Trzeba kupić lepszą linę

Agnieszka Napiórkowska; GN 26/2013 Łowicz

publikacja 04.07.2013 07:00

- Chodziło nie tylko o zabawę, ale też o pokazanie dzieciom, że dzień bez gier komputerowych, telewizora i PlayStation nie musi być stracony - mówi Jan Rymarczyk.

 W przedszkolu w Sochaczewie tegoroczne Święto Rodziny zorganizowano  po łowicku Daniel Bidiuk  W przedszkolu w Sochaczewie tegoroczne Święto Rodziny zorganizowano po łowicku

Tuż przed końcem roku szkolnego w Szkole Podstawowej im. ks. S. Konarskiego w Skierniewicach każda z klas organizowała Dzień Rodziny. Uczniowie, ich rodzice, a także wychowawcy ruszali do wybranego przez siebie miejsca, by tam wspólnie biesiadować, bawić się i odpoczywać. W niektórych klasach dzień ten był na tyle udany, że miał swoje poprawiny. Święto Rodziny odbyło się także w Niepublicznym Przedszkolu Diecezji Łowickiej im. Świętych Aniołów Stróżów w Sochaczewie.

Sprawiedliwy sznur

Wszędzie tam, gdzie w organizację Dnia Rodziny włączyli się rodzice, okazał się on sukcesem. Tak było choćby w klasie IVa, gdzie grupa rodziców przygotowała nie tylko furę pierogów, naleśników, kanapek i ciast, ale też fontannę czekolady, boiska do gry w piłkę nożną i „zbijaka”, ognisko oraz masę różnego rodzaju zabaw z nagrodami. Niektóre z konkurencji, jak choćby wyścigi w taczkach i workach, a także przeciąganie liny, zrobiły prawdziwą furorę. – Trzeba przyznać, że nasza impreza była naprawdę czadowa – mówi Jolanta Winciorek, która nie uchylała się od żadnych zabaw i konkurencji. – I naprawdę świetnie się bawiliśmy, zarówno podczas pierwszego dnia, jak i poprawin. Mężowi w szaleństwach przy piłce nie przeszkodziła nawet kontuzja. Najbardziej podobały się nam „zbijak” i przeciąganie liny, która za rozstrzygającym razem pękła.

Leżąc na ziemi, śmiałam się, że sprawiedliwość zadziałała i nie było przegranych. Cieszę się też z tego, że udało mi się bliżej poznać rodziców innych dzieci, z którymi – jak się okazało – świetnie się dogadujemy. Jestem pewna, że wspólnie zrobimy jeszcze wiele fajnych rzeczy. Z takiego postanowienia najbardziej cieszyły się dzieci. – Było super! Moglibyśmy tak spotykać się co tydzień – mówi Konrad Rymarczyk. – No, wtedy nasi rodzice nie mieliby szans pokonać nas w piłce – dodaje Mateusz Winciorek. – A mój tata mógłby jeszcze raz pościgać się taczkami. Tylko linę trzeba kupić mocniejszą – śmieje się Jaś.

Zachwyt dziecka – bezcenny

Po Dniu Rodziny zadowoleni byli również państwo Stańczykowie, u których na działce odbywało się spotkanie. – Dla nas najważniejsze jest to, że dzieci były naprawdę szczęśliwe. Żadne z nich nie chciało wracać do domu. Nikt też nie dopytywał o komputer ani o telewizję. Dzieci pytały jedynie, czy jeszcze z nimi w coś zagramy. Dzięki tej inicjatywie i my, dorośli, spojrzeliśmy na siebie cieplej. Myślę, że nasze relacje będą przykładem dla dzieci, jak można ze sobą się bawić i rozmawiać. Cennym doświadczeniem było dla nas także zobaczenie, jakie emocje towarzyszą wszelkim konkurencjom sportowym. Choć gra nie toczyła się o wielką wygraną, każdy z nas dawał z siebie wszystko. Największą nagrodą był bowiem zachwyt własnych dzieci – mówi Iwona Stańczyk. Na boisku nieraz dało się słyszeć: „Jasiek, twoja mama nieźle wymiata!” albo: „Tata Konrada to istna torpeda!”.

Duże zaangażowanie rodziców zrobiło wrażenie na wychowawczyni klasy Małgorzacie Ładzie. – Po tym dniu upewniłam się, że na rodziców moich uczniów naprawdę mogę liczyć. Wszelkie bariery i mury zostały zburzone. To była najlepsza lekcja pokazująca, jak w prosty sposób z otwartością i szacunkiem można się bawić, poznawać i odpoczywać. Dla mnie był to zastrzyk nowych sił. Mam nadzieję, że w przyszłym roku podobnych spotkań będzie więcej i wezmą w nich udział również pozostali rodzice. Tamtego dnia bardzo ich brakowało – mówi M. Łada.

Silni jako wspólnota

Święto Rodziny od trzech lat odbywa się także w diecezjalnym przedszkolu w Sochaczewie. Organizowane jest na terenie placówki. W tym roku zostało ono przygotowane po łowicku. Wspólne świętowanie rozpoczęła uroczysta Msza św., po której przed specjalnie zbudowaną przez rodziców i dziadków sceną odbywała się prezentacja wszystkich grup przedszkolnych. Przedszkolaki tańczyły, mówiły wiersze o rodzinie i składały muzyczne życzenia swoim bliskim. Jak przystało na klimat łowicki, na placu co chwilę można było usłyszeć przyśpiewki i piosenki grane na akordeonie. Na spragnionych i głodnych czekały stół wiejski, grill i kawiarenka „Łowiczanka”. Na placu został rozstrzygnięty konkurs plastyczno-techniczny. Jego uczestnicy mieli w domu wykonać drzewo genealogiczne swojej rodziny. Podczas święta zarówno dzieci, jak i rodzice mogli spróbować swoich sił w garncarstwie, zdobieniu naczyń, hafcie.

Podobnie, jak w skierniewickim „Klasyku”, tak i w przedszkolu w przygotowanie święta ofiarnie włączyły się całe rodziny. – Szczerze ich podziwiałam i byłam wdzięczna za zaangażowanie – mówi s. Ewa Maria Ogłaza, misjonarka Krwi Chrystusa, dyrektor przedszkola. – Dzięki takim dniom czujemy się sobie potrzebni i silni jako wspólnota. Naszą radością było też i to, że w święcie wzięły udział rodziny naszych absolwentów i dzieci, które przyjdą do nas we wrześniu. Wszyscy razem tworzyliśmy wielką rodzinę.