Życie nie od linijki

Monika Łącka; GN 9/2013 Kraków

publikacja 07.03.2013 07:30

Słodycz czerpią z... wiary i modlitwy. – Przed oczami każdej katolickiej żony i matki powinno być niebo, które wyznacza najważniejszy cel: zbawienie – przekonuje Iga Stolar-Łypczak, szefowa Klubu Mam „Karmelowe dzieci” i mama trójki pociech.

Mam na razie jest 10. Dzieci – nawet dwa razy tyle. Choć tak naprawdę to trudno policzyć wszystkie maluchy. Bo gdy w środowe przedpołudnie (ok. godz. 10) pojawiają się w sali św. Anny przy klasztorze oo. karmelitów bosych (ul. Rakowicka 18), wydaje się, jakby wypełniały każdy zakamarek: bawią się radośnie, śpiewają i biegają, slalomem omijając pochłonięte rozmową mamy. Niektóre śpią grzecznie w maminych ramionach, bo niedawno pojawiły się na świecie. Inne... też śpią, ale jeszcze schowane pod sercem mamy.

Bł. Zelia i Mama Róża

Iga Stolar-Łypczak o założeniu klubu dla mam marzyła od kilku lat. – W październiku 2012 r., z Bożą pomocą, w końcu się udało. Studiowałam w Karmelitańskim Instytucie Duchowości, weszliśmy z mężem w duchowość karmelitańską i zaprzyjaźniliśmy się z ojcami karmelitami, którym nasz pomysł na klub bardzo się spodobał, więc chętnie zgodzili się na naszą propozycję – opowiada.

Ojciec Andrzej Ciekiera OCD: – Towarzyszę „Karmelowym dzieciom” od samego początku. Pojawiam się na spotkaniach, służę modlitwą (m.in. w intencji mężów i wszystkich mężczyzn, to stały punkt programu każdej karmelowej środy), sakramentami. Wiem, że kobiety po urodzeniu dziecka czasem czują się samotne – większość czasu spędzają w domu, podczas gdy ich mężowie pracują. Potrzebują rozmowy z innymi mamami, które wyznają podobny system wartości, opieki duszpasterza. Z klubu mamy wychodzą pogodne, uśmiechnięte. Pewnie duża w tym zasługa dwóch wielkich duchem kobiet, błogosławionych mam, które klubowi patronują – Zelii Martin i Eurosii Fabrin Barbab, zwanej Mamą Różą. Zelia, mama św. Tereski od Dzieciątka Jezus, z Karmelem jest nierozerwalnie związana.

– Osobiście jest mi też bardzo bliska, jest dla mnie wzorem zaufania Bogu. Zanim wyszła za mąż, myślała o wstąpieniu do klasztoru. Ja też kiedyś się nad tym zastanawiałam, jednak Bóg miał dla mnie inny plan: w roli żony i matki odnalazłam szczęście i spełnienie – mówi Iga. Zelia chorowała na nowotwór, a mimo to była całkowicie otwarta na życie. – Dziś wiele osób powiedziałoby, że to nieodpowiedzialne, jednak wierność Bogu opłaciła się – to dzięki Zelii mamy dziś św. Tereskę. Ja także zmagam się z nieuleczalną chorobą i każde kolejne dziecko jest w pewnym sensie moją ofiarą. Lecz warto dawać siebie i nie mierzyć tego linijką. Życiorys Eurosii poznałam dzięki znajomym z warszawskiego Stowarzyszenia Rodzin bł. Mamy Róży i odkryłam, że dużo łączy ją z Zelią. W ich życiu współczesne kobiety mogą znaleźć podpowiedź, jak być dobrą i rozmiłowaną w modlitwie żoną, dzielną niewiastą i matką pełną wiary – dodaje. Podczas spotkań karmelowe mamy jedzą zupę (którą Iga gotuje o świcie i przynosi w termosach), uczą się ciekawych rzeczy (np. „chustowania” i „pieluchowania”) i dyskutują: o dzieciach, życiu, o wierze. Np. o tym, jak dobrze przeżyć Wielki Post i Karmelowe Rodzinne Rekolekcje. Szczegółowe informacje o rekolekcjach można znaleźć na krakow.gosc.pl.

Wsparcie dla Bajkowskich

Gdy trzeba, mamy jednoczą siły i pomagają. Tym razem tej pomocy pilnie potrzebuje jedna z karmelowych rodzin – Karolina i Bartosz Bajkowscy, których dzieci (trzech synów), decyzją sądu (na razie nieprawomocną, Bajkowscy złożyli już bowiem apelację), mają trafić do domu dziecka. Kłopoty Bajkowskich zaczęły się, gdy jesienią 2010 r. postanowili skorzystać z pomocy Krakowskiego Instytutu Psychologii, bo starsi synowie (obecnie 13-letni bliźniacy Krzyś i Staś) nie lubili chodzić do szkoły. Po siedmiu spotkaniach rodzinnych i ośmiu małżeńskich Karolina i Bartosz, niezadowoleni z formy otrzymanej pomocy, z terapii zrezygnowali.

W marcu 2012 r. okazało się, że ich sprawa trafiła do sądu, ponieważ terapeuci stwierdzili, że rodzice stosują wobec dzieci przemoc fizyczną i psychiczną. – Nie twierdzę, że nigdy nie dałem synom klapsa. Raz jedyny zdarzyło się, że mocniej uderzyłem młodszego syna, bo – mimo upomnień i poważnej rozmowy – rzucał kamieniami w stronę przystanku autobusowego. Opowiedziałem o tym terapeucie. Wszystko, co robimy z żoną, jest z miłości i dla dobra dzieci – podkreśla B. Bajkowski.

30 stycznia krakowski Sąd Rejonowy, bez przeprowadzenia pełnego postępowania dowodowego, wydał orzeczenie, które ogranicza władzę rodzicielską państwa Bajkowskich i nakazuje umieścić dzieci w domu dziecka. Sprawa została nagłośniona przez media. – Dzieci nie oddamy – mówią rodzice. 21 lutego o godz. 7.30 do ich mieszkania weszła policja, dwie pracownice MOPS oraz dwóch kuratorów sądowych. Przez trzy godziny próbowali przekonać chłopców, żeby się ubrali i opuścili dom. Ci jednak wtulili się w rodziców i nie chcieli wykonać polecenia. Gdy przed domem Bajkowskich pojawiły się zaalarmowane media, kurator sądowy zgodził się na tymczasowe pozostawienie chłopców w domu.

Do sprawy wrócimy w najbliższym numerze GN.