Życie się opłaca

Marta Sudnik-Paluch; GN 13/2013 Katowice

publikacja 08.04.2013 09:30

Kilkusetgramowe maleństwo całkowicie niemal schowane pod połami szlafroka czy koszuli nocnej mamy – Rozczulający widok.

W tej rodzicielskiej bliskości nie przeszkadzają respirator ani sonda, przez którą karmi się takie maluchy. Tym bardziej nie ograniczają jej ściany inkubatora. I chociaż dla wielu wciąż wydaje się to niemożliwe, w szpitalu w Rudzie Śląskiej rodzice wcześniaków kangurują je i to przede wszystkim oni sami się nimi opiekują. – Od pierwszych chwil staramy się aktywizować rodziców. Nie tylko mamy, ale także ojców, którzy w pierwszym okresie po porodzie są bardziej mobilni. Oni chętnie włączają się w opiekę. Mieliśmy nawet tatusia, który przed kangurowaniem wydepilował klatkę piersiową, chociaż to nie jest konieczne – uśmiecha się dr Marta Twardoch-Drozd.

Przykład od ssaków

Rewolucja w medycynie? Raczej powrót do korzeni. Taki model opieki nad wcześniakami wprowadzili jako pierwsi szwedzcy lekarze. – Podstawowym sensem działań jest nieodrywanie dziecka od rodziny. Dziecko jest przecież jej członkiem. Szwedzi przywoływali tutaj przykład ssaków, u których natychmiastowe zabranie potomstwa po porodzie, nawet na krótką chwilę, w wielu przypadkach skutkowało odrzuceniem go przez matkę – wyjaśnia prof. Janusz Świetliński, ordynator Oddziału Neonatologii Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Jak doszło do tego, że właśnie ta placówka zdecydowała się na wprowadzenie najnowocześniejszych trendów? Przez zupełny przypadek. Lekarze poszukiwali rozwiązań problemu zakażeń szpitalnych. Tak trafili na szwedzkich lekarzy, którzy prezentowali pogląd, że każde, nawet najmniejsze życie jest warte wysiłku, by je uratować. A najlepszy lek, jaki zaproponowali, to... mleko matki.

Uszanować każde życie

– Obowiązujące obecnie w Polsce rekomendacje etyczne mówią, że po 24. tygodniu życia płodowego robimy wszystko, by uratować dziecko. W przypadku mniej dojrzałych maluchów lekarz ma obowiązek poinformowania rodziców o całej sytuacji. Panuje przekonanie, że nie powinien nakłaniać ich, żeby noworodka ratować. Raczej powinien wspólnie z opiekunami podjąć decyzję o poddaniu naturze: zabezpieczeniu potrzeb dziecka, żeby go nie bolało, było mu ciepło, ale bez aktywnego podejścia. Natomiast u dzieci w wieku płodowym poniżej 23. tygodnia nie podejmuje się żadnych działań – twardo opisuje rzeczywistość profesor. – Natomiast w szwedzkim modelu opieki chodzi o uszanowania tego życia, które ma ochotę... być. Tam lekarze mówią wprost, że biologia to nie miara ani waga, tylko proces – dodaje. Każdemu życiu daje się szansę. Najtrudniej jest pokonać obiegowe opinie panujące na temat wcześniaków. Że nie warto w nie inwestować, bo nawet jeśli przeżyją, to będą ciężarem dla rodziny. Że to tylko strata pieniędzy i energii lekarzy, która mogłaby być poświęcona innym pacjentom.

– Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że równie dobrze takie dyskusje mogłyby się toczyć nad 70-latkiem wymagającym reanimacji. Ujmując rzecz procentowo, jego szanse na życie po tym wydarzeniu i szanse na to u bardzo niedojrzałego wcześniaka są porównywalne – argumentuje prof. Świetliński. Założenie tego modelu opieki jest proste – nie chodzi tylko o to, by to nowe życie uratować, ale także – by dziecko w przyszłości żyło bez jakichkolwiek konsekwencji zdrowotnych. – Obecnie szwedzkie doświadczenia pokazują, że 30 proc. dzieci w wieku płodowym poniżej 24. tygodnia udaje się pomóc tak, że są one zupełnie zdrowe. Kolejnych 30 proc. ma niewielkie problemy zdrowotne. Natomiast z poważnymi konsekwencjami dla zdrowia zmaga się 30 proc. To zdecydowanie lepsze wyniki niż te, jakie spodziewamy się uzyskać w intensywnej terapii ludzi dorosłych. Rezulaty te w populacji noworodków z każdym rokiem są coraz bardziej optymistyczne. Widać zatem, że podjęty trud opłaca się. Zwłaszcza że dzieci w późniejszym życiu dostarczą społeczeństwu większych benefitów (np. poprzez aktywność na rynku pracy) niż osoby dorosłe, którym pomoc jest udzielana bezdyskusyjnie. Właśnie o to nam chodzi – by nie zabierać tym najmniejszym tego, co sami chcemy otrzymać – przekonuje ordynator.

