Od przedszkola do Nobla

Agnieszka Gieroba; GN 38/2013 Lublin

publikacja 04.10.2013 06:00

Można kilkuletnie dziecko wysłać na studia i poradzi sobie znakomicie. Trzeba być tylko przygotowanym na nietypowe pytania jak choćby te: czy Tales znał Pitagorasa? co jest tam, gdzie kończy się wszechświat? jak wielka jest czarna dziura? gdzie kończy się cewka moczowa?

Każdy wykład to nie tylko zdobywanie wiedzy,  ale i znakomita zabawa Karolina Burno-Kaliszuk Każdy wykład to nie tylko zdobywanie wiedzy, ale i znakomita zabawa

W 2002 roku w Niemczech dwóch dziennikarzy stwierdziło, że szkoła nie uczy dzieci zbyt dobrze, a nade wszystko zniechęca do nauki. Trzeba więc znaleźć jakiś sposób, by zachęcić dzieci do poznawania różnych dziedzin wiedzy. Tak zrodził się pomysł Uniwersytetu Dziecięcego, który rozprzestrzenił się na cały świat. W Polsce pierwsze takie uniwersytety powstały w 2007 roku. W ubiegłym roku do ich grona dołączył lubelski Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej. – Założenie jest proste. Chcemy się z dziećmi dzielić naszą pasją, a przy okazji pokazywać, że nauka jest piękna, a zdobywanie wiedzy wcale nie wiąże się z nudą. Wiedza to wolność. Jeśli masz dużą wiedzę, sam dokonujesz wyborów, jeśli wiedzy nie masz, robisz to, co ci każą. To dodatkowy argument za tym, że wiedza zwyczajnie się opłaca – zaznacza Anna Bukowska odpowiedzialna za Uniwersytet Dziecięcy UMCS.

Piękna strona nauki

Zajęcia dla dzieci przygotowane są ze wszystkich dziedzin wiedzy, jakie można spotkać na uczelni. Choć formalnie są to wykłady, w praktyce jest to bardzo aktywna zabawa, przy okazji której wiedza sama wchodzi do głowy. – Przygotowujemy różne eksperymenty i doświadczenia, przedstawienia, w które angażują się nasi mali studenci, no i w każdej chwili można zadawać pytania. A te są bardzo dociekliwe, tak że niejednokrotnie trzeba się nieźle napocić, by odpowiedzieć w sposób zrozumiały dla dzieci – przyznają prowadzący zajęcia. Studentem Uniwersytetu Dziecięcego może zostać osoba w wieku od 6 do 12 lat. Jednak na zajęcia zgłasza się również sporo pięciolatków, a nawet młodszych dzieci. – Kiedy starsze dzieci opowiadają w domu o tym, co działo się na zajęciach, i pokazują różne proste doświadczenia, które można powtórzyć w domowych warunkach, młodsze rodzeństwo natychmiast także chce zostać studentem. Jeśli mamy taką możliwość, zgadzamy się. Wychodzimy z założenia, że na naukę nigdy nie jest zbyt wcześnie. Najmłodszy nasz student miał 3,5 roku, chodził na zajęcia ze swoją starszą siostrą i był zafascynowany wszystkim, co się działo – mówi Anna Bukowska.

Co z tą zupą z Bałtyku?

Dzieci są ciekawe świata i nie boją się go poznawać. Swoimi spostrzeżeniami i pytaniami często zaskakują dorosłych. – W ubiegłym roku jeden z pięciolatków na zajęciach z fizyki, które cieszą się ogromną popularnością, zadawał pytania dotyczące czarnej dziury. Chciał wiedzieć, jak jest wielka i jakie siły w niej działają. Byliśmy zaskoczeni tym, że zna pojęcie czarnej dziury i wie, że mogą działać tam jakieś siły – opowiada Karolina Burno-Kaliszuk.

Udział w takich zajęciach wyzwala też w dzieciach odwagę. – Pamiętam, jak jeden z chłopców pod koniec jakichś zajęć, przerwał wykładowcy i zapytał: „Kiedy zacznie mówić pani na temat? Zaraz koniec zajęć, a ja chcę się w końcu dowiedzieć, czy tę zupę z wody z Bałtyku da się ugotować, czy nie”. Pani profesor, trochę zmieszana, odpowiedziała, że miała nadzieję, że sami wpadną na odpowiedź pod koniec zajęć. Chłopiec na to: „Ja już dawno wiem, że się nie da, ale czy pani to wie, skoro pani nam nie powiedziała wprost?”. Jak widać, z młodymi studentami nie ma żartów – uśmiecha się Anna Bukowska. – Osobiście byłam bardzo zaskoczona podczas wykładu o nietypowych budynkach. Na slajdach profesor pokazywał różne budowle z całego świata, a dzieci zgadywały, co to jest. Było kilka takich fotografii, których osobiście nie byłam w stanie rozpoznać, a dla dzieci nie stanowiło to problemu – mówi pani Karolina.

Gumowe uszy

Rodzice często nie zdają sobie sprawy, jak dzieci chłoną wiedzę mimochodem. – Sama mam takie doświadczenie z własnym czteroletnim synem. Na jedne z zajęć uniwersytetu szykowałam w domu doświadczenie z atramentem sympatycznym. Chciałam pokazać, że można napisać tak, żeby nie było widać, a potem to się pojawi. Syn zapytał mnie, co robię, więc powiedziałam, że szykuję atrament sympatyczny. Na co on stwierdził: „A to ten z chlorkiem żelaza” i poszedł się bawić. Dla niego było to naturalne, że wie, z czego składa się atrament sympatyczny, bo słyszał to w naszym domu – opowiada pani Anna.

Rodzice przyznają, że dzieci mają jakby gumowe ucho, które potrafi wychwycić wiadomości wypowiadane przez dorosłych, gdy na pozór wydaje się, że maluchy zajęte są zabawą. – Wykorzystujemy tę zdolność na zajęciach. Podajmy choćby przykład z wykładów z prawa. Bawiliśmy się w sąd. Wypożyczone były z prawdziwego sądu togi, młotek sędziowski, był podział na role, czyli na sędziów, prokuratorów, biegłych czy nawet woźnego sądowego. Sprawa toczyła się przeciw osobie, która źle się opiekowała psem. Był także prawdziwy pies, gwiazda zajęć. Dzieci tak się zaangażowały w zabawę w sąd, że nie chciały kończyć. Używały przy tym profesjonalnego języka prawnego, który musiały słyszeć od rodziców albo w telewizji. Po tych zajęciach nikt nie miał wątpliwości, co to jest prawo, jak się je stosuje i jakie są konsekwencje jego łamania – podkreślają prowadzący.

Okazuje się, że łatwo zarazić dzieci nauką, trzeba jednak trochę wysiłku ze strony dorosłych. Rodzice muszą chcieć, by ich dziecko poznawało różne rzeczy, a więc muszą przywieźć je na zajęcia i poświęcić mu swój czas. Małe dziecko nie jest w stanie samo przeczytać sobie książki czy pójść na jakąś wystawę. Do tego potrzeba pomocy dorosłych. Uniwersytet Dziecięcy zaprasza raz w miesiącu w sobotę na półtoragodzinne zajęcia. Wykład inauguracyjny odbędzie się 28 września – będzie to wykład z fizyki pt. „Pstryczek elektryczek, czyli doświadczenia z elektrycznością”. Zapisy i informacje na stronie: www.uniwersytetdzieciecy.umcs.pl

TAGI: