Gorzkie zmienić w słodkie

Agnieszka Gieroba; GN 42/2013 Lublin

publikacja 24.10.2013 06:00

To były chyba 40. urodziny. Pokłóciłem się z żoną. Wyszedłem z domu i wsiadłem do autobusu. Jechałem obok kościoła kapucynów. Coś mnie tknęło. Wysiadłem. Zapukałem na furtę i powiedziałem, że chcę wstąpić do zakonu.

Wspólnota Franciszkańskiego Zakonu Świeckich na Poczekajce. Agnieszka Gieroba /GN Wspólnota Franciszkańskiego Zakonu Świeckich na Poczekajce.
Archiwalne zdjęcie z 2013 roku

Tak zaczęła się przygoda Juliusza z Franciszkańskim Zakonem Świeckich. Dobrze pamięta te początki, choć wszystko miało miejsce 20 lat temu. – Ja jestem człowiek niespokojny i gwałtowny. Moi bliscy z pewnością łatwo ze mną nie mają. Wtedy też mnie jakoś nosiło. Niby pozornie wszystko wydawało się w porządku, ale tak nie było. Czułem w sobie niepokój, kłóciłem się o wszystko z żoną i nie mogłem przestać. Ten dzień miał być miły. W końcu to moje urodziny. Od rana jednak szukałem zaczepki. W końcu doszło do awantury. Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Nie miałem co ze sobą zrobić. Pomyślałem, że wsiądę w autobus i pojadę do miasta, poszwędam się, może mi przejdzie.

Autobus jechał obok kościoła na Poczekajce. Wiedziałem, że pracują tam kapucyni i że działa jakaś grupa świeckich, która nazywa się chyba zakonem św. Franciszka. Nie znałem nawet dokładnej nazwy, a o św. Franciszku wiedziałem tyle, że był. Kiedy autobus mijał kościół, tknięty jakimś naglącym impulsem wysiadłem. Kościół był zamknięty, to nie był czas Mszy św. Można było tylko pomodlić się w przedsionku. Wszedłem, ale nie zadowolił mnie widok pustych ławek. Zacząłem szukać jakiegoś kapucyna. Trafiłem na furtę. Zacząłem się dobijać. Otworzył mi braciszek z długą brodą i zapytał: „Bracie, czego potrzebujesz?”, ja na to odparłem bez chwili wahania: „Przyszedłem wstąpić do zakonu”. Popatrzył na mnie bez większego zdziwienia, kazał poczekać, po czym zawołał brata odpowiedzialnego za Franciszkański Zakon Świeckich. Ten porozmawiał ze mną i powiedział krótko: „Przyjdź w sobotę o 16.00”. To mnie ujęło. Konkretny facet, mówi do mnie konkretnie – opowiada Juliusz.

Czas wziąć się do roboty

– Czegoś takiego potrzebowałem – jasnych wskazówek. Przyszedłem w sobotę na spotkanie trzeciego zakonu, czyli wspólnoty nazywanej Franciszkańskim Zakonem Świeckich. Ujęło mnie nauczanie, które było konkretne. Dostałem asystenta duchowego, zacząłem poznawać św. Franciszka i spoglądać na swoje życie z Bożej perspektywy. Wcześniej myślałem, że dla mnie jest już za późno na jakieś zmiany życiowe. Usłyszałem od ojca, który był moim asystentem, że św. Franciszek u schyłku życia zebrał braci i powiedział im: „Bracia, zacznijmy od nowa, bo do tej pory nic nie zrobiliśmy”. A przecież istniała już wspólnota braci, św. Klara, na wzór życia Ewangelią zaproponowanego przez Franciszka, założyła klaryski, wielu świeckich rzucało swoje dotychczasowe życie i zaczynało żyć Ewangelią, a on mówi, że nic nie zrobił. Pomyślałem więc, że może i dla mnie nie jest za późno, że ja też powinienem posłuchać tych słów i wziąć się do roboty. Wciąż próbuję się nawracać. Pewnie będzie tak do końca moich dni – daje świadectwo Juliusz z Franciszkańskiego Zakonu Świeckich.

