Orzełek na Zielonej Wyspie

ks. Andrzej Rojewski; GN 18/2013 Płock

publikacja 08.05.2013 06:22

– Tam, daleko, w Irlandii też jest Polska – opowiadają ks. Janusz Ługowski, kapłan pochodzący z naszej diecezji, i ci, którzy go odwiedzili.

Polacy na paradzie św. Patryka, patrona Irlandii Archiwum ks. Janusza Ługowskiego Polacy na paradzie św. Patryka, patrona Irlandii

O pracy w Irlandii ks. Janusz zaczął myśleć w czasie kolędy na przełomie 2003 i 2004 roku. Bliżej poznawał sytuację materialną wielu młodych rodzin i niektórych namawiał do wyjazdu z kraju. Sobie zaś powtarzał: „Zawsze tam, gdzie byli Polacy, był z nimi polski ksiądz”. Dołączył do nich pięć lat temu. Ośrodek koordynujący pracę duszpasterzy ma siedzibę w Dublinie. Pracował tam m.in. ksiądz z naszej diecezji – ks. Jarosław Tomaszewski. Ksiądz Janusz trafił do diecezji Meath i dziś jest jednym z 30 księży pracujących w Irlandii z Polakami.

Biskup i jego polski ksiądz

Biskup diecezji Meath, Michael Smith, robi wrażenie swym stylem bycia i otwartością. Prowadzi bardzo zwyczajne życie: nie ma sekretarza, kierowcy, celebruje bez mitry i pastorału, mieszka w domu, który jest zarazem kurią biskupią; telefony od księży i wiernych odbiera osobiście. Interesuje się problemami emigrantów, w tym również Polaków, których w jego diecezji są 4 tysiące.

Biskup nie chce, aby Polacy czuli się jak w getcie, dlatego m.in. często spotyka się z Polonią. A ks. Janusz? Mieszka w Navan. Posługuje w siedmiu głównych ośrodkach diecezji, które skupiają Polaków. Odległości między nimi są dość znaczne. Najdalej jest z Navan do Tullamore (prawie 100 km). Trudno zatem zapewnić Mszę w języku polskim w każdą niedzielę. Celebracje Eucharystii są więc rozplanowane: Trim i Kells w pierwszą niedzielę miesiąca; Mullingar i Navan w drugą; Drogheda i Kingscourt w trzecią. Tullamore i Navan w czwartą.

Frekwencja na nich sięga 20 proc., bo wielu naszych rodaków pracuje w sobotę i niedzielę, inni natomiast przyznają, że czują się „obco” na Mszy po angielsku. W tym przypadku ks. Janusz tłumaczy: – Nie jest ważne, w jakim języku modlimy się. Nie usprawiedliwiajmy się barierą językową. Nasza obecność i modlitwa we wspólnocie z siostrami i braćmi Irlandczykami staje się pięknym wyznaniem wiary.

W tych siedmiu ośrodkach toczy się normalne życie parafialne: są chrzty, kursy przedmałżeńskie, błogosławione są małżeństwa, odbywa się przygotowanie do bierzmowania i Pierwszej Komunii św., sprawowane są pogrzeby. Każdego roku o błogosławieństwo rodzin i domów prosi księdza ok. 150 rodzin. Głoszone są rekolekcje adwentowe i wielkopostne.

Jak Arka Noego

Od pięciu lat życie parafii animują polskie zespoły instrumentalno-muzyczne, złożone z ludzi, których pasją jest ewangelizacja poprzez muzykę i śpiew. Przygotowują oni śpiewy liturgiczne do Mszy św. Nie ma imprezy polonijnej bez ich udziału. W Navan inicjatorem i leaderem zespołu The Ambers jest pan Roman, który jest także duszą wielu akcji związanych z życiem religijnym i społeczno-kulturalnym Polaków w diecezji Meath. Solistką zespołu w Tullamore jest pani Barbara, matka trojga dzieci.

Ciekawy jest zespół muzyczny w Kingscourt, gdzie społeczność polska razem się modli, świętuje i solidarnie wspomaga w trudnych sytuacjach. Podobnie ma się rzecz w Droghedzie. Dziecięca schola w Mullingar prowadzona jest przez panią Katarzynę, matkę trojga ślicznych maluchów. Najmłodszy z nich, przywożony do kościoła w wózku, jest tak wpatrzony w mamę, że nawet nie marudzi podczas Mszy. A dzieci ze scholi, którym towarzyszy zespół, przypominają, wypisz wymaluj, Arkę Noego!

Z Kartą Polaka

Polacy wzięli sprawy w swoje ręce. Co roku organizują: mikołajki dla dzieci, dni spotkania z młodzieżą, dzień rodziny, majówki, wspierają osoby znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej. Co roku pielgrzymują do Knock – irlandzkiej Częstochowy, dwukrotnie byli w Rzymie i w Fatimie. Teraz ks. Janusz chce zintegrować rodaków w wymiarze bardziej formalnym. Ma temu służyć tzw. Karta Polaka. Chodzi o pełniejsze zintegrowanie społeczności polskiej oraz o stworzenie dla osób zainteresowanych pracą z młodzieżą i dziećmi możliwości lepszego wykorzystania ich zdolności.

Od 2,5 roku działa bowiem „Rada Polaków w diecezji Meath” (ponad 30 osób), organizująca i wspierająca materialnie nie tylko polskie imprezy, ale także potrzebujące osoby. Działalność rady skierowana jest także na pogłębianie wiary i integracji środowisk polskich z irlandzkim. Istniejący od czterech lat Dom Polski w Navan stał się swoistym centrum emigracji i ośrodkiem duszpasterstwa polonijnego w diecezji Meath. Działa w nim Polska Szkoła Sobotnia. Uczęszcza do niej 35 uczniów w wieku od 5 do 12 lat. Program obejmuje naukę języka polskiego, czytanie, muzykę i plastykę, geografię Polski i historię.

Jaka przyszłość?

Przed sześcioma, siedmioma laty Polacy byli w Irlandii pracownikami sezonowymi. Jechali tam na kilka miesięcy, na rok, by zarobić i dokończyć np. budowy zaczętego w Polsce domu. Podejmowali każdą pracę. Ceniono ich za solidność i pracowitość. Dzisiaj otwierają już w Irlandii własne zakłady, prowadzą firmy budowlane, kliniki dentystyczne, są cenionymi lekarzami, mają własne domy. Kształcą dzieci, np. Kamil studiuje biznes i prawo na Trinity College, Mateusz kończy liceum z nagrodą specjalnie dla niego ufundowaną przez dyrekcję. Dzieci polskie mają opinię pilnych uczniów.

Dziś rodacy już rzadziej bywają w Polsce. Niektórzy myślą nawet o sprzedaży domów w kraju, bo wiążą swą przyszłość ze stałym pobytem na Zielonej Wyspie. Dobrze po polsku mówią młodzi, którzy w starym kraju się urodzili i kilka lat chodzili tam do szkoły. Najmłodsi, urodzeni już w Irlandii, podczas przerwy w sobotniej szkole prowadzonej w języku polskim, chętniej rozmawiają między sobą po angielsku! Starsi i młodsi przychodzą do swojego księdza, a jego telefon wciąż dzwoni. Proszą o pomoc i pomocą służą, jak chociażby pani Beata, która wychowując po śmierci męża dwie córki, włącza się aktywnie we wszystkie działania duszpasterskie i integracyjne wśród polskiej społeczności.