Nie szukają wymówek

Aneta Kulesza; GN 3/2014 Warszawa

publikacja 01.02.2014 06:00

Bez zbroi i mieczy. Pancerzy i przyłbic. A jednak stają do walki w obronie męskości, tworząc nowy model współczesnego bojownika.


Wyprawa na kajaki, w góry czy do kina umacnia męską przyjaźń Materiały Przymierza Wojowników Wyprawa na kajaki, w góry czy do kina umacnia męską przyjaźń

Wstań o 2.00. Im trudniej ci wstać, tym twoja ofiara jest doskonalsza. Umyj zęby, twarz i ubierz się, by godnie się modlić! Masz spotkać się ze swoim Panem, nie rób tego w gaciach z „kapciem” w buzi. Bądź dzielny i nie szukaj wymówek! To nie wojskowy poligon, ale instrukcja nocnych czuwań, którą proponuje swoim członkom wspólnota Przymierze Wojowników. Bo modlitwa, małżeństwo, ojcostwo, przyjaźń i praca to poligony, na których ćwiczą swoje męstwo współcześni wojownicy.


Walka o ducha


Wspólnota została założona w 2010 r. przez krakowskich studentów, Michała Piekarę i Mariusza Marcinkowskiego, by obudzić na nowo ducha walki, wejść na Drogę Wojownika i wskrzesić podupadłą męskość. Dlatego wojownicy z Przymierza codziennie czytają Pismo Święte, raz w miesiącu uczestniczą w spotkaniach formacyjnych, wspólnej Eucharystii, spowiadają się, poszczą w każdy piątek, modlą się za swoją wspólnotę, oddają Bogu dziesięcinę i podejmują odpowiedzialne zadania w swojej wspólnocie. I z dumą przyznają – jako mężczyźni musimy kształtować swoją siłę woli.
Wojownicze zasady na własnej skórze przetestował Konrad Grzybowski – od czterech lat we wspólnocie, a od niedawna – kwatermistrz ewangelizacyjny, odpowiedzialny za organizację męskich konferencji i seansów filmowych. – Z nieśmiałego, wycofanego chłopca, poprzez zadania, które zostały mi postawione w przymierzu, a także przez obecność innych dorosłych mężczyzn, bardzo się zmieniłem. Stałem się odważniejszy, pewny siebie. Zmieniła się moja wiara, dojrzała. W przymierzu odnalazłem męstwo – podsumowuje Konrad, od trzech miesięcy szczęśliwy małżonek.


Z męskim morałem


– Coraz częściej młodzi mężczyźni, aby się dowartościować, szukają grup o radykalnym programie, związanym z przemocą, gwałtownością, wulgaryzmem. Tak naprawdę wynika to z braku męskiego autorytetu, z potrzeby określenia siebie – mówi ks. Piotr Łapa, kapelan przymierza. – Wielu z nas ojca pamięta tylko z niedzielnego obiadu w ciszy, bo musiał dużo pracować – przyznaje Mariusz Marcinkowski, lider warszawskiego oddziału PW.
Spotkania wspólnoty odbywają się w każdy drugi czwartek miesiąca w parafii Zesłania Ducha Świętego. Rozpoczynają się o 19.15 konferencją o postaciach biblijnych, które mogą być inspiracją dla mężczyzn. Po niej jest Msza św. i kościół wypełniają niskie głosy. Choć na stałe w przymierzu jest 25 mężczyzn (20 przygotowuje się do przystąpienia), czwartkowe spotkanie przyciąga ich blisko setkę. – Na Eucharystię przychodzą tylko mężczyźni i modlą się z podniesionymi rękami. To bezcenny obraz – mówi ks. Łapa. Współpracuje z przymierzem od 2011 r. Jest energicznym i uśmiechniętym duchownym, który potrafi przemówić do męskiego rozsądku.
Co miesiąc w klubie aROMAt przy Teatrze Roma PW organizuje otwarte seanse filmowe „The voice of a man” połączone z dyskusją, czyli kino z męskim morałem. To przestrzeń, gdzie można doświadczyć wspólnoty, twardszych dyskusji i dobrego kina.


Bez czułości


Męska przyjaźń jest inna niż kobieca. Tutaj stawiane są wymagania. Bracia we wspólnocie motywują się do zmian. Jak przyznaje Mariusz, praca z „wojownikami” jest trudna. – Nie jesteśmy wylewni, nie ściskamy się, nie klepiemy po plecach, nie uśmiechamy od ucha do ucha za każdym razem. Jak prowadzę konferencję dla mężczyzn, to przez pół godziny jest cisza na sali. Właśnie tak do tego podchodzą, potrzebują dystansu – mówi. Robią też to, co normalni faceci – chodzą razem do pubu, czasem do kina, na bilard czy kręgle. W ciepłe dni organizują mecze piłki nożnej.
W wakacje Przymierze Wojowników wyjeżdża na trzydniowe obozy w góry. Jeden jest wewnętrzny, tylko dla członków przymierza, drugi – otwarty dla wszystkich chętnych. Nazywają je obozami przetrwania. W trakcie tych wypraw zmagają się z naturą i własnymi słabościami. Potem wracają do swoich domów i podejmują prawdziwą, życiową walkę. – Jestem nauczycielem, prowadzę z żoną kursy przedmałżeńskie, piszę doktorat z teologii, jestem ojcem miesięcznego Ireneusza. Nie jest mi straszne wstawanie w środku nocy, by przewinąć maluszka – mówi i dodaje: – Czasem mam wrażenie, że Bóg przymnaża mi czasu – dodaje.


TAGI: