Bar życzliwej posługi

Agnieszka Kocznur; GN 4/2013 Płock

publikacja 02.02.2013 05:00

W płockim barze „Tumska” można dobrze i tanio zjeść. Mało kto wie, że te smaczne dania przygotowują i podają osoby niepełnosprawne.

Bar życzliwej posługi

W Polsce żyje ok. 5,5 mln osób niepełnosprawnych. Cierpią głównie przez schorzenia układu krążenia, narządów ruchu i neurologiczne. Większość z nich nie ma szans na zatrudnienie. A w Płocku kilkadziesiąt osób z orzeczoną niepełnosprawnością dostało pracę w barze mlecznym – pierwszym w mieście zakładzie aktywizacji zawodowej.

Ona chce walczyć

– Dostałam wezwanie z urzędu pracy, aby zgłosić się na rozmowę. Poszłam, po badaniach lekarskich podpisałam umowę i pracuję od listopada – mówi Paulina z Płocka, 20-letnia, atrakcyjna blondynka. Gdy miała 17 lat zaczęła się odchudzać, aż po pewnym czasie poważnie zachorowała na bulimię. Zaczęły się wymioty, wyczerpanie organizmu i półroczny pobyt w szpitalu. – Od tego czasu raz jest ze mną lepiej, raz gorzej, ale tak do końca, to nigdy już nie będzie dobrze. Od wyjścia ze szpitala miałam już kilka ciężkich nawrotów choroby – wspomina. Nie widać po niej niepełnosprawności, ale jej problemy wciąż wracają. Pojawia się pokusa, żeby schudnąć kilka kilo, wtedy bywa ciężko, ale cały czas jest pod kontrolą psychiatry więc walczy i nie poddaje się. – Gdy miałam 15 lat, czytałam w gazetach, że są gwiazdy, które cierpią na bulimię, ale nigdy nie przypuszczałam, że sama na tę chorobę zachoruję – tłumaczy. Od listopada pracuje w barze, w którym zatrudnione są takie osoby jak ona – z różnymi dolegliwościami. Paulina serwuje klientom gotowe dania. – Praca w barze daje mi siłę. To moja odskocznia od choroby. Czuję, że mam po co żyć, że jestem potrzebna – dodaje. Pan Darek jest po przeszczepie nerki. Pracuje w kuchni, przygotowuje posiłki. Wcześniej przez długie lata pracował w Petrochemii i marzy, że jeszcze kiedyś wróci do zawodu chemika. Chociaż dziś maksymalnie może podnieść do 3 kg. Do pracy dojeżdża codziennie 30 km, ale nie narzeka. Z uśmiechem mówi o tym, że obecne zajęcie pcha go do kolejnego celu i mobilizuje. Ważne jest także to, że zarabia. Jego żona akurat straciła pracę i potrzebny jest każdy grosz.

Nie ugryzą…

– Ludzie bardzo szybko oceniają innych. Wystarczy jedno spojrzenie i już mamy opinię na czyjś temat. A przecież tak naprawdę nic nie wiemy o drugiej osobie. Choć dobrze wygląda, może być schorowaną, doświadczoną przez los istotą – mówi Mariusz Umyszkiewicz, założyciel i prezes Fundacji Ekonomii Społecznej „Przystań”. Jest też tłumaczem języka migowego. Od trzech miesięcy zatrudnia osoby niepełnosprawne w barze mlecznym „Tumska”. To pierwszy zakład aktywizacji zawodowej w Płocku. – Niepełnosprawny to też człowiek, który ma serce i rozum. Może nie jest do końca tak sprawny i wydajny, ale to też osoba, która ma uczucia. Czasami wystarczy jej pokazać dobro i ona potrafi dalej je czynić, zmienić swoje podejście do wielu rzeczy – przekonuje Mariusz Umyszkiewicz. Dodaje, że nie powinniśmy być obojętni lub bać się niepełnosprawnych. – Starajmy się im pomagać w każdej sytuacji, np. pomóżmy osobie na wózku inwalidzkim przejechać na drugą stronę ulicy. To zwykłe, codzienne sprawy. Nie bójmy się pomagać, osoby niepełnosprawne nie gryzą – dodaje Umyszkiewicz.

