Fizyk w ZUS-ie

Karina Grytz-Jurkowska; GN 23/2013 Opole

publikacja 15.06.2013 05:15

Wykształcenie to nie wszystko, nie o to chodzi, by mieć tylko "mgr" przed nazwiskiem. To nie ułatwi zdobycia pracy, potrzebni są fachowcy – alarmują opolscy naukowcy i przedsiębiorcy.

Fizyk w ZUS-ie Zdjęcia Karina Grytz-Jurkowska Okazją do sprawdzenia swoich predyspozycji są dni otwarte na uczelniach

Podczas Festiwalu Nauki w Opolu od lat najbardziej oblegane przez dzieci są stanowiska przyrodnicze, fizyczne, chemiczne i techniczne. Potem w procesie kształcenia kierunki te cieszą się coraz mniejszą popularnością, niezależnie od uczelni, mimo że należą do premiowanych przez państwo, bo uznawane są za trudne. Podobnie niedoceniane jest wykształcenie zawodowe, choć znalezienie dobrego fachowca nieraz graniczy z cudem. Skąd ta rozbieżność?

Nie tylko teoria

Wielu pracodawców przyznaje, że nie mogą znaleźć pracowników, bo chętni nie bardzo wiedzą, czego chcą, nie zawsze mają właściwe kompetencje. – Rozmawiałam w ostatnich tygodniach z kilkoma pracodawcami i każdy z nich twierdził, że przy tak dużym bezrobociu ma poważny problem ze znalezieniem pracownika spełniającego ich kryteria, choć zgłasza się po kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu kandydatów – przyznaje prof. dr hab. inż. Krystyna Czaja z Wydziału Chemii Uniwersytetu Opolskiego.

Jej zdaniem, bardzo ważna jest dziś umiejętność pracy zespołowej, praktyczna znajomość języka, w mowie i piśmie, oraz umiejętność biegłej obsługi komputera. Wiedza fachowa stawiana jest przez pracodawców na dalszym miejscu. Co więcej, mówią oni często, że wystarcza wiedza ogólna z otwartością na dokształcanie się. Podczas naboru na stanowisko dziennikarza do jednej z lokalnych gazet wśród kandydatów można było znaleźć, prócz absolwentów politologii i polonistyki, także bankowca, filozofkę, socjologa, technika elektryka, chemika, fryzjerkę, kilka sprzedawczyń i matkę z wykształceniem artystycznym wracającą na rynek pracy. O tym, kto najbardziej się nadaje, zadecydował dopiero napisany podczas rozmowy kwalifikacyjnej tekst.

Nie zawsze taki sprawdzian umiejętności jest łatwy, trudno też wyczytać przygotowanie kandydata z CV. Także realia firmy widzi się dopiero wtedy, kiedy spędza się w niej kilka godzin dziennie albo ma się do wykonania konkretne zadanie. Stąd coraz bardziej cenione są staże czy praktyki, które pozwalają na poznanie specyfiki miejsca pracy, jej rytm i problemy.

– Wyobrażałam sobie, że praca dziennikarza jest łatwa i przyjemna. Dzięki praktyce, na którą się sama zgłosiłam, zobaczyłam, że trzeba się natrudzić, by powstał artykuł i uważać na każde słowo, które się pisze. Jest stres, ale i satysfakcja, kontakt z ludźmi, poznaje się znane osoby. Dzięki temu wiem, że chcę zostać dziennikarką – podsumowuje swoje doświadczenia Sylwia Łukaszczykiewicz ze Starego Koźla, która jeszcze będąc gimnazjalistką, postanowiła spróbować swoich sił w dziennikarstwie. – Kłopoty ze znalezieniem zatrudnienia często wynikają nie z braku kompetencji, tylko z tego, że z nazwy danego kierunku czy nawet spisu zaliczonych zajęć nie wynika, co absolwent umie. Na przykład wielu fizyków czy matematyków otrzymuje pracę tam, gdzie wymagana jest umiejętność programowania w zakresie optymalizacji danych, m.in. w ZUS-ie, urzędzie skarbowym czy innych instytucjach. Stają się fachowcami od szacowania ryzyka, bo potrafią utworzyć i zastosować skomplikowane algorytmy – twierdzi dr Katarzyna Książek, fizyk z Uniwersytetu Opolskiego.

Udana współpraca

Gorącym zwolennikiem tego, by podczas studiów odbywały się szersze staże i praktyki w zakładach przemysłowych i instytucjach pozauczelnianych jest prof. Krystyna Czaja, która od lat współpracuje z firmami z branży chemicznej. – Bezpośredni kontakt studentów i pracowników uczelni ze sferą biznesu jest bardzo potrzebny, bo kształcenie nie zawsze daje kompetencje wymagane przez późniejszych pracodawców. Trudno też tak ustawiać programy, żeby zabezpieczyć potrzeby wszystkich ewentualnych pracodawców, bo są one bardzo różne. Przeżywaliśmy w minionych latach okres bardzo specjalistycznego kształcenia, dziś widać, że powinno ono być raczej ogólne i szersze, ale ze wskazaniem, gdzie szukać szczegółowych informacji w zależności od potrzeb – mówi Krystyna Czaja. Dodaje, że kluczem jest kształcenie studentów, którzy są elastyczni, otwarci i chętni do podejmowania wyzwań.

