Gdzie jest 
twój mąż?

ks. Piotr Sroga
; Posłaniec Warmiński 36/2013

publikacja 14.09.2013 06:00

Na Warmii i Mazurach jest obecnie 107 takich małżeństw. Jedni już kilkanaście lat we wspólnocie, inni – kilka. Ale wszyscy pragną odkrywać na nowo smak małżeństwa.


Dorota i Piotr Jasińscy zostali wybrani na parę diecezjalną Domowego Kościoła w archidiecezji warmińskiej Ks. Piotr Sroga /GN Dorota i Piotr Jasińscy zostali wybrani na parę diecezjalną Domowego Kościoła w archidiecezji warmińskiej

Spotykają się raz w miesiącu w swoich domach na wspólnej modlitwie i dzieleniu się rodzinnym życiem. Mniej wtajemniczeni patrzą na nich czasem jak na podejrzaną grupę – są zbyt pobożni dla wielu, a do tego często podejmują zobowiązanie niepicia alkoholu. W czasie przyjęć i spotkań towarzyskich ludzie nie mogą się przyzwyczaić, że można dobrze się bawić, nie zaglądając do kieliszka. Należą do Domowego Kościoła, który na Warmii istnieje od 40 lat.


Rekomendacja proboszcza


W archidiecezji warmińskiej funkcjonują trzy rejony, w których działa Domowy Kościół: Katedra, Odkupiciel, Mrągowo. Wszystkie mają swoich moderatorów i prowadzące pary małżeńskie. Za wszystkich odpowiedzialny jest moderator diecezjalny ks. Cezary Opalach. Pomocą organizacyjną zajmuje się także para diecezjalna, którą wybrano w tym roku. Od września swoją posługę rozpoczynają Piotr i Dorota Jasińscy z Dywit.
– Jesteśmy w Domowym Kościele od 9 lat. Małżeństwem – 21 lat. W Dywitach brakowało w kręgu małżeństwa i Bogdan Chrzanowski spytał ks. Benona Szirmera o potencjalnych kandydatów. Proboszcz wskazał nas. Po jednej z Mszy św. ks. Benon podszedł do nas i powiedział: „Tylko wy się za bardzo nie angażujcie, nie bierzcie sobie za dużo na głowę”. Gdy Bodzio przyszedł do nas, zaczął opowiadać o wspólnocie – wspomina Dorota. Jasińscy pamiętają, że mówił w kółko o tym, że będą się wspólnie modlić. Zdecydowali się pójść na pierwsze spotkanie. Tam dowiedzieli się, że trzeba podjąć zobowiązania: codzienną modlitwę osobistą, regularne czytanie Pisma Świętego, codzienną modlitwę małżeńską i rodzinną, comiesięczny dialog małżeński, regułę życia i uczestnictwo raz w roku w rekolekcjach formacyjnych.


– Mamy takie charaktery, że jak się na coś decydujemy, to później tego nie unikamy. Jeśli raz powiemy „tak”, nie kombinujemy potem. I właśnie ten początek w Domowym Kościele wynikał najpierw bardziej z tego niż ze świadomości, co nam to w życiu małżeńskim i duchowym da. Dopiero po latach zauważamy, jakie dobro zyskujemy. U wielu naszych przyjaciół sakrament małżeństwa nie jest rzeczywistością żywą, odnawialną. Nawet u tych, którzy uczestniczą w życiu Kościoła – mówi Piotr.


Koledzy, do modlitwy!


Kiedy przyjęli określony sposób życia, spotykali się czasem z oskarżeniami o uczestnictwo w sekcie. Musieli tłumaczyć, że w spotkaniach uczestniczy kapłan i jest gwarancja zgodności z nauką Kościoła. Dzieci były jeszcze małe i naturalnie zaczęły wchodzić w nowy świat rodziców. – Pierwsze rekolekcje przeżyły dobrze. Zaczęliśmy wprowadzać codzienną modlitwę rodzinną. Może był czas jakiegoś buntu, ale w tej chwili modlą się z nami. Nawet były takie momenty, gdy przyjeżdżali ich koledzy i koleżanki w odwiedziny, a nasze dzieci zapraszały ich na wspólną modlitwę. I wtedy byliśmy z nich bardzo dumni. Najstarsza jest na studiach i myślę, że zaczyna widzieć dobro płynące dla naszej rodziny wynikające z obecności w Domowym Kościele – mówi Dorota.


