Motor - i jestem na urlopie

Krzysztof Król
; GN 17/2013 Zielona Góra

publikacja 03.05.2013 09:20

Co może łączyć lekarza, przedsiębiorcę, budowlańca, górnika, policjanta, a nawet księdza? Zamiłowanie do jednośladów.


Organizatorzy Diecezjalnej Pielgrzymki Motocyklistów do Rokitna: ks. Jarosław Zagozda (z lewej) i ks. Piotr Franek Krzysztof Król Organizatorzy Diecezjalnej Pielgrzymki Motocyklistów do Rokitna: ks. Jarosław Zagozda (z lewej) i ks. Piotr Franek

Najważniejsza jest chęć spotkania się z ciekawymi ludźmi. Jest wielu fantastycznych motocyklistów. Motor to nie tylko jazda – zauważa ks. Jarosław Zagozda, jeden ze współorganizatorów Diecezjalnej Pielgrzymki Motocyklistów do sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej w Rokitnie.


Randka z żoną


Tomasz Leśniak z Rzepina prywatnie jest szczęśliwym mężem Katarzyny, ojcem dwóch synów – Fabiana i Huberta, a zawodowo dyrektorem regionu w firmie handlującej sprzętem sportowym. Jego pierwszą wielką pasją jest muzyka. Wraz żoną organizują warsztaty gospel, prowadzą zespół Shema, grający muzykę chrześcijańską, oraz zespół Generation grający covery rockowe. – Ta muzyczna pasja, obok życia rodzinnego i oczywiście pracy zawodowej, pochłania w naszym życiu najwięcej czasu – wyjaśnia Tomasz Leśniak. Drugą pasją są motocykle. – Na razie jazda motocyklem to weekendowe oderwanie się od codzienności, wypady z kolegami na zloty i ewentualne wyjazdy nad morze – tłumaczy.
Obecnie jeździ suzuki intruder M1500.

Zamiłowanie do motorów towarzyszy mu od dzieciństwa. – Dziadek jeździł WSK-ą i na różnych zawodach zdobył wiele nagród – opowiada Tomasz. – W wieku 
16–17 lat poznałem kolegę Krzysztofa, który jeździł motocyklami. Zaraził mnie i innych kolegów. Początkowo, abym załapał bakcyla, użyczał mi swój motocykl. Później, gdy zrobiłem prawo jazdy, jeździłem już na wielu „sprzętach”. Po założeniu rodziny pasję odstawiłem na bok, ale cztery lata temu, przesiadając się ze ścigaczy na cruisera, wróciłem do hobby. I tak jest do dzisiaj – dodaje. 
 Na motorach spotykamy najróżniejsze osobowości. Nie ma znaczenia, czy to ksiądz, nauczyciel, księgowy, czy lekarz… każdy ma prawo do realizowania swoich pasji – zauważa Tomasz. – Jazda motorem to dla mnie przyjemność, adrenalina, oderwanie się od codzienności, poznawanie i kontakt z różnymi ludźmi, wolność i swoboda. To też okazja na randki z żoną. Kasia lubi te nasze wieczorowo-weekendowe wypady w nieznane na motorze – dodaje.


Watacha na motorach


Dla niektórych motor to całe życie. – Z tym trzeba się urodzić. Już w wieku 14 lat miałem pierwszy motocykl. Najpierw panonię, potem junaka, a dziś dragstara 1100 – mówi Jan Sosnowski z Głogowa, który jest prezydentem Klubu Motocyklowego Gremium w Słupcy. – Pociąga mnie wataha. Samotnie to nie jeżdżenie. 20–30 motorów jadących koło siebie to jest coś! Człowiek szuka watahy jak wilk. – Ludzie szukają ludzi takiego samego pokroju. Braterstwo, lojalność, honor tym się kierujemy – dodaje.
W życiu bywało jednak różnie. – Był alkohol, narkotyki i rozboje – wyznaje motocyklista. – Dostałem od Boga drugą szansę. Nawróciłem się po ciężkim wypadku samochodowym, po którym posadzili mnie na wózek. Na szczęście lekarze z Poznania zajęli się mną i mnie poskładali. Wylazłem z tego i żyję. Powiedziałem Bogu, że nie będę robił tego, co dawniej. Tamtą złą stronę poznałem od podszewki. 40 lat chodziłem pod ramię z diabłem, to teraz odwróciłem się i idę w drugą stronę, z Panem Bogiem.

