Nadzieja jak... obrus

Urszula Rogólska; GN 6/2013 Bielsko-Biała

publikacja 17.02.2013 07:00

Czasem marudzą: „A po co to tak, takich plam to nawet nie widać” – opowiada Irena Kuczera. – A ja im zdecydowanie: jest niedziela i obrus ma być śnieżnobiały. Jaki masz porządek dokoła, taki jesteś w środku.

Nadzieja jak... obrus Urszula Rogólska Mieszkańcy i przyjaciele „Klimczokówki” prowadzonej przez Fundację „Nadzieja” w ulubionym pomieszczeniu – kuchni. Od lewej: Mariola Zawodnik, Agnieszka Konior, ks. Józef Walusiak, Barbara Betka, Monika Klimczak i Paweł Semik

Zawsze kiedy wracam ze szkoły albo z pracy do domu... – Agnieszka Konior jest zaskoczona tym, co właśnie powiedziała. – Powiedziałam: „do domu”? Tak... wracam do domu. Bo tu jest mi lepiej niż w rodzinnym domu. Kiedy wracam, czeka na mnie ciepły obiad, są ludzie, którzy się o mnie troszczą. Mogę usiąść w kuchni i tak zwyczajnie chłonąć ciepłą atmosferę. Ale najczęściej siadam tu z książkami do szkoły, bo uwielbiam się tu uczyć. – Mają pokój do nauki, a zawsze przychodzą do kuchni i tu nie przeszkadzają im gwar, śmiechy ani płacz dziecka – śmieje się ks. Józef Walusiak. Agnieszka przerywa naukę i wyczarowuje dla wszystkich kawę ze spienionym mlekiem. Przy Zaporze numer 100, w hostelu „Klimczokówka”, nikt nie robi tak dobrej kawy jak ona.

Jak w domu

– Pierwszym domem fundacji był Katolicki Ośrodek Wychowania i Terapii Młodzieży „Nadzieja” przy Barkowskiej 167 w Bielsku-Białej – mówi ks. Józef Walusiak, założyciel Fundacji Zapobiegania i Resocjalizacji Uzależnień „Nadzieja”. – Po dwóch latach okazało się, że spora liczba dzieci i młodzieży po terapii nie bardzo miała gdzie wracać. Pochodzą ze środowisk patologicznych albo zagrożonych, czasem w trakcie ich terapii rodzina się rozpadła. Dlatego też w 1993 r. powstał pierwszy hostel przy ulicy Sabały, potem kolejny przy Sobieskiego, a w 1997 – „Klimczokówka” w Wapienicy. Dziś działają dwa – właśnie ten ostatni i nowy – hostel „Królowej Pokoju” przy ul. Kolonia, w budynku przekazanym przez miasto.

– „Klimczokówka” to częściowo mieszkania readaptacyjne, częściowo hostel dla młodzieży pełnoletniej – tłumaczy ks. Józef. – Trafiają tu także osoby z MOPS-u, z Domu Samotnej Matki, z Podbeskidzkiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Nie ma określonego czasu pobytu, każdemu dajemy dach nad głową na tak długo jak to konieczne. Mieszkaniec musi jednak uczyć się lub pracować i zachowywać trzeźwość. Większość mieszkańców „Klimczokówki” – dziś jest ich dziesięcioro – to osoby bezdomne.

– Staramy się, żeby tu było jak w domu – mówi ks. Józef. – Żeby tutaj uczyli się domowego stylu życia, przeżywania świąt, niedzieli; wszystkiego – od kucharzenia po tworzenie atmosfery rodzinnej wspólnoty. Opłata za miesiąc mieszkania tutaj to 250 zł. Wszystko, co uda się mieszkańcom zarobić ponad to, mogą wydawać zgodnie z własną wolą. Wielu oszczędza, by móc się usamodzielnić. – Gotują panie: Irenka (która też kiedyś tu mieszkała) i Teresa, pozostałymi obowiązkami dzielimy się – opowiada Agnieszka. – Mamy grafik sprzątania, dbania o kaplicę, o podwórko. No, są jeszcze kury. Ale ja się ich boję, więc też ma je na swojej głowie pani Irenka. Tradycją stały się uroczyste obchodzenie urodzin i imienin mieszkańców, wyjazdy do kina, teatru, w góry, na narty.

Porządek tam i tu

Agnieszka trafiła do „Klimczokówki” 1 października 2012 r. – Wprost ze szpitala w Cieszynie – opowiada. – Po śmierci rodziców kilka razy na różne sposoby próbowałam sobie odebrać życie. Ale mi się nie udawało. Nie chciałam żyć. Po szpitalu trafiłam tutaj... To najpiękniejsze miejsce w moim życiu. Nauczyłam się wielu rzeczy, ale przede wszystkim porządku. W domu tego nie było. Tu znalazł mnie Pan Jezus, tu odkryłam miłość Pana Boga do mnie. – Zawsze im mówię, że porządek zewnętrzny świadczy o porządku wewnętrznym – wtrąca ks. Józef. Agnieszka marzy o ciepłym domu w przyszłości. A teraz o studiach medycznych. Ale uważa, że jak ma 29 lat, to już za późno, żeby takie studia zaczynać. Może pójdzie na ratownictwo medyczne... – Pamiętam tu pierwszą niedzielę – mówi. – Biały obrus, wszyscy przy stole, dwa dania..

. – Nie wyobrażam sobie inaczej – mówi Irena, która jest związana z domem od 11 lat. – Biały obrus – może to przyziemne, ale dla mnie bardzo ważne. W niedzielę ma być inaczej. To wielkie święto! Na niedzielne obiady wpada w gościnę Monika Klimczak. Przed czterema laty przyprowadziła tu przyjaciółkę w ciąży, która nie miała się gdzie podziać. Mieszkały razem przez trzy miesiące. – Ale wracam – uśmiecha się Monika. – Dla tej atmosfery, bliskości Pana Jezusa w kaplicy, serca księdza Józefa, atmosfery ciepła i szacunku dla każdego człowieka. Tu wszystkie problemy rozwiązywane są w oparciu o Ewangelię, więc jak nie wracać...?

Mieliśmy tylko dżem

– Utrzymujemy się z darów i dzięki sponsorom. Ogromnym wsparciem od 20 lat jest dla nas piekarnia „Piecuch”. Co sobotę przywożę dwie torby chleba – mówi Irena Kuczera. – Dziękujemy też diecezjalnej Caritas, Wspólnocie św. ojca Pio z bielskiego osiedla Karpackiego i Diecezjalnej Szkole Nowej Ewangelizacji. Jakoś tak zawsze jest, że kiedy już naprawdę nic nie mamy, dzwonią panie z tych wspólnot i pytają, w czym nam pomóc. Przed świętami mieliśmy tylko dżem, a tu telefon od pani Marzeny z DSNE i od razu zostaliśmy zsypani darami – żywnością i ubraniami. – Modlą się w naszych intencjach także klauzurowe siostry redemptorystki w Starym Bielsku – dodaje ks. Józef. – Wierzę, że Pan Bóg nam błogosławi także dzięki nim. Choć sami mają niewiele, tym, co dostaną, zawsze dzielą się z innymi.

Do „Klimczokówki” przyjeżdżają bezdomni, mieszkańcy niedalekiego lasu; dary przekazują też innym ośrodkom pomagającym potrzebującym. – Moim największym marzeniem jest, żeby osoby, które tu przychodzą, rzeczywiście wykorzystały tę szansę poprzez przemianę moralną i duchową swojego życia. Żeby mogły stanąć mocno na własnych nogach – mówi ks. Walusiak. Z „Klimczokówką” związali się też okoliczni mieszkańcy. Wspomagają hostel warzywami, owocami, własną pracą. Widzą pracującą tu młodzież. Przyciąga ich też kaplica św. Ojca Pio. Początkowo miała być kaplicą hostelu, ale zaczęli przychodzić mieszkańcy Wapienicy, którzy stąd do kościoła parafialnego mają 4 km, a także turyści zmierzający stąd na górskie szlaki. Dziś Msze św. odprawione są tu w niedzielę o 9.00 i 11.00, a także w trzy dni tygodnia. W poniedziałki odmawiana jest Nowenna do św. Ojca Pio.

