Katarzyna Podolewska, psycholog w jednej z płockich szkół, codziennie widzi, jak wielu dziadków przyprowadza i odbiera swoje wnuki ze szkoły. Sama też korzysta z pomocy rodziców w opiece nad córkami. Jednocześnie zaznacza, że należy jednak dbać o zachowanie „zdrowych” proporcji i pamiętać o tym, że to rodzice są odpowiedzialni za wychowanie dzieci.

Cenna jak drogowskaz

Anna Bąkowska wnuki i prawnuki ma nawet za oceanem. Jednak stara się być w ich życiu bardzo obecna. Z pokolenia na pokolenie wszystko w jej rodzinie kręciło się wokół dzieci. Tak jest do teraz. – Mam piątkę wnuków i sześcioro prawnuków, a w drodze jest kolejny – mówi z dumą pani Anna, która ma 94 lata i energię, jakiej młoda osoba mogłaby pozazdrościć. Jaką babcią chciała być? – Nowoczesną! – odpowiada z uśmiechem. Z pewnością nią jest; ciągle sama prowadzi samochód, grywa w brydża i uwielbia życie towarzyskie. Dodaje od razu, że z jednej strony jest konserwatywna, jeśli chodzi o zasadnicze poglądy życiowe, ale w kwestii nowoczesnego stylu wychowania czy podejścia do problemu – jest bardziej tolerancyjną osobą. – Chciałabym miłość i szacunek do kraju przekazać wnukom. Staram się uczyć także tych najmłodszych prawnuków patriotyzmu. Teraz w Polsce jakoś nie ma takiego umiłowania do kraju, jak za moich lat, gdy byliśmy bardziej związani z ojczyzną. Może to okupacja na nas tak wpłynęła, prześladowania przez Niemców, żeśmy tak kraj kochali – mówi Anna Bąkowska. Wszystkie pamiątki, jakie miała z powstania warszawskiego, z czasów okupacji, podzieliła między trzech prawnuków. Zapakowała w specjalne kuferki i rozdała, żeby historia, tradycja rodzinna przetrwała. Najstarszy prawnuczek Kubuś ten szczególny prezent od babci otrzymał w dniu Pierwszej Komunii św. Pani Anna, choć to babcia i prababcia na odległość, ma z wnukami bardzo ścisły kontakt. – Jesteśmy blisko cały czas. Piszą i dzwonią, i teraz na Skypie można ich oglądać, więc jesteśmy w ciągłym kontakcie – przyznaje. Jak tylko może, stara się budzić w nich uczucia religijne, dużo czytać i opowiadać. – Wnuki kocha się bardzo, i może nawet dojrzalszą miłością niż swoje własne dzieci. Jest się chyba bardziej wyrozumiałym. Na wiele rzeczy swoim dzieciom nie pozwalałam, a wnukom prawie na wszystko. Jak przyjeżdżają, bawią się, w co tylko chcą. Chcą się przebierać, urządzać różne zabawy, to na wszystko się zgadzam – opowiada z uśmiechem. – Nie umiem się wyłączyć z ich życia, bardzo mnie interesują wszystkie ich problemy, zawsze się staram służyć im radą. Trzeba przebywać z wnukami, dążę do tego, żeby się bardzo z nimi zżyć. Dzielę się z nimi radością, ale swoje zmartwienia zatrzymuję dla siebie – przyznaje.

Skuteczna podpora

– Mój mąż niedawno wyliczył, że w 2013 r. będzie nas dokładnie 13 osób w rodzinie – śmieje się pani Maria z Płocka, która doczekała się już pięciorga wnucząt: Adasia, Mai, Uli, Tadzia i Krzysia, przy czym ostatni z nich jest „w drodze”. Co czuła, gdy pojawił się pierwszy maluch, w dodatku chłopiec? Wspomina, że to były niesamowita radość i emocje, których nie da się opisać. Po odejściu z domu trzech córek razem z mężem Januszem doświadczyła typowego syndromu pustego gniazda, więc wiadomość o nowym członku rodziny była elektryzująca. – Pierwsze, co zrobiliśmy, to powierzyliśmy z mężem Bogu to dziecko, jego narodzenie. Wierzyliśmy, że jeśli Pan Bóg da, to będzie zdrowe – wspomina. I tak było za każdym razem, gdy przychodziła nowina o kolejnym wnuczku. Tak jest i teraz, gdy maluchy rosną. Pani Maria, która wraz z mężem należy do Domowego Kościoła, przyznaje, że trzeba nie tylko cieszyć się z wnuków czy wyjść z nimi na lody, chociaż i to jest potrzebne. – Jako dziadkowie czujemy się odpowiedzialni w sposób duchowy. Nasze dzieci modlą się życiem, bo mają tyle obowiązków. Dziadkowie muszą pomagać w sposób niewidoczny, ale też ważny. Kiedy zachoruje któreś z wnucząt, kiedy jest jakiś problem, nasze dzieci czują wsparcie, wiedzą, że ktoś się za nich modli – opowiada. Część tej sporej rodziny mieszka w Poznaniu i Warszawie, w dodatku wszyscy dorośli są aktywni zawodowo, więc na spotkania nie ma wiele czasu. Dziadkowie wykorzystują więc jak tylko się da swoje urlopy, żeby pobyć dłużej z wnukami. Od jednej z córek dostali ostatnio kalendarz z fotografiami czworga maluchów – każda umieszczona w odpowiednim miesiącu narodzin kolejnych dzieci. To będzie pamiątka na lata.

