Wakacyjna szkoła charakteru

ks. Rafał Kowalski; GN 33/2013 Wrocław

publikacja 21.08.2013 06:21

Prawie dwumetrowy nastolatek spędza pięć dni w ciasnym wagonie kolei transsyberyjskiej, by później dwa tygodnie, z kilkunastoosobową grupą swoich rówieśników, pracować, znosząc upał i niewygodę. Na koniec mówi: „Jestem szczęśliwy”. Takie coś tylko w „Salezie”.

Młodzi Dolnoślązacy poświęcili kilka dni na renowację dwóch cmentarzy ks. Jerzy Babiak /GN Młodzi Dolnoślązacy poświęcili kilka dni na renowację dwóch cmentarzy

Kiedy ich rówieśnicy w czasie wakacji odpoczywali lub pracowali zarobkowo, czternastu uczniów wrocławskiego Liceum Salezjańskiego wybrało pracę za darmo, i to w niełatwych warunkach, wyruszając na dziewiątą już wyprawę misyjną. Po ostatnich wyjazdach do Ghany i Mongolii w tym roku młodzi spędzili miesiąc na Syberii. Pomagali przy budowie kościoła w Bijsku oraz renowacji dwóch cmentarzy. Zawieźli też w prezencie dla miejscowej parafii figurę Chrystusa, stacje drogi krzyżowej oraz relikwie bł. Jana Pawła II.

Gorąco jak na Syberii

Dla Pauliny Pańczyk był to już drugi projekt misyjny. – Ubiegłoroczna wyprawa do Ghany zmotywowała mnie do kolejnego wyjazdu – mówi, dopowiadając: – Wiedziałam, że czeka nas doskonała przygoda, połączona z satysfakcją, bo pewne było, że zrobimy wiele dobrego. Niektórzy jednak nie mieli takiego doświadczenia. Wśród uczestników przeważali ci, dla których była to pierwsza w życiu tego typu ekspedycja. Należy do nich Kamila Sawicka, która przyznaje, iż w ubiegłym roku brała udział w pracach wolontariatu, jednak ostatecznie nie zdecydowała się na wyjazd. – Żałowałam tej decyzji, zwłaszcza kiedy czytałam relacje zamieszczane przez moich kolegów w internetowym dzienniku z wyprawy – tłumaczy i dodaje, że wtedy powiedziała sobie, iż kolejnego wyjazdu nie podaruje. – To była moja pierwsza podróż do Rosji i nie ukrywam, że ciekawość tego kraju była elementem, który także zadecydował o moim wyjeździe – zaznacza.

Pierwszą atrakcją, która czekała młodych Dolnoślązaków jeszcze przed osiągnięciem celu wyprawy, była podróż koleją transsyberyjską. Kiedy jedni mówią o ciekawych doświadczeniach, inni wspominają rozmowy z Rosjanami, wypytującymi o Wrocław i Polskę, Sergiusz Bareła przyznaje: – Perspektywa pięciu dni w pociągu trochę mnie przerażała. I zaraz dodaje z uśmiechem: – Każdy, kto ma dwa metry wzrostu, mnie rozumie. Podkreśla jednak, że mimo wszystko myśl o możliwości zwiedzania Rosji oraz świadomość, że jedzie się wykonywać prace, które będą pożyteczne dla konkretnej społeczności, rekompensowały niewygody. Licealiści zgodnie przyznają, że najwięcej wysiłku kosztowała ich praca przy budującym się kościele. – Były dni, kiedy temperatura dochodziła do 40 stopni Celsjusza, więc klimat dawał nam się mocno we znaki – mówi Paulina, dodając, że podczas gdy w ubiegłym roku w Ghanie było raczej chłodno, na Syberii słońce nie było sprzymierzeńcem wolontariuszy. – Czasem, by uniknąć upałów, przesuwaliśmy godzinę rozpoczęcia prac popołudniowych – mówią młodzi ludzie i z dumą wyliczają to, co udało się wykonać.

– Malowałam impregnatem podłogę kościoła – mówi Kamila. Ktoś inny opowiada o tonach przerzuconej ziemi, sprzątaniu terenu wokół placu budowy czy zasianym trawniku. Jakby tego było mało, uczniowie „Salezu” pracowali także przy renowacji dwóch cmentarzy. Jedno z tych miejsc było tak zarośnięte chwastami, że nawet nie można było dojść do znajdującego się tam dużego drewnianego krzyża – mówi Paulina. Jej koledzy dodają, że trudno było stwierdzić, iż znajdują się na nekropoliach, ponieważ wysokie trawy całkowicie zasłaniały groby. – To jest niezwykłe uczucie, gdy uświadomię sobie, że zostawiłem po sobie na rosyjskiej ziemi ślad mojej pracy – podsumowuje swoje doświadczenia z pobytu na Syberii Mikołaj Dąbrowski. – Może za kilkadziesiąt lat ktoś otworzy księgę pamiątkową parafii i zobaczy tam mój wpis.

