Uwaga: dziecko w kościele!

Agata Puścikowska

GN 06/2013 |

Pozwólmy dzieciom przychodzić do Niego. Pamiętając, że przychodzić nie oznacza szaleć…

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Scena pierwsza. Bohater pierwszy, lat ok. 2. Powiedzmy: Staś. Aktorzy drugoplanowi: rodzice. Starają się, by dziecko nie przeszkadzało innym. Naprawdę się starają. Mały siedzi sobie w kąciku. Czasem przytuli się do mamy, czasem posiedzi na kolanach taty. W połowie kazania nagle wyrywa się rodzicielom. Robi zręcznego susa przez pół kościoła. I zanim rodzice zdążyli zareagować, jak młodociana gwiazda pop Staś ląduje na posadzce tuż pod ołtarzem. Ksiądz robi pauzę, grobową minę, i przez mikrofon żąda natychmiastowego zabrania dziecka i „wyniesienia” go z kościoła.

Bo (jak przypomina) kościół to miejsce modlitwy. Rodzice pokornie wynoszą malucha. Scena druga. Bohater, lat ok. 6. Powiedzmy: Franio. Z głupawą miną biega od bocznego ołtarza do rozanielonej mamy. Od rozanielonej mamy pod ołtarz główny. A że butki ma fajne, wyrobione na podeszwach, więc się na posadzce kościelnej doskonale ślizga. Mama co prawda czasem lekko beszta synka, ale jakby bez przekonania. No bo wiadomo, że dziecko wyszaleć się musi, że godzina w kościele dla żywego chłopca to prawie wieczność. I wydaje się obrażona, gdy ludzie obok coś pod nosem komentują. Biedny ksiądz, nieco bezradnie, próbuje się przy ołtarzu skupić. I choć czasem sprawia wrażenie, jakby miał ochotę dzieciaka z kościoła wynieść, nie poddaje się słabości... Szkoda, bo lud z pewnością by pomógł. Która scenka jest prawdziwa? Obydwie.

Absolutne skrajności w zachowaniach i księży, i rodziców, zaobserwowane na przestrzeni kilku lat i w różnych parafiach. Z jednej strony zupełny brak wyrozumiałości części księży, którzy na dzieci w kościele reagują… alergicznie. Z drugiej – kompletna niefrasobliwość, żeby nie napisać wprost: głupota i brak kultury zakochanych w potomstwie, bezkrytycznych rodziców. Rodziców, którym się wydaje, że biegający po kościele, bez opamiętania, a z szaleństwem w oczach kilkulatek to właśnie przejaw Chrystusowego „pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”. Szczęściem między tymi skrajnościami jest (ogromna) przestrzeń wzajemnego szacunku. Jest więc miejsce dla mądrego wychowania dzieci – również w kościele. Pozwólmy dzieciom przychodzić do Niego. Pozwólmy również tym (nieco nieokiełznanym) dwulatkom. Choćby po to, by sześciolatek wiedział już, po co i do Kogo przychodzi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.