Mało rodzinna Europa

GN 39/2013 |

publikacja 26.09.2013 00:15

Oficjalnie instytucje europejskie nie wtrącają się do spraw rodziny. Wystarczy im, że kontrolują wszystko, czym rodzina żyje.

– Instytucje unijne nie powinny wtrącać się w sprawy rodziny  – uważa Róża von Thun Rafał Guz /PAP – Instytucje unijne nie powinny wtrącać się w sprawy rodziny – uważa Róża von Thun

W Unii Europejskiej nie ma jednej polityki rodzinnej. Takich polityk jest… 28, czyli tyle, ile państw członkowskich. Kwestie edukacji i wychowania pozostawiono w ich gestii, by uniknąć konfliktów. Wiadomo bowiem, że co kraj, to obyczaj, więc stosunek do rodziny jest bardzo różny. A i wewnątrz poszczególnych krajów temat wzbudza dziś ogromne napięcia społeczne. Dystans instytucji europejskich wobec rodziny posunięty jest w tej sytuacji tak daleko, że „Karta praw podstawowych UE” w ogóle nie zawiera jej definicji, tam zaś, gdzie o rodzinie jest mowa, nie pojawiają się takie terminy jak „mężczyzna” i „kobieta”, „ojciec” i „matka”. Czy jest to delikatność, czy raczej celowa dekonstrukcja? Szacunek dla różnych tradycji czy promowanie jednej ideologii?

To jest polityka

Wśród uczestników niedawnej krakowskiej konferencji „Rodzina we współczesnej Europie” trudno było o jednomyślność w odpowiedzi na te pytania. Róża von Thun, reprezentująca w Parlamencie Europejskim największą frakcję – Partię Ludową (Grupa EPL) uważa, że instytucje unijne nie powinny wtrącać się w sprawy rodziny i bardzo dobrze, że obecny stan prawny nam to gwarantuje. Jej zdaniem domaganie się, by Komisja Europejska, Rada Europy czy PE zajmowały stanowisko w sprawach rodziny jest „klasyczną spychologią”. – Coraz częściej słyszę: mamy u siebie problem, nie bardzo wiemy, jak sobie z nim poradzić, to niech go rozwiążą komisja czy Parlament Europejski – zauważa eurodeputowana. Paweł Kowal reprezentujący w PE grupę Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy ostrzega natomiast, że każda decyzja, której skutki dotykają bezpośrednio rodzin, jest polityczna. A to oznacza, że instytucje ponadnarodowe prowadzą taką politykę, nawet jeśli o tym jasno nie mówią. – Co z tego, że nie ma legislacji regulującej kwestie opieki czy wychowania, skoro cała legislacja europejska służy dziś temu, by rozbrajać rodzinę. Do tego dochodzi tworzenie pewnej atmosfery i wywieranie presji na państwa członkowskie, by wchodziły w kompetencje rodziny – zwraca uwagę Kowal.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.