To, że priorytet w zdobyciu pracy mają osoby, które sprawdziły się podczas stażu, potwierdzili sami prezesi kędzierzyńskich firm chemicznych podczas ubiegłorocznej debaty ludzi chemii. – Kiedy mam wakat, najpierw szukam pracownika wśród tych, którzy dobrze sobie radzili podczas praktyki wakacyjnej. Oni znają system pracy w firmie, coś o nich już wiemy – mówił wówczas Zenon Maślona z Brenntag Polska Spółka z o.o. Zarówno uniwersytet, politechnika, jak i inne placówki i instytuty badawcze z regionu starają się osobno i wspólnie realizować projekty badawcze z przedsiębiorstwami, pozyskując na to środki unijne. Najpierw jednak trzeba się spotkać, posłuchać, jakie przedsiębiorcy mają potrzeby, musi być otwartość ze strony naukowców i wzajemne zrozumienie uwarunkowań pracy. Właściciel firmy bowiem najczęściej chce szybkich jasnych efektów, niemal z gwarancją zysków, a pracownik naukowy przyzwyczajony jest do kilkuletnich projektów badawczych, ma prócz tego zadania ileś innych obowiązków, np. zajęcia dydaktyczne czy badania naukowe warunkujące niezbędny awans.

Charakter projektu i partnerzy zależą od danej dziedziny – humaniści współpracują częściej np. z bibliotekami, instytucjami kultury itd. Z takiej współpracy korzystają coraz częściej mali i średni przedsiębiorcy, bo oni też zaczynają zauważać konieczność doraźnej i ciągłej pomocy specjalistów. Duże koncerny mają raczej swoich badaczy i laboratoria w kraju lub za granicą. – Często realizujemy te zlecenia niemal po kosztach, trzeba po prostu przyjść na uczelnię. Niektórzy dowiadują się o takiej możliwości ze strony internetowej, inni pocztą pantoflową... Przy większych tematach można zaplanować pracę magisterską z danego zagadnienia, realizowaną pod kątem potrzeb konkretnego przedsiębiorstwa.Takie sytuacje mają miejsce coraz częściej – przyznaje prof. Czaja. Zyskują jednak także pracownicy naukowi, którzy prócz możliwości prowadzenia badań naukowych, publikowania uzyskanych wyników weryfikują też swoje teorie.

Studia? Niekoniecznie

– Dzisiaj jest ogromne parcie na zdobycie wyższego wykształcenia – przyznaje Ireneusz Wiśniewski, dyrektor kędzierzyńskiego Centrum Kształcenia Praktycznego i Ustawicznego. – Ogromna część młodzieży wybiera licea, a potem studia tylko po to, żeby uzyskać tytuł magistra. Tymczasem badania wskazują, że nasz region, podobnie jak niemal cały kraj, jest „przeedukowany” – dodaje. Jest więcej osób po studiach, niż wskazuje zapotrzebowanie na rynku pracy, natomiast brakuje pracowników wykwalifikowanych średniego i niższego szczebla, specjalistów posiadających konkretne umiejętności. Niestety, w świadomości społecznej ranga zawodówek jest niska. Często wynika to z niewiedzy. – W świetle badań, przeprowadzonych na grupie 1400 uczniów z całej Opolszczyzny, okazało się, że ponad 70 proc. gimnazjalistów nie zapoznało się podczas nauki z żadnymi zawodami, miejscami pracy. Nie wiedzą, jakie mają predyspozycje, co mogliby robić w życiu, wolą więc kształcić się ogólnie.

Także niektórzy rodzice nie zdają sobie sprawy z obecnej ścieżki zawodowej. Sądzą, że po zawodówce droga do dalszego kształcenia jest już zamknięta. Tymczasem bezpieczniej byłoby stopniować wykształcenie – podobnie jak w Niemczech – najpierw robi się zawodówkę, potem technikum a nawet studia.Można zarabiać i nadal się uczyć – wskazuje Ireneusz Wiśniewski, który zajmuje się tą problematyką naukowo. Niedobór dobrych fachowców na naszym terenie widać od lat. Wykwalifikowani specjaliści szukają lepszego zarobku za granicą, na Zachód wyjeżdżają hydraulicy, elektrycy, budowlańcy, monterzy itp. Absolwenci Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej znajdują pracę u armatorów w krajach Europy Zachodniej i Północnej, personel medyczny z naszego województwa jest chętnie zatrudniany w niemieckich, austriackich czy holenderskich szpitalach, domach spokojnej starości, gabinetach rehabilitacyjnych czy fizjoterapeutycznych. Wprawdzie dzięki temu bezrobocie jest mniejsze, ale pogłębia się kryzys demograficzny. – Brakuje specjalistów, szkoły czekają na uczniów, tymczasem oni nie korzystają z tego, bo w postrzeganiu społecznym bardziej prestiżowo jest iść do liceum.

Pęd do kształcenia magistrów to błędne koło, stąd rola doradcy zawodowego, bo to szkoła ma przygotować do wyboru zawodu – przyznaje dyr. Wiśniewski. Władze samorządowe, chcąc uatrakcyjnić kształcenie zawodowe, doposażają placówki kształcenia praktycznego takie jak CKPiU, tak by były nowoczesnymi centrami technicznymi. – Do nas przyjeżdżają uczniowie na praktyki, organizujemy lekcje otwarte, współpracujemy z urzędem pracy. W zakresie mechatroniki, programowania układów PLC, robotów mamy nowoczesne pracownie, których nie ma niejedna uczelnia czy firma – podkreśla dyrektor kędzierzyńskiego CKPiU.