Dom w bramie

Monika Augustyniak; GN 9/2013 Łowicz

publikacja 14.03.2013 09:11

- Od zawsze byliśmy społecznikami, których praca dla innych nakręcała. A gdy dotyczy ona młodzieży, wchodzimy w to na maksa - mówi Marek Kozłowski, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Młodzieży „Brama”.

 Od początku istnienia Stowarzyszenia na Rzecz Młodzieży „Brama” jego prezesem jest Marek Kozłowski Agnieszka Napiórkowska Od początku istnienia Stowarzyszenia na Rzecz Młodzieży „Brama” jego prezesem jest Marek Kozłowski

Ulica Rybickiego w Skierniewicach. Nad bocznym wejściem do Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 tabliczka: „Stowarzyszenie na Rzecz Młodzieży »Brama«”. Pomimo mrozu w środku jest ciepło. Wchodzących wita duży krzyż. Wnętrze wypełnione jest sprzętem muzycznym, są stoły, krzesła. Na ścianach wiszą zdjęcia, pamiątki z imprez organizowanych dla młodzieży. W jednym z pomieszczeń jest studio muzyczne. To tu Marek Kozłowski opowiada o dziele, które razem z grupą przyjaciół rozkręcił 13 lat temu.

Własnymi rękoma

– Początki „Bramy” były niepozorne. Pracowaliśmy z żoną w szkole i coraz wyraźniej widzieliśmy potrzebę stworzenia miejsca, gdzie młodzież będzie mogła się spotykać, rozwijać swoje zainteresowania – wspomina M. Kozłowski. – Organizowaliśmy spotkania w Miejskim Centrum Kultury, staraliśmy się zaplanować młodym ludziom czas wolny, ale wciąż nie wiedzieliśmy, czego tak naprawdę chcemy. W tym czasie w skierniewickich szkołach pojawił się problem narkotyków. Ponieważ były one czymś nowym, wiele osób chciało się „zabawić” w palenie trawki. Postanowiliśmy coś z tym zrobić. Na jedno ze spotkań zaprosili Marka Kotańskiego. Do Ośrodka Sportu i Rekreacji w Skierniewicach przyszło wielu młodych ludzi.

– Kotański opowiedział nam o Ruchu Czystych Serc. Idea była taka, by zamiast pomagać narkomanom, tworzyć miejsca i zajęcia dla twórczej młodzieży. Zainspirował nas do tego, żeby znaleźć swoją przystań, a nie tułać się z kąta w kąt – opowiada Marek. Po spotkaniu niemal natychmiast zaczęli szukać pomieszczenia, w którym na stałe mogłyby się odbywać spotkania młodzieży. Ówczesny prezydent Ryszard Bogusz, poproszony o udostępnienie jakiejś sali, wyjął wykaz 200 imprez dla młodzieży organizowanych w Skierniewicach i zapytał: „Czego jeszcze chcecie?”. Nie potrafili jasno odpowiedzieć na to pytanie. Wiedzieli, że to ma być coś dla młodych. Prezydent patrzył na nich zdziwiony, ale też z dużą życzliwością. I zgodził się.

Ostatecznie mieli do wyboru kilka pomieszczeń. Wybrali szatnię ZSZ nr 2. Dzisiejszy stan lokalu w niczym nie przypomina tego z początków. – Włożyliśmy w to mnóstwo pracy – mówi Aneta Wojciechowska. – Murowanie, ocieplanie, wymiana drzwi. Wszystko własnymi rękoma, z pomocą uczniów z budowlanki. Przychodziliśmy tutaj po pracy i remontowaliśmy ściany i podłogi do drugiej w nocy. Nie było łatwo. Kiedy było już miejsce, powstał pomysł założenia stowarzyszenia. W 2001 roku odbyła się uroczystość otwarcia i poświęcenia Stowarzyszenia na Rzecz Młodzieży „Brama”. Nazwę wymyślił Paweł Wojciechowski.

Wyszli z piwnic

Pierwotnie „Brama” była miejscem związanym przede wszystkim z muzyką. Młodzi ludzie grali tam, mogli ćwiczyć i improwizować. Powstał okazjonalny zespół o nazwie Zawiasy. „Brama” zaczęła organizować koncerty zespołów skierniewickich. I w końcu muzycy amatorzy mogli wyjść z piwnic na scenę. Wspólne granie było alternatywą dla bezcelowego spędzania czasu w klatkach i przed blokami. –To był czas, kiedy do „Bramy” przychodziła ułożona młodzież. Ale wkrótce zaczęły się matury, egzaminy na studia. Dzieci nie miały już czasu. Za to w stowarzyszeniu zaczęli pojawiać się ci, którzy czasu mieli bez liku. Nie chodzili do szkoły, nie uczyli się. Pojawiły się nowe potrzeby. Zamiast okazjonalnych imprez musieliśmy stworzyć miejsce, gdzie ci młodzi ludzie mogliby czuć się jak u siebie – opowiada Marek. I tak powstała świetlica środowiskowa.