Polski skrawek w obcym kraju

W drodze powrotnej młodzi Dolnoślązacy zatrzymali się w Katyniu, gdzie na cmentarzu, na którym pochowani są polscy żołnierze pomordowani przez NKWD, uczestniczyli we Mszy św. Byli także w Smoleńsku, na miejscu katastrofy samolotu rządowego z 2010 r. – Tam człowiek ma wrażenie, że dotyka historii – dzieli się wrażeniami z tego etapu podróży Paulina, a Kamila dodaje, że będąc w Smoleńsku, uświadomiła sobie, jak niewiele brakowało, by polski samolot dotarł do celu. – Widok brzozy oraz samego lotniska, a także fakt, iż tam wciąż palą się znicze, a ludzie przynoszą kwiaty, są czymś, czego nigdy nie zapomnę – mówi, podkreślając, że ona i jej rówieśnicy jako młodzi Polacy mają obowiązek pielęgnowania pamięci zarówno o pomordowanych żołnierzach, jak i o ofiarach wypadku TU-154. – Tam człowiek czuje się, jakby był na polskim skrawku ziemi w obcym kraju – puentują licealiści. Przystanek w Katyniu to pomysł ks. Jerzego Babiaka, dyrektora Liceum Salezjańskiego we Wrocławiu. – Jeśli pociąg jedzie przez Smoleńsk, nie sposób nie zatrzymać się w tym miejscu – tłumaczy, dodając, że wiązało się to ze sporym wyrzeczeniem. – Musieliśmy czekać całą noc na następny, ale trzeba tam być, między innymi po to, by młodzież dotknęła tych miejsc i zaczęła snuć głębszą refleksję na temat Polski, naszej historii, ale i na temat przyszłości naszego narodu.

Nigdy nie zapomnę

Opowiadając o swoich doświadczeniach, młodzi ludzie tłumaczą, że projekty misyjne Liceum Salezjańskiego to doskonałe połączenie przyjemnego z pożytecznym. – Pomogliśmy parafii w Bijsku, ale także sami wiele zyskaliśmy – tłumaczy Kamila. – Przywieźliśmy do Polski wspaniałe wspomnienia i nowe doświadczenia. Tego nikt nie zabierze – zaznacza. Sergiusz i pozostali uczestnicy nie ukrywają radości, iż w programie znalazło się także miejsce na krótkie wycieczki i zwiedzanie. – Przed oczami wciąż mam przepiękne krajobrazy. Syberia jest naprawdę wartym uwagi regionem i każdemu polecamy wyprawę w tamte strony – zachęcają. Inni przyznają, że duże wrażenie wywarła na nich stolica Rosji. – Do Moskwy chciałabym jeszcze wrócić – mówi Kamila. Dyrektor liceum, zapytany o sens realizowania kolejnych projektów misyjnych, opowiada, że poleca wszystkim pedagogom i wychowawcom tego typu alternatywne formy spędzania wakacji. – W każdym projekcie uczestniczę w pełni, to znaczy pracuję razem z uczniami. Młodzi ludzie dostrzegają to i wiem, że jest to dla nich bardzo ważne. Gdybym postąpił inaczej, te wyjazdy nie miałyby sensu – mówi, podkreślając przy tym, że nie chodzi jedynie o dobry przykład, ale także o budowanie relacji, poznawanie wychowanków z zupełnie innej strony niż w warunkach szkolnych. – Dla nich samych taki wyjazd to wspaniała szkoła charakteru, w której mogą poznać, na ile są gotowi pomagać drugiemu, znosić niewygody czy poświęcać się dla innych – zaznacza ks. Jerzy i dodaje: – Naprawdę nie chodziło o to, czy przerzucą tonę ziemi więcej czy mniej. Chodziło o to, jak angażują się w powierzone obowiązki i jacy są dla siebie nawzajem. – Widać było, że z każdym dniem wkładali więcej serca w to, co robili, i to jest bardzo pozytywne – puentuje ksiądz dyrektor. 

Jestem im wdzięczny

Ks. Andrzej Obuchowski, misjonarz z Bijska – Przyjazdy wolontariatu mają ogromne znaczenie dla całej naszej parafii. Kto gdzieś w Polsce słyszał o placówce misyjnej w Bijsku? Niewielki promil. Jedynie udający się w piękny Ałtaj lub do Mongolii szukali informacji o możliwości zwiedzania tej miejscowości lub zatrzymania się u nas na nocleg. Tymczasem często powtarzam swoim parafianom, że nasza skromna kaplica w oczach Bożych nie jest gorsza od pięknych wrocławskich kościołów czy rzymskich bazylik. Tutaj tak samo mieszka w tabernakulum eucharystyczny Chrystus, który takimi samymi darami obdarza wiernych. Dowodem na to są przyjazdy wolontariuszy, którzy kierując się prawem miłości bliźniego, użyczają swoich rąk, głosów, talentów dla wzbogacenia naszej misji. Kiedy na początku lata potwierdziłem przyjazd młodzieży ze stacjami drogi krzyżowej i relikwiami bł. Jana Pawła II, parafianie wpadli w euforię. Bo tak piękne dary będą już na stałe w Bijsku i ożywią nasze praktyki religijne. Już teraz planujemy peregrynację relikwii po całym dekanacie. Poza tym wspólnie realizowane inicjatywy sprawiają, że mieszkańcy Bijska pozbywają się kompleksów prowincjonalności czy zacofania. Nabierają wiary w siebie i w swoje możliwości, a w życiu religijnym poczucia, że są małą cząstką wielkiej międzynarodowej wspólnoty Kościoła. Jestem bardzo wdzięczny ks. Jerzemu i wszystkim wolontariuszom za ich wysiłki: pokonanie ponad 10 tys. km, trud podróży 8 dni w pociągu (z oknami „zakryte na zimu”), pracę w upalne lato, znoszenie skromnych warunków noclegowych, niewybredne menu bez pasty czekoladowej i ulubionego jogurtu, cierpliwość przy łowieniu sygnału Wi-Fi, wykonane prace i przywiezione dary do nowego kościoła oraz za swoje świadectwo, że można poprzez takie proste prace ubogacać życie innych.