Bratnie wojenki czterech słoni

Agata Puścikowska

GN 27/2013 |

Po okresie burzy i naporów, gdy wygrzmią wszystkie błyskawice, zaświeci bratnie słońce. Na całe życie.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Jeśli ktoś myśli, że wojenki siostrzano-braterskie oraz bratersko-braterskie czy też siostrzano-siostrzane tylko wśród patologii występują, znaczy to, że mocno niedoinformowany. Przyznam, że kiedy moja czwórka była mała, największa bieda była wtedy, gdy wszystkie chciały bawić się jedną zabawką. A była to rzadkość, bo bawiły się dość zgodnie i wspólnotowo. W tych odległych czasach miałam więc nędzne pojęcie o bratnich wojenkach. Bo czwórka dzieci, jak sympatyczne słoniątka na sawannie, bawiła się uroczo, miała wspólne sprawy i łatwo było takiemu stadku przewodzić.

Więc gdy jako bardzo młoda mama słyszałam opowieści starszych znajomych o „wiecznie kłócących się dzieciach jak stadzie walczących słoni”, myślałam sobie w duchu: „jak żeście wychowali, to tak macie”. Bo przecież gdy się stworzy dobrą atmosferę w rodzinie, kłótni między rodzeństwem nie ma. Minęło kilka lat i życie przyniosło weryfikację bufonowatych teorii. A dzieci, choć nadal kochają się jak wariaty (to z piosenki o czterech zielonych słoniach), z pieluszek wyrosły. I postanowiły wejść w nieco inne rejestry braterskich uczuć i relacji. Furią w kolorze purpury pokazywać wzajemne pazurki i wykłócać się o bzdury. A irytujące rodziców porykiwania: „maaamo, on mi powiedział”, „maaamo, ona mi zrobiła” itd. na stałe wpisały się w rzeczywistość domowej sawanny… Więc co teraz? To teraz matka (już nieco opierzona) powoła się na radę tych samych koleżanek, które niegdyś opowiadały o bratnich wojenkach swoich dzieci. I postara się uwierzyć.

Okazuje się bowiem, że kiedy kłótliwa znajoma dziatwa dorosła, emocjonalna purpura i porykiwania zmieniły się w mądre, spokojne i prawdziwie bratnie relacje. A bratnia dojrzałość czterech słoni co prawda przebiega już bez kokardek na ogonie, ale za to przyświeca jej myśl czterech muszkieterów: „jeden za wszystkich…”. Jednak, podobno, aby wściekłe słonie zamieniły się w muszkieterów, potrzeba wcześniejszej bratniej wymiany pisków, fuków i kłótni. Z jednym tylko warunkiem: rodzice w te wojenki nie powinni ostro wnikać. Powinni co najwyżej tłumaczyć, rozmawiać, mądrze (nieco z boku) kształtować „docieranie się”. I… czekać. Po okresie burzy i naporów, gdy wygrzmią wszystkie błyskawice, zaświeci bratnie słońce. Na całe życie. Więc spróbujmy. Jakoś…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.