Dobre bakterie od mamy

Poza tym przypadki wczesnych porodów, przed 24. tygodniem ciąży, nie są aż tak częste, jak mogłoby się wydawać. Ich odsetek w stosunku do ogólnej liczby porodów to ok. 0,6 proc. Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w 2011 roku przy ogólnej liczbie porodów w województwie śląskim 44 803, noworodków o masie urodzeniowej poniżej 1000 g było 164, w tym 22 przypadki poniżej 600 g. Aby osiągać jak najlepsze wyniki w ratowaniu życia wcześniaków, potrzebna jest ścisła współpraca pomiędzy personelem medycznym i rodzicami. Rodzice są zachęcani do opieki nad dziećmi, do kontaktu z nimi. – Staramy się pierwsze informacje o stanie zdrowia dziecka przekazać rodzicom najpóźniej dwie godziny po porodzie. Później, jeżeli stan dziecka nie jest niestabilny, zachęcamy mamę lub tatę do bezpośredniego kontaktu – wyjaśnia dr Marta Twardoch-Drozd. To korzystnie wpływa zarówno na dzieci, które zdrowieją zdecydowanie szybciej, jak i na rodziców. – Dzięki kangurowaniu skóra dzieci jest kolonizowana zdrowymi, potrzebnymi bakteriami od rodzica. Natomiast rodzic nabywa pod naszym okiem wprawy w opiece nad maluszkiem i po wyjściu ze szpitala czuje się pewniej – dodaje dr Twardoch-Drozd. – Niektórym neonatologom wydaje się to trudne, ale my krótkotrwale stosujemy odżywianie przez naczynia pępowinowe, równocześnie od drugiej godziny życia karmimy dziecko pokarmem mamy – wyjaśnia lekarka. – W sytuacjach, w których jest to niemożliwe, stosujemy pokarm z banku mleka kobiecego.

Nic nie dziobie, nic nie boli

Na oddziale zminimalizowano również hałas i ekspozycję noworodków na światło. – Używamy punktowych lampek podczas zabiegów, ustalamy, kiedy ktoś z personelu będzie podchodził do maleństwa, by nakarmić czy wykonać niezbędne badania. Wszystko po to, by go za często nie budzić i dać mu spokój podobny do tego, który miało w łonie mamy – wyjaśnia pani doktor. – Do minimum ograniczamy też wszelkie inne nieprzyjemne bodźce, jak nakłucia i zabiegi. Zwiększamy natomiast do maksimum możliwie bliski kontakt z mamą, a często także ojcem. Dzięki temu unikamy sytuacji, w której maluch zaczyna kojarzyć odgłos zbliżających się kroków z czymś, co go „dziobie” i co mu zadaje ból. Nasi podopieczni na kroki reagują ciekawością – zapewnia ordynator. Ważnym elementem tej opieki jest także karmienie mlekiem mamy. W tym celu został utworzony w szpitalu bank mleka kobiecego. Jest w nim, w specjalnych warunkach, przechowywany pokarm, który dostają dzieci przebywające na oddziale. Ich mamy otrzymują fachowe porady personelu oraz laktatory, które pomagają im odciągać pokarm.

– W pierwszych dwóch dobach życia, kiedy ta laktacja nie jest jeszcze pełna, wiele mam korzysta z pomocy banku mleka. Później przychodzą i chcą oddać swoje, by w ten sposób pomóc komuś innemu – mówi dr M. Twardoch-Drozd. – Marzy nam się zorganizowanie wypożyczalni profesjonalnych laktatorów, by każda mama mogła z nich korzystać w domu, po wyjściu ze szpitala. Tych planów i marzeń związanych z oddziałem jest jeszcze więcej. W Szwecji każda z rodzin ma swoją osobną salę, w której może zamieszkać nawet z rodzeństwem maleństwa. A zamiast standardowych inkubatorów są specjalne łóżka, w których dziecko ogrzewane jest ciepłem rodzica. W Rudzie Śląskiej rodzicom, którzy chcą przebywać z dzieckiem, bezpłatnie udostępniane są pokoje w szpitalu. Niektóre mamy przenoszą się tu na 6–7 miesięcy, by być bliżej dziecka. – W Polsce wszystko nie jest tak naprawdę kwestią pieniędzy czy przestrzeni. Musimy zacząć od zmiany kulturowej – szanowania nawet najmniejszego życia i uznania, że to rodzice mają największe prawo do opieki nad dzieckiem. Personel medyczny ma w tym procesie tylko pomagać – uważa prof. Świetliński.