Słowianie, nie hipisi

Agnieszka Napiórkowska
; GN 28/2013 Łowicz

publikacja 28.07.2013 07:00

Przepis na wakacje. Składniki: 1 kolorowy wyremontowany bus, zapasy z babcinej spiżarki, parę groszy w kieszeni i 7 głów pełnych pomysłów. Wykonanie: składniki dokładnie wymieszać i połączyć z determinacją. Przed wyruszeniem w drogę wszystko odsączyć z narzekania i marudzenia, co zapewni smak niezwykłej przygody.


Siedmioosobowa grupa studentów z Pabianic żółtym busem z łowickim wzorem już niebawem wyruszy 
zwiedzać Bałkany Agnieszka Napiórkowska /GN Siedmioosobowa grupa studentów z Pabianic żółtym busem z łowickim wzorem już niebawem wyruszy 
zwiedzać Bałkany

Łukasz zwany „Dudkiem”, Karolina, Michał, Łukasz, Piotr, Jan i Kamila – to siódemka zwariowanych przyjaciół pochodzących z Pabianic, którzy 24-letnim volkswagenem T3 zamierzają zwiedzić Bałkany. Żółte auto, pomalowane w łowickie wzory, do złudzenia przypominające samochód, jakim w kreskówce jeździł Scooby Doo z Kudłatym, Velmą, Fredem i Daphne, gdy tylko pojawia się na ulicach, wywołuje pozytywne emocje. Kolorowy bus, przez uczestników wyprawy nazwany „Światowidem”, ma pomóc nie tylko w zobaczeniu kawałka świata, ale także w propagowaniu polskiej kultury.


Metamorfoza T3


– Zorganizowanie takiej wyprawy siedziało w nas od bardzo dawna – mówi Łukasz Franczak. – Każdy chciał podróżować. Mieliśmy plany jeździć stopem po Europie, ale że w 7 osób jest to dość trudne, uznaliśmy, że musimy sobie znaleźć jakiś środek lokomocji. Marzył nam się volkswagen „ogórek”. Niestety, gdy sprawdziliśmy jego cenę, okazało się, że nie jest ona w naszym zasięgu. Padło więc na model T3 – opowiada „Dudek”.
Auto, którym 7-osobowa grupa studentów zamierza przejechać 5,5 tys. kilometrów, zostało kupione za nieduże pieniądze od rolnika, przez lata wożącego nim szparagi do Holandii. Jak na swój wiek, było w dobrej formie. Przede wszystkim jeździło, miało niezłą blacharkę i dobry silnik.
– Zanim na nie trafiliśmy, przez miesiąc pełniliśmy warty w internecie, szukając odpowiedniej oferty. Jak tylko go namierzyliśmy, zrobiliśmy zrzutkę i już następnego dnia pojechaliśmy go odebrać. Od razu nas urzekł. Nie przeszkadzało nam nawet, że wcześniej mieszkały w nim koty, co dało się stwierdzić po zapachu – opowiada Jan Czarnecki.


Doprowadzenie samochodu do dzisiejszego stanu zajęło studentom ponad trzy miesiące. Wszystko, co było możliwe, zrobili we własnym zakresie. Najwięcej czasu spędzili na szlifowaniu karoserii. – To była naprawdę pracochłonna robota, która wymagała od nas sporej determinacji. Prosto po zajęciach do późnych godzin wieczornych tarliśmy jego poszczególne elementy. Na naukę zostawały nam jedynie noce. Sen zredukowaliśmy do czterech, pięciu godzin na dobę. Na szczęście opłacało się. Dziś nasz pojazd wywołuje zachwyt wielu osób – mówi z niekrytą satysfakcją „Dudek”, który zdradza także, że autorem projektu graficznego „Światowida” został Piotr Szkudlerek.


– Nie będę ukrywał, że cieszę się z tego, że to mój projekt został wybrany. W pierwszej wersji samochód miał być oklejony małymi łowickimi kwiatkami, które zaprojektował Jasiek. Jednak w demokratycznych wyborach zdecydowano, że moja propozycja jest lepsza – mówi Piotr, który zdradza, że również wybór koloru podlegał głosowaniu. Wysoko był niebieski, ale ostatecznie, po długich naradach, padło na żółty. Dziś kolorowy volkswagen, w którym również w środku można znaleźć ozdoby ludowe, przy dobrych wiatrach może mknąć nawet 120/h.


Golonka, piwo i basen


Zakup auta i jego remont nie były jedynymi działaniami, jakich podjęli się pabianiccy studenci. By wyprawa mogła dojść do skutku, postanowili zdobyć na nią jakieś pieniądze. O pomoc i wsparcie pisali do różnych instytucji i firm.
– Trudno dziś zliczyć, ile maili z informacją o naszej wyprawie rozesłałam do różnych osób – mówi Karolina Drożdż. – Na początku mało kto deklarował jakąkolwiek pomoc. Dopiero, gdy udało się nam zdobyć pierwszych patronów, chętniej włączyli się też inni. Dziś naszymi opiekunami są: Uniwersytet Medyczny w Łodzi, gdzie większość z nas studiuje, szkoły językowa i kierowców, pabianicka fabryka narzędzi i firma Platinum Oil. Parę groszy udało się nam zarobić na wożeniu naszym busem młodych par do ślubu – wyjaśnia Karolina.


Różnego rodzaju akcje promocyjne i sam widok samochodu pomalowanego w ludowe wzory zaowocowały ciekawymi propozycjami także od osób prywatnych. – Podczas jednej z audycji radiowych, w których opowiadaliśmy o naszych marzeniach i planach związanych z wyprawą, zadzwoniła słuchaczka z Tomaszowa Mazowieckiego i zaprosiła nas na golonkę i piwo, z czego na bank skorzystamy – zdradza Łukasz Mokros. – Od innej osoby dostaliśmy zaproszenie do jej domu z basenem. Również tej propozycji nie zamierzamy odrzucać. Kto wie, może to będzie ostatnia normalna kąpiel, jaka się nam zdarzy po drodze – dodaje Kamila Kot.


Wyjazd na Bałkany, który studenci zaplanowali na 8 lipca, był możliwy także dzięki dobrowolnym wpłatom wielu osób, które o projekcie dowiedziały się z Facebooka i portalu Polak Potrafi, dzięki któremu możliwe jest finansowanie kreatywnych pomysłów.


– Kiedy opowiedzieliśmy o swoim projekcie i pokazaliśmy nasze auto, bardzo wiele osób się do nas odezwało. Mówili, że to świetny pomysł. To zdanie było swoistym refrenem, który pojawiał się w wielu wpisach i e-mailach. Wiele osób chwaliło nas za to, że akcent postawiliśmy na klimaty słowiańskie, a nie hipisowskie, jak robi to bardzo wiele osób – mówi Janek, który podkreśla, że taki wybór nie był jedynie chwytem marketingowym, ale wypadkową zainteresowań i ukłonem w stronę krajów, do których się udają. – Większość z nas jest zafascynowana kulturą bałkańską, szczególnie kuchnią, muzyką i obyczajami panującymi na tamtejszych terenach. Jadąc tam naszym ludowym busem, planujemy spotkanym osobom opowiadać o naszych rodzimych zwyczajach, folklorze i wszystkim tym, co stanowi naszą tożsamość.


Kolorowa ekipa


Uczestnicy wyprawy w ciągu miesięcznej podróży zamierzają odwiedzić Ukrainę, Rumunię, Serbię, Kosowo, Bośnię i Hercegowinę, Chorwacje, Słowenię, Austrię i Niemcy. Wyprawa ma się zakończyć na Przystanku Woodstock.


– Urokiem naszej wyprawy jest to, że nie chcemy się spieszyć. Jesteśmy otwarci na przygody. Nasza doba może trwać nawet 36 godzin. Zatrzymywać będziemy się w miejscach, które czymś nas urzekną. Póki co, do końca nie wiemy, co będziemy jeść i pić. Zabieramy ze sobą trochę przetworów, makaronów i puszek, a także instrumenty muzyczne, na których gramy. Liczymy na to, że nasza gra zachwyci kogoś, kto w razie czego zechce nas nakarmić – marzy Michał.


To, co wydarzy się podczas drogi, dziś owiane jest jeszcze tajemnicą. Wiadomo natomiast, że przy takim składzie o nudzie nie będzie mowy. W 7-osobowej ekipie jest bowiem Łukasz, który – jak zapewniają inni – wszystko wie i zawsze mówi pewnym głosem. Wyprawa jest dla niego odskocznią od studiów medycznych, które traktuje bardzo poważnie. Jego rolą i przypisanym zadaniem na czas wyjazdu będzie... bycie mądrym. Z racji na to, że nie znosi wolnego czasu, będzie pełnił także rolę drugiego kierowcy. Barwną postacią w ekipie jest również Michał, nazywany przez resztę „Imprezesem”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy „największy biesiadnik”. Jest także fanem kultury słowiańskiej i człowiekiem studiującym życie. Jak mówią jego koledzy, to człowiek renesansu, który chce wszystkiego spróbować. Na wyprawę zabiera ze sobą bęben, na którym podobno umie grać.


Jedno z miejsc w busie będzie należało do Janka, który marzył o tym, by zostać motorniczym. Niestety albo na szczęście, dostał się na medycynę, której studiowanie nie zabiło jego indywidualności. Gra na gitarze i ma jamnika, którego zostawia w domu.


Najmniej chętnie o sobie mówi Kamila, która podobno do niczego nie podchodzi poważnie. Bywa wszędzie i nigdzie, za to słychać ją nawet wtedy, gdy jej nie ma. Jej atutem jest głowa pełna pomysłów, które... woli, by realizowali inni. Jak ma dobry dzień, potrafi cały czas mówić rymem i błyszczeć słowotwórstwem. Jak stwierdza z uśmiechem, czasem jest jej przykro, że jej koledzy, przyszli lekarze, są tacy mądrzy. Ona sama, na razie, studiuje na politechnice.


Kolejnym uczestnikiem wyprawy jest Piotr, który podkreśla, że ze wszystkich ma do siebie największy dystans. Podobno potrafi czasem stanąć obok siebie. Mając zaś deficyty w asertywności, zgodził się być maskotką drużyny, pchać busa, gdy zajdzie taka potrzeba, a nawet pomagać w kuchni Karolinie, na której głowie ma być pilnowanie, by przynajmniej część ekipy nie umarła z głodu. Jak podkreślają jej przyjaciele, jako przyszły psycholog, ma delikatny charakter, uroczo się gniewa i jest lepszą połową „Dudka”, o którym można by opowiadać godzinami. Ten ostatni jest mózgiem operacji, pierwszym kierowcą, przyszłym lekarzem i zwolennikiem spontanicznych pomysłów. Gdy zajdzie potrzeba, gotów jest na podstawie instrukcji naprawić busa.


Po przedstawieniu ekipy pytanie o to, czy wyjazd będzie udany, wydaje się zbędne.