Najważniejszą sprawą jest dla nich postawienie Jezusa w centrum życia rodziny. I zauważają, że to przynosi owoce. Przekonali się o działaniu Boga, który na serio traktuje wypowiadane słowa. – Kiedyś postanowiliśmy, że nie będziemy odmawiać próśb o różne posługi. Wcześniej byliśmy zdystansowani, tłumacząc sobie to naszym krótkim czasem pobytu we wspólnocie. Następnego dnia po powzięciu tego postanowienia zadzwoniła para diecezjalna z prośba o prowadzenie kręgu. I nie było wyjścia – uśmiecha się Piotr. W tym roku poproszono ich o kandydowanie w wyborach na parę diecezjalną. Zostali wybrani i rozpoczynają swoja posługę.


Randka przed Bogiem


Jednym ze elementów wspólnego formowania się jest dialog małżeński. Małżonkowie z Dywit definiują go jako świadome spotkanie się w obecności Bożej. Oczywiście łączy się z tym momentem pewien rytuał. Raz w miesiącu zapalają świecę i siadają do wspólnej modlitwy i rozmowy. – Musimy zadbać, aby po domu nikt się nie kręcił w tym czasie. Wyłączamy telefony. Zaczynamy modlitwą, aby uświadomić sobie, że jest z nami Jezus. Czytamy także Pismo Święte i dzielimy się jego rozumieniem. Potem rozmawiamy o tym, co wydarzyło się w życiu naszego małżeństwa i rodziny w ostatnim miesiącu – wyjaśnia Dorota.
 Małżonkowie poruszają sprawy, o których nie mówi się w czasie codziennych rozmów, gdy unika się drażliwych tematów. Nie chodzi jednak tylko o tzw. punkty sporne. Zaleca się, aby na początku wymienić co najmniej trzy pozytywy.

– Ta rozmowa wymaga delikatności i wrażliwości, żeby nie zranić drugiej osoby. Dialog nie powinien być przeciwko sobie, ale obok siebie. Wzorem jest ikona Świętej Rodziny, na której św. Józef obejmuje Maryję, ona zaś skłania głowę na jego ramieniu. Często na bieżąco nie wypowiadam pewnych uczuć w stosunku do żony. W czasie dialogu na spokojnie mogę jej powiedzieć o wielu miłych rzeczach – mówi Piotr. Doświadczają dobrego oddziaływania tych spotkań na jakość ich życia małżeńskiego. Gdy z różnych przyczyn dialog się nie odbędzie, zauważają, że się od siebie oddalają. – Dla mnie jest to forma randki – mówi Dorota.


Namolny szafarz


– W małżeństwie nie wstydziłem się nagości i różnych innych spraw, ale wstydziłem się z żoną modlić. Gdy dzieliłem się tym na rekolekcjach, wiele osób potem do mnie podchodziło i mówiło, że przeżywali to samo – mówi Piotr. Jasińscy modlili się wspólnie jeszcze przed wstąpieniem do Domowego Kościoła, choć nie od razu.

 

– W pewnym momencie Piotrek zaczął odmawiać Różaniec. Najpierw mnie to drażniło, gdy widziałam, jak rano się modli. Później dołączyła do niego pięcioletnia Dominika. Wtedy było mi trochę dziwnie – dziecko dołączyło do niego, a ja nie. Potem zaczęliśmy się modlić wspólnie – wspomina Dorota.
Zjawił się także szafarz Stefan Tucholski, zakładający kółko różańcowe w parafii, który nie dawał spokoju, i Jasiński, żeby mieć go z głowy, zgodził się. Zaczęło się od jednej dziesiątki, a skończyło się na całym Różańcu dziennie. Obecnie małżonkowie z Dywit każdy dzień rozpoczynają wspólnym Różańcem. Do modlitwy dołączają też intencje polecane przez innych.