Między ludźmi

Na Mazowszu zakładów aktywizacji zawodowej jest zaledwie sześć. Bar mleczny na płockim podwórku to miejsce, gdzie od kilku miesięcy faktycznie pomaga się niepełnosprawnym. Pracuje w nim 25 osób. Część personelu to ludzie młodzi, niektórzy tuż po szkole. Ale są też osoby, którym brakuje kilku lat do emerytury. W trakcie ich pracy są obecni psycholog oraz zespół instruktorów, którzy koordynują, wspierają, dają wskazówki i pomagają. W barze „Tumska” niepełnosprawni pracują w kuchni oraz sami obsługują klientów. Wśród nich jest także Elżbieta Bilecka, która porusza się na wózku. – Moja niepełnosprawność wynikła z choroby Buergera, na którą cierpiałam od wielu lat, aż amputowano mi obie nogi. Odziedziczyłam tę przypadłość po ojcu. To choroba, której nikomu się nie życzy. Przez lata był to taki ból… po prostu nie do opisania – wspomina. Dlatego trzy lata temu podjęła decyzję o pierwszej amputacji. Dziś nie ma obu nóg. – Sama już nie ruszam się z domu, zawsze ktoś musi przy mnie być. Jestem wdową, nie mam dzieci, więc muszę korzystać z pomocy obcych – mówi pani Ela. Gdy tylko dowiedziała się, że powstanie bar mleczny z niepełnosprawną załogą, od razu się zgłosiła. – Nam takie miejsca są bardzo potrzebne. Dzięki nim osoby, takie jak ja, mogą wyjść z domu i być między ludźmi – podkreśla. Najbardziej bała się dojazdów do pracy. No bo jak sama wsiądzie z wózkiem do autobusu? Na szczęście pomagają jej asystenci z pomocy społecznej, którzy przyjeżdżają z nią autobusem do pracy i odwożą do domu. Dojazdy, zwłaszcza zimą, bywają uciążliwe, ale pani Ela jest szczęśliwa, że ma pracę. – No i mogę wyjść z domu i pobyć z ludźmi – mówi.

Setki szkoleń, a pracy brak

Do baru mlecznego zgłasza się wiele osób. Pytają o pracę i zostawiają swoje CV. W tym roku zostanie zwiększone zatrudnienie jeszcze o trzy niepełnosprawne osoby. Twórcy fundacji założyli sobie, że praca niepełnosprawnych ma służyć innym ludziom. Stworzyli bar z myślą o starszych, samotnych, biednych, którzy będą mogli przyjść i tanio zjeść obiad. Mariusz Umyszkiewicz swoje pierwsze szlify w pracy z osobami niepełnosprawnymi zdobywał w biurze rzecznika osób niepełnosprawnych przy Urzędzie Miasta Płocka. Miał różne pomysły, jak pomóc tym osobom. Nie można przecież wyłącznie ich szkolić, dając tylko namiastkę różnych możliwości. – Generalnie osobom z dysfunkcjami oferuje się mnóstwo szkoleń, a co dalej? Każdy z nich umie pisać CV, odpowiednio wypowiedzieć się w czasie rozmowy, ale co z tego, skoro nie ma gdzie na taką rozmowę iść… Mówiąc językiem roboczym: każdy z nich jest wytrenowany znakomicie, a pracy jak na lekarstwo – opowiada. Ariadna Dubińska, zastępca kierownika baru, a jednocześnie psycholog i doradca zawodowy, uważa, że plusy dla zatrudnionych widać gołym okiem. Niepełnosprawni bardzo cenią sobie fakt przebywania wśród ludzi, możliwość wykonywania jakichś zadań, bycia potrzebnymi. Pochwała za dobrze wykonaną pracę jest dla nich ważniejsza niż pieniądze. – Oczywiście to ważne, że dzięki pracy zarabiają na swoje utrzymanie, bo stają się bardziej niezależni. Ale widać zmiany w poczuciu ich własnej wartości, w tym, że są docenieni i potrafią coś zrobić – zaznacza. Fundacja „Przystań” nie chce spocząć na laurach, planuje utworzyć Integracyjne Centrum Edukacyjno-Rehabilitacyjne. Niepełnosprawni będą mogli tam przyjeżdżać, korzystać z hipoterapii i różnych możliwości integracji.