Boże rodziny

Justyna Steranka; GN 37/2013 Koszalin

publikacja 18.09.2013 06:00

Starają się ze sobą rozmawiać. Próbują modlić się ze swymi dziećmi. W wakacje
 potrafią wykroić kilkanaście dni na rekolekcje. Ewangelizując siebie,
 mogą stać się światłem dla innych.

Podczas Mszy św., która kończyła zjazd, 14 nowych par diecezjalnych uroczyście objęło swoją posługę. Małżonkowie otrzymali specjalne błogosławieństwo z rąk ks. Adama Wodarczyka, moderatora generalnego Ruchu Światło–Życie Justyna Steranka /GN Podczas Mszy św., która kończyła zjazd, 14 nowych par diecezjalnych uroczyście objęło swoją posługę. Małżonkowie otrzymali specjalne błogosławieństwo z rąk ks. Adama Wodarczyka, moderatora generalnego Ruchu Światło–Życie

Domowy Kościół to rodzinna gałąź Ruchu Światło–Życie. W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej należy do niego ok. 350 małżeństw. W całej Polsce to rzesza prawie 30 tys. osób, które regularnie spotykają się w tzw. kręgach działających przy parafiach. W tym roku cztery tysiące z nich wzięło udział w 15-dniowych rekolekcjach.
Od 6 do 8 września 160 delegatów Domowego Kościoła z całego kraju przyjechało do Koszalina, aby podsumować miniony rok pracy. Tak ważne spotkanie Ruchu odbyło się u nas po raz pierwszy.


Praca nad sobą...


Formacja w Domowym Kościele jest dość wymagająca. Najważniejszym jej elementem są rekolekcje, które trwają aż 15 dni. Udział w nich wymaga zatem wielkiego wysiłku finansowego i poświęcenia znacznej części wakacji. – Mimo problemów urlopowo-finansowych obserwujemy ciągły wzrost liczby uczestników rekolekcji, w tym roku o 15 proc. – mówi Tomasz Strużanowski, który z żoną Beatą tworzy parę krajową DK. – Owoce, jakie przynoszą te rekolekcje, są jednak warte poniesienia kosztów – dodaje.
– Formacja w Ruchu właściwie ustawia hierarchię wartości. Pierwszy jest Pan Bóg i moja relacja z Nim, potem żona i dbałość o naszą miłość. Dalej są dzieci, a dopiero potem praca i zaangażowanie społeczne – tłumaczy Tomasz Strużanowski.
Okazuje się, że takie postawienie sprawy nie jest jakimś religijnym dziwactwem i nie czyni z rodziny quasi-zakonnej wspólnoty. – My mamy tworzyć domowy kościół, czyli środowisko wiary, a nie dom kościelny, w którym mama i tata ciągle biegają na spotkania, a dzieci muszą prosić o chwilę uwagi – wyjaśnia Tomasz Strużanowski.
Rodziny zrzeszone w Domowym Kościele nie są wolne od codziennych trosk. – Nie jesteśmy lepsi tylko przez to, że należymy do wspólnoty. Czasami nasze dzieci się pobiją czy pokłócą, mamy problemy tak, jak wszyscy. Ale jest nam łatwiej, bo wiemy, że jest z nami Pan Bóg – mówią Anna i Jacek Sochoniowie z Koszalina, rodzice piątki dzieci.


...ale nie tylko dla siebie


Bycie w Domowym Kościele nie może służyć tylko samym członkom wspólnoty. Zwrócił na to uwagę bp Edward Dajczak, ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski, który spotkał się z delegatami koszalińskiego zjazdu.
– Jezus wysyła was, byście ewangelizowali. Pokazujcie w waszych diecezjach, w waszych parafiach, że małżeństwo może być piękne, że miłość może być piękna. Uważajcie jednak, żebyście się za bardzo nie zajęli sobą. Kościół, który się zajmuje sobą, zawsze popada w tarapaty – mówił w homilii.


Podczas konferencji biskup zwrócił uwagę na rolę zaangażowania świeckich w Kościele. Mówił, że w obliczu narastającej fali laicyzacji, nie wystarczy już, jak to określił, „ewangelizacyjna kosmetyka”. Wzywał także Domowy Kościół do szukania nowych, adekwatnych do zmieniającego się świata, form głoszenia Dobrej Nowiny. 
– Potrzebne jest nam swoiste nawrócenie pastoralne. Czasami najprościej powiedzieć, że wszystko powinno być tak, jak było na początku. Tak trudno nam czasem przekroczyć granice mentalne. Potrzeba, byśmy wychodzili z Ewangelią na ulice, tam, gdzie na co dzień żyjemy – apelował biskup.
 

Członkowie DK angażują się przede wszystkim w pracę na rzecz parafii. Można ich spotkać w poradniach małżeńskich, organizują wieczory modlitewne, angażują się w obronę życia. Pracują także z młodzieżą i z rodzicami dzieci przystępujących do I Komunii Świętej.
– Pierwszą przestrzenią ewangelizacji jest jednak małżeństwo i rodzina, co często bywa pomijane, bo wydaje się normalne. Ale przyprowadzić do Jezusa własne dzieci to praca na kilkanaście lat – przyznaje Tomasz Strużanowski.
– Właśnie choćby przez udział w rekolekcjach, małżeństwa doznają przemiany, która pomaga im potem pokazywać Boga innym. W jaki sposób? Przez swoją codzienność: przez to, że są uczciwymi pracownikami, że dobrze wychowują swoje dzieci – zauważa Beata Strużanowska.