Pan Janusz żartuje czasem, że jego żona może nie dogadywać się nawet z córkami, ale z wnukiem zawsze się porozumie. Jako dziadkowie stoją z boku, nie spoczywa na nich ciężar wychowania, więc mogą trochę porozpieszczać najmłodsze pokolenie. – Jesteśmy jednak konsekwentni i nie kupujemy wszystkiego, czego zapragną. Nie spełniamy zachcianek, bo wiemy, że to jest zbędne. Ale czasem przymyka się oko – mówi babcia całej piątki. Kiedyś, gdy rodziły się jej córki, mówiła, że skoro Pan Bóg daje dzieci, to da i na dzieci. Ta nauka nie poszła w las, ale w kolejne pokolenie. – Ja dziękuję, że moje dzieci przyjmują to nowe życie – mówi pani Maria.

Brakujące ogniwo

– Niestety, nie mam już babci i dziadków. Słabo ich pamiętam, bo odeszli, jak byłam mała, ale chyba podświadomie szukałam ich substytutów – przyznaje Małgorzata Ochocińska, która ukończyła psychologię w Poznaniu i pracuje dziś w poradni rodzinnej SRK w Płocku. Wspomina jeden Dzień Babci jeszcze w przedszkolu, kiedy razem z innymi dziećmi występowała w przedstawieniu i cieszyła się, że wśród widzów była jej starsza wiekiem ciocia, zastępując niejako tych, których już nie ma. Dla małego dziecka było to bardzo ważne, bo nie śpiewało i nie mówiło wierszyków w pustkę. Pamięta też chwilę, kiedy dostała szalik od babci jednej z koleżanek. Zwykły miły gest uświadomił jej, że właśnie tego elementu w rodzinnej układance jednak brakuje. Bo babcia i dziadek, mówi, poza rodzicami, którzy nas kochają i wychowują, dają wnukom też inny rodzaj miłości, patrząc już z pewnego dystansu na wszystko. – Myślę, że relacja między dziadkami i wnukami może być czymś wspaniałym, bo jest taką wymianą międzypokoleniową. To rodzice nas wszystkiego uczą, ale ich rodzice zwykle przeżyli już sporo i mogą wnukom przekazać coś jeszcze – mówi. – Babcie i dziadkowie uczą nas naprawiać, a nie pozbywać się czegoś. Nam często brakuje tego przywiązania, wytrwałości. Oni pokazują, że można coś uratować, poprawić, czy jeśli chodzi o najprostsze rzeczy materialne, czy sprawy takie jak relacje międzyludzkie – dodaje pani Małgorzata. – Tak – przyznaje, patrząc na młode małżeństwa, które czasem zbyt pędzą za karierą – dobrzy dziadkowie i babcie są teraz bezcennym wsparciem. Ale i oni mogą czerpać z tego kontaktu poczucie bycia potrzebnym i samospełnienia. Kiedyś usłyszała od innej młodej osoby, że ta w dalekiej przyszłości nie będzie angażowała się w opiekę nad wnukami, planując dalszą samorealizację. Ona sama uważa, że nie mogłaby tak postąpić. – Nie wyobrażam sobie, że można kiedyś powiedzieć wnukowi: „nie mam dla ciebie czasu”, bo takie dziecko poczuje się odrzucone i będzie nosiło taki ślad bardzo długo.

Wnuczek nauczycielem babci?

Czy współcześnie babciom i dziadkom może być trudniej nawiązać kontakt z wnukami? Czy internet i różne nowinki techniczne mogą być przyczyną mniejszego porozumienia między pokoleniami? Jak sądzi psycholog Katarzyna Podolewska, tę kwestię należy rozpatrywać bardzo indywidualnie. Tym dziadkom i wnukom, którzy mieszkają daleko od siebie, to właśnie internet umożliwia bieżący kontakt. W dobie komórek, tabletów i internetu to wnuczek może okazać się nauczycielem i przewodnikiem po technicznych nowinkach. – To, czy dziadkom i wnukom trudno bądź łatwo nawiązać wzajemne relacje, w dużej mierze zależy od relacji między rodzicami a dziadkami. Stosunek rodziców wobec dziadków, to, co mówią o nich, jak ich traktują, jest pierwowzorem do zachowań dzieci. W rodzinach, gdzie rodzice szanują swoich rodziców, wnuki szanują dziadków – wyjaśnia pani psycholog. Czy istnieje więc przepis na to, jak być dobrą babcią? Katarzyna Podolewska jest przekonana, iż dobra babcia lub dobry dziadek to tacy, którzy znajdują złoty środek między rozpieszczaniem a wymaganiami. Tacy, którzy kochając swoje wnuki, jednocześnie mówią im, co jest dobre, a co złe, a swoim postępowaniem pokazują to, co w życiu ważne. To często właśnie babcia i dziadek wprowadzają dziecko w świat tradycji czy religii. To oni mają czas i cierpliwość – to, czego współczesnym rodzicom często brakuje. Korzystając z własnych doświadczeń i życiowej mądrości, dziadkowie kształtują wnuki, które potem pamiętają, że „u babci jest słodko, świat pachnie szarlotką...”.