Obrońcy życia wygrali z proaborcyjnymi urzędnikami

KAI |

publikacja 21.01.2014 09:43

Obrońcy życia wygrali batalię przed sądem w sprawie obowiązujących od kilku lat proaborcyjnych przepisów w Nowym Jorku.

Obrońcy życia wygrali z proaborcyjnymi urzędnikami rakkhi / CC 2.0 Nowy Jork

Sędziowie apelacyjnego sądu federalnego uznali, że niemal wszystkie obostrzenia narzucone na centra interwencji kryzysowej dla kobiet w ciąży są niekonstytucyjne i naruszają wolność słowa.

Zgodnie z miejskimi regulacjami centra interwencji kryzysowej dla kobiet w ciąży muszą w języku angielskim i hiszpańskim wprowadzić do swoich reklam i materiałów promocyjnych szereg uściślających informacji, a pracownicy muszą wyraźnie oznajmić przychodzącym tu kobietom, że nie dokonują aborcji i nie rozpowszechniają środków antykoncepcyjnych. Pracownicy tych centrów muszą także wskazać najbliższą placówkę, która takie usługi świadczy. Przepisy, które sędziowie federalni uznali za naruszające Konstytucję USA, mają wywołać wrażenie, że centra pomocy dla kobiet w ciąży nie są w pełni profesjonalnymi placówkami, gdyż nie dokonuje się w nich aborcji.

Przepisy zatwierdził w marcu 2011 burmistrz Michael Bloomberg. Niezastosowanie się do nich grozi karą finansową – 1 tys. dolarów za pierwszy dzień i 2,5 tys. za każdy następny, dopóki ośrodek nie zastosuje się do restrykcyjnych reguł. Placówka, która trzykrotnie w ciągu dwóch lat złamie prawo, może zostać zamknięta, a odpowiedzialni za jej prowadzenie mogą trafić do więzienia.

Sędziowie sądu apelacyjnego utrzymali wyrok sądu niższej instancji, w którym uznano, że nowojorskie regulacje proaborcyjne „w wyjątkowo drastyczny sposób naruszają wolność słowa”.

Złożony z trzech sędziów sąd apelacyjny w Nowym Jorku uznał natomiast niejednogłośnie, że centra kryzysowe mają ujawniać, czy zatrudniają licencjonowanego medyka, który świadczy usługi medyczne lub nadzoruje pracę w placówce. Według sędziego Richarda Wesleya, który w tym punkcie wyraził odrębną opinię, przepis jest niejasny i mało precyzyjny. Daje w ten sposób miejskim urzędnikom, w większości nastawionym proaborcyjnie, możliwość interpretacji zgodnej ich polityką i interesami. Poza tym, zatrudnienie profesjonalnego medyka to poważne wyzwanie materialne dla centrów, których funkcjonowanie opiera się przede wszystkim na zaangażowaniu wolontariuszy.

Rządzący od niedawna Nowym Jorkiem burmistrz Bill de Blasio z Partii Demokratycznej, zapowiedział walkę z centrami pomocy dla kobiet w ciąży i ekspansję nowych klinik związanych z przemysłem aborcyjnym. Według polityka, który w młodości czerpał inspirację z ruchu komunistycznych sandinistów z Nikaragui, centra pomagające kobiecie urodzić dziecko, wspierające ją materialnie i szukające dla dziecka rodziców adopcyjnych, udają jedynie profesjonalne kliniki, gdyż nie oferują aborcji.

Miasto Nowy Jork, uważane jest za niechlubną amerykańską „stolicą aborcji”, ma jedne z najbardziej liberalnych praw aborcyjnych w Stanach Zjednoczonych. W efekcie 41 proc. wszystkich ciąż w mieście kończy się ich przerwaniem. Według pisma "New York Magazine" 10 proc. wszystkich aborcji w Stanach Zjednoczonych dokonuje się w Nowym Jorku, tu także dochodzi do 70 proc. aborcji w skali całego stanu Nowy Jork.

TAGI: