Śmiech w szuwarach

ks. Witold Lesner; GN 30/2013 Zielona Góra

publikacja 11.08.2013 07:00

Wśród tataraku, kaczeńców i nenufarów kajaki łagodnie spływały nurtem rzeki Paklicy. Tak, podziwiając piękno natury, 25 osób niepełnosprawnych i ich opiekunów spędziło 16 lipca.

Śmiech w szuwarach ks. Witold Lesner /GN

Już po raz drugi Stowarzyszenie „Petra” z Zielonej Góry, które zajmuje się pomocą osobom niepełnosprawnym, zorganizowało spływ kajakowy. Trasa wiodła z Lubrzy do Gościkowa – w sumie 15 km.

– Trzy lata temu po raz pierwszy ze znajomymi przepłynęłam tę trasę. Wtedy zakochałam się w kajakach – mówi Krystyna Pustkowiak, prezes „Petry”. – Pomyślałam, że taka forma spędzania czasu byłaby dobra dla naszych podopiecznych. Jak widać, podoba się im! Faktycznie – uśmiechnięte twarze widać wszędzie. Pomysł wsparła finansowo gmina Zielona Góra oraz wolontariusze. Od tych ostatnich była uzależniona liczba uczestników, ponieważ w każdym kajaku płynęła jedna osoba niepełnosprawna i jeden opiekun.

– Okazuje się, że na ogół ludzie boją się zabierać niepełnosprawnych na wycieczki w góry, rajdy terenowe czy właśnie turystykę wodną. Oczywiście trzeba szczególnie zadbać o warunki bezpieczeństwa, ale nie możemy zamknąć się po prostu w czterech ścianach – mówi Krystyna Pustkowiak. – Taki spływ to wspaniała okazja dla naszych podopiecznych na rozwinięcie koordynacji ruchowej, kontakt z przyrodą z innej perspektywy czy nawiązania nowych znajomości – wyjaśnia. – Paklica jest piękną rzeką, ale, co dla nas ważne, też łatwą dla spływu i w miarę płytką, więc dla naszych podopiecznych bezpieczną – dodaje Małgorzata Ambroży, przewodnik spływu.

Jest super

Pierwszy odcinek spływu prowadził przez gęste szuwary, a Paklica płynęła bardzo krętym nurtem. Większość osad wioślarskich miała sporo problemów z pokonaniem tego „odcinka specjalnego”. Nie przeszkadzało to jednak w niczym. Z otchłani zarośli słychać było śmiechy, piosenki, a bliżej – intensywne bzyczenie komarów i innych owadów. – Ale fajna niebieska ważka! Ale ich tu dużo! – mówił co chwilę z entuzjazmem Mariusz Paluszewski, uczestnik Warsztatów Terapii Zajęciowej „Winnica”. – A komary wcale mnie nie gryzą, jakoś chyba mnie nie lubią, bo nigdy nie mam z nimi problemów – dodaje ze śmiechem. Mariusz bardzo lubi gotować, najbardziej spaghetti. Lubi również sprzątać. Kilka godzin w jednym kajaku było okazją do poznania się i rozmów na przeróżne tematy.

– Ja płynę z Julią. Fajnie nam się rozmawia. Mamy dużo wspólnych zainteresowań. Mówiliśmy o ulubionej muzyce, filmach, podróżach. Dowiedziałem się, że Julia przez jakiś czas mieszkała za granicą – opowiada wolontariusz Igor Smaruj. – Fajnie jest! Bardzo podoba mi się pływanie po wodzie. Jest ciepło, świeci słońce. Cieszę się, że tu jestem – potwierdza Julia Kosidło, która bierze udział w zajęciach w Powiatowym Ośrodku Wsparcia „Parasol”. – Trochę już boli mnie ręka od tego wiosłowania, ale dam radę dopłynąć do końca – dodaje ze śmiechem.

Igor zdecydował się na udział w spływie wraz z trzema swoimi kolegami. – To moje pierwsze tego typu doświadczenie. Gdy dowiedziałem się, że trzeba pomóc, to od razu się zgodziłem, i dobrze, bo fajnie się bawię. Mam okazję poznać osoby niepełnosprawne… Widzę, że inaczej niż ja patrzą na świat, wiele rzeczy jest dla nich prostszych – mówi Igor.

Tym, który zebrał chłopaków, był Mateusz Krysiński. – Moja mama jest koleżanką pani Krysi, organizatorki spływu. Mama w zeszłym roku sama płynęła, ale tym razem nie mogła, więc poprosiła mnie. A ja zaprosiłem kolegów… i jesteśmy. Jak możemy, to pomagamy. A dodatkowo możemy podziwiać piękne krajobrazy, trochę powiosłować i aktywnie spędzić czas. I super! – uśmiecha się wolontariusz. W połowie trasy jest czas na postój. Kawa, herbata i grochówka z wkładką. Po niemal trzech godzinach wiosłowania wszyscy wcinają z apetytem. Uśmiechy, życzliwość i wzajemna pomoc – jednym słowem dobra atmosfera.

Dotknąć natury

Po odpoczynku płyniemy dalej. Wypływamy na jezioro Paklicko Wielkie. Okazuje się, że kajakarze tak polubili pływanie krętą rzeką, że i na jeziorze płyną zakosami. Efekt jest taki, że dystans przez jezioro się podwaja. Przynajmniej! Za to niemal na wyciągnięcie ręki są perkozy, które nurkują tuż obok. A ktoś wypatrzył nawet kormorana. Na kolejnym odcinku rzeki co jakiś czas można było zobaczyć kaczki. – O! podpływają do nas – szepnął w pewnym momencie Mariusz. Faktycznie, cała rodzina dziewięciu ptaków z ciekawością skubie wyciągniętą rękę Mariusza. – Ale fajnie, były tak blisko. Jeszcze tak blisko nigdy nie widziałem dzikich kaczek – mówił później. Emocji było więcej. Na pobliskim, gęsto porośniętym nenufarami i wodorostami jeziorku pływała rodzina łabędzi z sześciorgiem młodych.

– A widzieliście bobra? Przepłynął tuż przed dziobem mojego kajaka – dzieliła się już na lądzie Małgorzata Ambroży. – Bardzo lubię przyrodę i jak tylko mogę, to razem z moim synem Szymonem wybieramy się na wszystkie wycieczki – mówi Andrzej Sowa. – Dzikość natury, która jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, piękne widoki, no i okazja bycia w miłym towarzystwie to zawsze doskonały sposób spędzenia czasu – mówi pan Andrzej. – Jest dobrze. Bardzo mi się podoba – w języku migowym dodaje Szymon, który jest uczestnikiem WTZ „Tęcza”. Ponad sześć godzin na wodzie, niezapomniane chwile dotykania piękna natury i towarzystwo życzliwych osób dobrze zapisują się w pamięci. Przypominać o tym będzie również każde spojrzenie w lustro, które pokaże opaloną twarz.