Kopiści


Agata Puścikowska


GN 43/2013 |

Przeczytałam gdzieś właśnie, że jesteśmy „narodem kopistów” – czyli że nie tworzymy odręcznie i „odgłownie”, a sprytnie przepisujemy.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Eufemizm może i zabawny, jednak krzywdzący dla starych, przemądrych i cierpliwych kopistów, którzy spędzali nieraz pół życia, pochylając się nad cudzym dziełem. Każdą skopiowaną książkę podpisywali nazwiskiem autora, a nie własnym. 
Współcześnie „kopiści” natomiast grzebią w odmętach sieci, metodą kopiuj–wklej „tworzą” własne „dzieła”. Zarówno „naukowe”, jak i wszelkie inne.

Choćby dziennikarskie. Sama stałam się co najmniej dwa razy ofiarą „kopisty”. Kilka lat temu na przykład pewien „autor” jakiegoś portalu „pożyczył” sobie ponad 70 proc. mojego tekstu, opatrzył go nieco zmienionym tytułem i oczywiście własnym nazwiskiem. A na domiar złego… pomylił sens i rytm oraz narobił dzikich błędów. Sprawa się (uwaga, kolokwializm będzie) rypła, gdy w odmętach internetu szukałam własnego oryginału, bo akurat był mi potrzebny. Zamiast oryginału wyskoczyła „kopia”. Przyznam, że wywołała zniesmaczenie. Bo jeśli już kraść, to może jednak nieco inteligentniej?

Sprawa skończyła się polubownie: właściciel portalu nie miał pojęcia, że przyjął tekst od złodzieja. Przeprosił i „skopiowany” artykuł wycofał. Okazało się również, że złodziejaszek miał lat ok. 20 i doskonale powinien wiedzieć, że czym innym jest cytowanie (z podaniem źródła), a czym innym bezczelny plagiat. Wiedział, a mimo to – zupełnie bezczelnie – „zaczerpnął” z dokonań intelektualnych nieznanej sobie autorki. Bo przecież „się nie wyda”.
Zmyślni „kopiści” też, mimo wysiłków uczelni wyższych, kradną całe fragmenty prac magisterskich, podobno też potrafią „pożyczyć” sobie części doktoratów. Takie zwykłe, semestralne prace są często „kopiowane” nawet za zgodą autora. Ot tak, żeby pomóc koledze w potrzebie…

Niestety, przyzwolenie na pospolitą kradzież (intelektualną) jest w naszym kraju spore. I skąd się to bierze? Przyczyn zapewne wiele, problem wielowątkowy, nie na krótki felieton (autorski wszakże). Ale na koniec, do przemyślenia, zacytuję pewną rozmowę, którą usłyszałam i wiernie kopiuję:
– Co dostałeś Jasiu z klasówki z polskiego?
– Dwójkę mniej.
– No wiesz! – zaperzyła się mama. – Nie mogłeś ściągnąć od Franka?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.