U Królowej Pokoju

Hostel Królowej Pokoju to druga taka placówka prowadzona przez fundację. Formalnie jest częścią ośrodka przy Barkowskiej 167, mającego podpisany kontrakt z NFZ. Tutaj mają trafiać nieletni, którzy po terapii nie mają się gdzie podziać lub chcą na miejscu skończyć szkołę, którą podjęli. – Istniejemy od dwóch lat. Bardzo bym chciał, żeby to był taki dom usamodzielnienia, by w chronionych warunkach nasi wychowankowie po terapii wypróbowywali to, czego tam się nauczyli – podkreśla Krzysztof Czub, kierownik hostelu. Dziś mieszka tu dwoje nastolatków – Agata i Kamil, ale jeszcze niedawno było ich dwanaścioro. Tutaj całą dobę są z nimi wychowawcy. Ale nie ma terapeutycznego rygoru. Bo tu mają się nauczyć powrotu do normalnego życia.

– W ośrodku wiele rozwiązań nam narzucano, bo takie są wymogi terapii uzależnień. Tutaj uczymy się wyborów i ponoszenia konsekwencji naszych decyzji – opowiada Agata, która trafiła tu dwa lata temu, po 16-miesięcznej terapii. – Wychowawcy mają do nas zaufanie, możemy przyjmować tu przyjaciół, wychodzić dokąd chcemy. Uczymy się normalnego życia. Agatę spod Lublina przywiozła mama. Miała już dość jej wagarowania, problemów z alkoholem i papierosami. – Nawet nie wiedziałam, gdzie jedziemy – opowiada Agata. – Fundacja dużo mi pomogła. Wyszłam z wielkich problemów, kończę szkołę, mam plany, marzę o normalnej rodzinie, o podróżach. A kiedyś myślałam, że jedyny plan na moje życie to skończyć byle jaką szkołę i stać w sklepie na kasie...

Telefon Zaufania

Fundacja Zapobiegania i Resocjalizacji Uzależnień „Nadzieja” prowadzi ośrodek i hostele, a od 1991 roku także Katolicki Telefon Zaufania. – Od 23 lat, codziennie przez pięć godzin – od 16.00 do 21.00 – czekamy na telefony w najróżniejszych ludzkich sprawach – mówi pani Maria, jedna z wolontariuszek. – Są wśród nas psychologowie, nauczyciele, księża, pracownicy poradni życia rodzinnego, byli alkoholicy, urzędnicy i ludzie wielu specjalności i zawodów. – Ludzie dzwonią w bardzo różnych sprawach – z problemami rodzinnymi, małżeńskimi, dzwonią alkoholicy, ludzie uwikłani w narkotyki, hazard, sekty; dzwonią członkowie ich rodzin – mówi jedna z wolontariuszek. – Czasem jest tak, że podnoszę słuchawkę i przez godzinę tylko słucham, reagując krótkimi słowami: „tak”, „rozumiem” – dodaje inna wolontariuszka. – A po tej godzinie ktoś mi bardzo dziękuje za pomoc. Ja nic nie powiedziałam – po prostu ten człowiek potrzebował, żeby go wysłuchać i tej nutki nadziei w moim głosie...

Pomóż „Nadziei”

Każdy z nas może pomóc Fundacji Zapobiegania i Resocjalizacji Uzależnień „Nadzieja” w Bielsku-Białej, przekazując jej 1 procent podatku. Fundacja prowadzi Katolicki Ośrodek Wychowania i Terapii Młodzieży „Nadzieja”, hostel „Klimczokówka”, hostel „Królowej Pokoju” oraz Katolicki Telefon Zaufania. Utrzymuje się jedynie z darowizn, ofiar i pieniędzy pozyskanych na organizowanych przez siebie różnego rodzaju imprezach – m.in. Pikniku Rodzinnym. Pisaliśmy już w „Gościu” (nr 39 i 49/2012) o największym przedsięwzięciu – koniecznej rozbudowie ośrodka przy Barkowskiej. W tym tekście przedstawiamy pozostałe placówki prowadzone przez Fundację „Nadzieja”.