Konkretny święty

Co takiego proponuje święty ze średniowiecza, że współcześni ludzie dalej chcą go naśladować? Czy ktoś, kto nigdy nie słyszał o komputerach i internecie, może być idolem współczesnego człowieka? – Może. Jeśli ktoś mówi o św. Franciszku, że to święty „ciepłe kluchy”, to znaczy, że w ogóle go nie zna. Franciszek wąchający kwiatki i karmiący zwierzątka to Franciszek nierealny. Ten prawdziwy był bardzo konkretny i wymagał od siebie. Nie roztkliwiał się nad sobą. Postanowił oddać swe życie Chrystusowi i jeśli coś mu w tym przeszkadzało, walczył z pokusami, czasem wręcz drastycznie. To właśnie dziś ludzi pociąga – konkret – mówi o. Piotr Stasiński, asystent FZŚ na Poczekajce.

To, jak żył św.Franciszek, pociągało coraz więcej ludzi, także tych, którzy mieli swoje rodziny. Chcieli, pozostając w swoim środowisku, realizować życie Ewangelią. To oni przyjmowali drogę wskazaną przez św. Franciszka, tworząc III zakon, czyli dziś Franciszkański Zakon Świeckich. Za św. Franciszkiem mogą iść wszyscy, niezależnie od wieku i stanu. Młodzi (tacy do trzydziestki) zaproszeni są do Młodzieży Franciszkańskiej, starsi do FZŚ. Jeśli ktoś chce w swoim życiu chrześcijańskim robić coś więcej, niż uczestniczyć tylko w niedzielnej Mszy św., może na przykład wejść na drogę formacji w duchu franciszkańskim. Młodzi zazwyczaj trafiają do grup Młodzieży Franciszkańskiej. Jednak zapraszamy także starszych, i to zarówno osoby samotne w różnym wieku, małżonków, jak i całe rodziny. W każdej chwili można dołączyć do wspólnoty III zakonu i przekonać się, czy to jest to, czy mam powołanie do tego zakonu – mówi Marcin Stec, odpowiedzialny za FZŚ na Poczekajce.

Ludzie widzą, kim jesteś

Kamil i Iwona są małżeństwem, mają syna Franka, który imię otrzymał na cześć św. Franciszka. – Byliśmy po prostu chłopakiem i dziewczyną, gdy trafiliśmy na spotkanie FZŚ. Ojciec, który głosił nauczanie, nie owijał w bawełnę. Mówiąc kolokwialnie, walił z grubej rury o naszym życiu. To nas ujęło – mówienie wprost. Nikt nie głaskał nas po głowie, ale postawił przed nami dwie drogi, jakby życie i śmierć, i kazał wybierać. Wiedzieliśmy, że decydując się na życie według Ewangelii, możemy mieć wiele trudności, ale dla nas wybór był oczywisty – mówią małżonkowie.

Nigdy tego nie żałowali. Kamil prowadzi własną firmę i nie wstydzi się przyznać do swojej wiary. Iwona jest pielęgniarką i choć nie ma wiele okazji, by mówić o swojej wspólnocie w pracy, stara się pokazywać swoim życiem, jakimi wartościami żyje. – Nie wychodzę wcześniej z pracy, nie kombinuję, wypełniam swoje obowiązki. Nic nadzwyczajnego – mówi Iwona. Dla wielu jednak, którzy patrzą na takich ludzi, ich zachowanie wydaje się nadzwyczajne. – Właśnie o to chodzi, by świadczyć swoim życiem. To już prowokuje do stawiania pytań i zmusza do refleksji. Ludzie widzą, kim jesteś, i jakoś się do tego ustosunkowują – mówi o. Piotr.