Człowiek wierzący nigdy nie jest sam, jest on i Bóg, a ten, co nie wierzy, jest sam i w krytycznych sytuacjach nie ma kto mu pomóc. Jak powiem kumplowi: „Pomóż przestać mi pić!”, to mnie może co najwyżej odwieźć na odwyk, a Bóg może człowieka naprawdę uratować – dodaje.
Zmiana życia nie oznaczała rezygnacji z motorów. – To nie jest moje hobby, to moje życie! – podkreśla zdecydowanie. – Nie odszedłem od ludzi z którymi byłem. Ja ich tam ewangelizuję. Uczę ich odróżniać dobro od zła. Jestem takim głównym hersztem tej watahy. Jak ja powiem, to tak ma być i koniec – dodaje.


Motor i koloratka


Pochodzący ze Strzelec Krajeńskich ks. Jarosław Zagozda ma 45 lat. Od 3,5 roku jest proboszczem w Baczynie k. Gorzowa Wlkp. – Pasjonuję się motorami od dzieciństwa, ale porządnym motorem jeżdżę od 10 lat. Mam cruisera średniej wielkości, hondę 1300 VTX – mówi kapłan. Motor fascynuje mnie z wielu względów. – Pierwsze, na co zwróciłem uwagę, jak zacząłem jeździć, to fakt, że na motorze jest zupełnie inny kontakt ze światem. Nic nie odgradza cię od świata, tylko szyba w kasku. To jest fascynujące. Niepowtarzalny jest na przykład zapach powietrza przed mającym spaść deszczem, albo intensywny zapach kwitnącego rzepaku. Tego w samochodzie się nie poczuje – dodaje.
Dla kapłana motor to sposób spędzania wolnego czasu. – Tego czasu w duszpasterstwie nie ma zbyt dużo i musi być sensownie zorganizowany. Motor daje taką okazję. Sama droga jest już odpoczynkiem. Dlatego na urlop jeżdżę motocyklem, bo tak naprawdę wsiadam na motor i już jestem na urlopie – wyjaśnia ks. Zagozda.

Motocykl to dodatek do życia kapłańskiego. – Najważniejsi są moi parafianie. Dekret biskupa mam do duszpasterstwa, do posługi w parafii. Jeśli coś będzie przeszkadzało w pracy duszpasterskiej, to tego po prostu nie będzie. Gdyby motocykl brał górę nad zwykłymi sprawami duszpasterskimi, to nie ma prawa go być – zauważa stanowczo ks. Zagozda.
Dla kapłana w jeździe na motorze najważniejszy jest nie tyle sam motor, co spotkanie z drugim człowiekiem. – Ludzie wiedzą, że jestem księdzem, albo szybko się dowiadują. Było wiele rozmów o Panu Bogu. Oczywiście nic na siłę, bo najpierw trzeba spotkać się na płaszczyźnie ludzkiej – zauważa ks. Zagozda. – Czasem są to bardzo ciekawe rozmowy. Pamiętam jedno spotkanie z dwoma żołnierzami, którzy wrócili z Afganistanu. Siedzieliśmy i długo rozmawialiśmy o ich dylematach moralnych – dodaje.


W zeszłym roku po raz pierwszy odbyła się Diecezjalna Pielgrzymka Motocyklistów do Rokitna. – Byłem zaskoczony, że przyjechało tylu ludzi – przyznaje ks. Zagozda. – W duszpasterstwie dużą wartość ma to, co się rodzi oddolnie. Tak było w tym przypadku. Co roku na Jasnej Górze odbywa się rozpoczęcie sezonu motocyklowego i padł pomysł, żeby zrobić coś takiego u nas, w Rokitnie. Myślałem, że w sanktuarium Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej byli już wszyscy, ale okazuje się, że nie. Jedna trzecia uczestników pielgrzymki przyjechała tu po raz pierwszy – kontynuuje.
 Pielgrzymka rozpoczęła się Koronką do Miłosierdzia Bożego. To był strzał w dziesiątkę.
– Później niektórzy przychodzili i mówili, że po raz pierwszy w życiu modlili się koronką. Do ks. Piotra Franka, który jest współorganizatorem pielgrzymki, przyszedł jeden człowiek i zapytał: „Czy mogę sobie z Księdzem zdjęcie?” On zapytał: „Dlaczego?”, a on na to: „Ostatni raz miałem zdjęcie z księdzem przy Pierwszej Komunii św. 40 lat temu” – opowiada ks. Zagozda.


Potem była Msza św., ucałowanie relikwii bł. Jana Pawła II i poświęcenie motocykli. – To był pomysł motocyklistów, którzy nie chcieli typowego zlotu. Powiedzieli: „Proszę Księdza, my chcemy przyjechać na Mszę do świętego miejsca” – wyjaśnia kapłan.