Na pytanie „Kim jest dziś dla ciebie mąż lub żona?”, odpowiadają ze wzruszeniem. – Uświadomiłam sobie w Domowym Kościele, że jestem odpowiedzialna za zbawienie mojego męża. Wcześniej to nie docierało do mnie. Każdy budował coś swojego. Wyobrażam sobie, iż w momencie śmierci Bóg zapyta mnie: „Gdzie jest twój mąż? Co zrobiłaś, aby mu pomóc?”. Wędrujemy przez życie razem. U nas było różnie. Był taki czas, że mąż mnie bardzo ciągnął – mówi Dorota. Piotr po chwili zastanowienia odpowiada: – Powiedziałem to niedawno Dorotce. Jej postawa jest dla mnie obrazem Bożej miłości. To tak jak na obrazie Rembrandta, gdzie Bóg przedstawiony jest z jedną ręką mężczyzny i jedną kobiety. Dopiero razem tworzymy coś, co możemy dać dzieciom. Ja sam nie mogę tego dać. Ona też. Tylko wspólnie.


Pusty kieliszek


Jasińscy, jako para diecezjalna, będą dbali o organizowanie spotkań formacyjnych dla małżonków i ich rodzin. Przeszli drogę, która jest znana wielu mężom i żonom na Warmii i Mazurach. Jednym z tych małżeństw są Jan
i Marta Nadolni z Mrągowa, którzy uczestniczą we wspólnocie od 1994 roku i także byli parą diecezjalną. – Wcześniej spotkania przyjacielskie bywały różne. Na pierwszych rekolekcjach Janek zdecydował się na krucjatę trzeźwości. Weszliśmy do niej na całe życie. Po tym, gdy odstawiliśmy alkohol, znaleźliśmy się na przyjęciu z procentowymi napojami. Znajomi byli skrępowani naszą obecnością. Nie my, tylko oni. Wiele osób ze względu na naszą abstynencję przestało się z nami spotykać – mówi Marta.


Rodzina także przyglądała się Nadolnym. Proces przemiany postępował, a obecność małżonków z Mrągowa na różnych uroczystościach była dobrym świadectwem. – Zdecydowałem się na podpisanie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Kilku przyjaciół na początku zniknęło, ale po latach wrócili. U nas w domu nie częstujemy alkoholem i nie pijemy go. Myślę, że miało to dobry wpływ na nasze dzieci. Podobnie jak widok modlących się wspólnie rodziców – mówi Jan. Po pewnym czasie stało się to codziennością, normalnym punktem dnia.

Lata formacji w Domowym Kościele są dla Nadolnych okresem naprawiania tego, co się dawniej po drodze pogubiło i zatraciło. – Pan Bóg nam poprzestawiał wiele rzeczy. Na początku małżeństwa próbowaliśmy po swojemu układać życie. Doświadczyliśmy tego, że bez Boga jest to walka z wiatrakami. Każda chwila naszego życia należy do Boga. Ta świadomość jest owocem trwania w Domowym Kościele – mówi Marta.
Nadolni mają dwoje dorosłych dzieci, które odeszły już z domu. Małżonkowie z Mrągowa rozumieją ich obecność w swoim życiu jako zadanie. Modlą się za nie.

Trwanie we wspólnocie pomogło im przejść wiele trudnych momentów, chwil cierpienia. – Bóg dał mi czas choroby, gdy byliśmy parą diecezjalną. Doświadczałam wtedy życzliwości wielu ludzi. Nazywałam ten okres rekolekcjami. Troska wspólnoty i modlitwa wielu ludzi uskrzydlały mnie. Ostatnio lekarz stwierdził, że jestem zdrowa – mówi ze wzruszeniem Marta.