Każdego dnia od 16.00 do 19.00 w „Bramie” byli dorośli wolontariusze – nauczyciele, pedagodzy. I, oczywiście, młodzież. Były też muzyka, jedzenie, piłkarzyki, stół do tenisa. – Przychodząc do nas, łapali oddech. Prostowali kręgosłupy. Po roku zaczęli nawet odrabiać tam lekcje – mówi z uśmiechem Marek. Czas świetlicy zdaje się być czasem przygody – wspólne wyjazdy do Puszczy Mariańskiej, obóz żeglarski, dyskoteki, gotowanie, wigilie i inne imprezy. Ale był to także czas częstej obecności Marka w komisariacie Policji. Co teraz dzieje się z tą młodzieżą? Ktoś skończył studia, ktoś odsiedział wyrok w więzieniu, ktoś zbyt szybko został ojcem. Łączy ich jedno – trudna historia życia. – Ale w „Bramie” czuli się jak u siebie. Dbali o to miejsce. I wszędzie by ze mną pojechali. Nawet na Szkołę Nowej Ewangelizacji, byle tylko być razem – wspomina prezes. Świetlica działała trzy lata. Z czasem coraz trudniej było zorganizować codzienną obecność dorosłych. W końcu trzeba było rozwiązać tę działalność. Od tego czasu „Brama” stała się stowarzyszeniem zadaniowym.

Człowiek w centrum

Do dziś głównym zadaniem „Bramy” jest realizacja projektów dla młodzieży. Najwięcej pomysłów skupia się wokół muzyki i sportu. – Pomyślałem, że jeśli mam być zaangażowany, to zorganizuję coś, przy czym nie będę się męczył – śmieje się Marek. A muzyka i piłka nożna to jego największe pasje. I tak powstały projekty „Dwa na dwa”, „Futsal”, „Harmonia”, a także wiele innych, które rozwijały w młodych ludziach pasje muzyczną i sportową. „Brama” obejmuje opieką zespół Cantare Per Dio, posługujący w kościele św. Stanisława w Skierniewicach. Stowarzyszenie zorganizowało również projekt „Masz szansę”, który pomagał w zakresie psychologii i doradztwa zawodowego młodzieży znajdującej się w trudnej sytuacji. W projekcie „Pomocna dłoń” chodziło z kolei o integrację zdrowej i niepełnosprawnej młodzieży podczas warsztatów plastycznych.

„Brama” działa prężnie, choć jest organizacją niedochodową. I pomimo że skupia się na projektach, nie one są głównym celem. – Dla mnie zawsze najważniejszy był człowiek. Wszystkie nasze działania skierowane są na to, by podbudować młodych, by dać im dobro – mówi Marek, który sam jest mężem, ojcem, katechetą i muzykiem. – Ja po prostu lubię ludzi, lubię z nimi przebywać. Lubię chłopaków, z którymi gram w piłkę, lubię młodzież, z którą muzykuję. I choć czasem myślę, że nie robimy tu Bóg wie czego, to przecież te dzieci, przez samo przebywanie ze mną, czegoś się uczą. Obserwują, jak się zachowuję, jak reaguję, jak traktuję moją żonę, dzieci. To nie może pozostać bez odpowiedzi. A jest nią szacunek. Kiedy moi chłopcy widzą, że takie „podejrzane typy” odnoszą się do mnie z szacunkiem, bardzo zyskuję jako ojciec. To wielka inwestycja dla nas wszystkich. Nigdy nie wiadomo, komu możemy uratować życie.

Kilkanaście lat temu, kiedy „Brama” rozpoczynała swoją działalność, Marek miał wizję miejsca, gdzie będą dokonywały się wielkie przemiany serc. Teraz mówi, że nabrał dystansu. Doświadczenie kilkunastu lat pracy z młodzieżą pokazało, że człowiekowi nie tak łatwo zmienić swoje życie. Że tylko nieliczni mają chęci, siłę i odwagę do podjęcia tego wysiłku. Praca w „Bramie” pokazuje także, że człowiek jest wielką tajemnicą, a porażka wychowawcza jest wpisana w pracę z młodzieżą. – Czasem chciałbym zobaczyć, co dobrego zrobiliśmy dla podopiecznych. Dowiaduję się, że jeden poukładał sobie życie, drugi się ustatkował. Ale tak do końca nigdy wcześniej nie wiadomo, czy będę oglądał ich przemianę – mówi Marek.

Dla Moniki Kędzierskiej i Patrycji Pariaszewskiej, uczestniczek projektów muzycznych organizowanych przez „Bramę”, stowarzyszenie jest miejscem spotkań z przyjaciółmi. – Tam odkrywamy swoją pasję i rozwijamy umiejętności muzyczne. Ale to także miejsce, gdzie możemy się wyszaleć, pośmiać – opowiada Patrycja. Monika zorganizowała tam swoje urodziny. – To miejsce jest jak dom. Są herbata, kawa, są bliscy nam ludzie. Możemy tam robić wszystko i czujemy się jak u siebie. To prawdziwa brama, po przekroczeniu której człowiek wchodzi w inny, lepszy świat – dodaje Monika. O tym, jak wyjątkowe jest to miejsce, już niebawem będzie mogło przekonać się znacznie więcej osób. Stowarzyszenie zdobyło bowiem dotację na trzy nowe projekty: „Be Creative”, „Śpiew moją pasją” i „Pomocna dłoń”.•