Witaminy Jana Pawła II

Joanna Juroszek; GN 14/2014 Katowice

publikacja 21.04.2014 06:00

Mają po 27 lat. Przed 7 laty lekarz powiedział, że o dzieciach mogą zapomnieć... Wkrótce potem urodziła się Zuzia, dalej Blanka, a w sierpniu pojawi się kolejny mały cud.

Marcin i Mirela Bednarscy z Blanką i Zuzią Joanna Juroszek /GN Marcin i Mirela Bednarscy z Blanką i Zuzią

Żona znów jest w ciąży. Codziennością staje się to, co wydawało się niemożliwe – śmieje się Marcin Bednarski z Mizerowa k. Pszczyny. – Jak będzie chłopiec, damy mu na imię Jan. Zresztą od początku obiecywaliśmy sobie, że jak będziemy mieć chłopca, to będzie albo Karol, albo Paweł, albo Jan – mówi Mirela, żona Marcina. Zuzia ma niecałe 5 lat. Jest spokojna, trochę nieśmiała, bardzo pomocna i opiekuńcza. „Ja tacie pomagam, bo chcę, żeby był szczęśliwy” – cytuje ją jej mama. Zuzia obiera więc grzyby, nosi skrzynki – to jej wkład w rodzinny „pieczarkowy biznes”. Blanka ma prawie 2 lata i jest już trochę większym rozrabiaką. – Bardziej rozrywkowa – oceniają jej rodzice.

Dzieci nie będzie

Mirela i Marcin znają się z czasów szkoły średniej, razem chodzili do technikum handlowego. Pobrali się jako 20-latkowie 19 maja 2007 r., dzień po urodzinach Jana Pawła II i 3 dni po urodzinach Mireli. W sobotę i w niedzielę mieli ślub i wesele, a we wtorek... maturę. Po ślubie nie myśleli od razu o powiększeniu rodziny, mimo to dosyć szybko dowiedzieli się, że coś jest nie tak. Najpierw u lekarza specjalisty leczyła się Mirela, a kiedy okazało się, że u niej już wszystko jest w porządku, przyszedł czas na badania Marcina. Zaczęły się w październiku, a skończyły w grudniu 2008 r. Lekarz wprost oznajmił małżonkom, że nie mogą mieć dzieci. – Powiedział, że nie ma sensu robić nawet innych badań i że – póki co – mamy zapomnieć o dzieciach. Może kiedyś coś się tam samo zmieni, ale mamy sobie nie robić nadziei – opowiada Mirela.

Małżonkowie załamali się, ale jednocześnie postanowili wszystko oddać Panu Bogu. Ostatecznie byli bardzo młodzi, stwierdzili więc, że poczekają kolejny rok i zobaczą, co dalej. Lekarz dał mężczyźnie witaminy i kazał pojawić się pół roku później. – Witaminy mogły, oczywiście, pomóc. Naszym zdaniem, przyczynił się jednak papież – mówi Marcin. – Dobrze wiymy, jak żeś jodoł te lykarstwa. Na studiach nie było czasu, to tak jodłeś, jak ci się ino spomniało. Jak jo ci dałach, to jodłeś. Czy one zadziałały, to jo wątpia. Zadziałałyby, jakbyś wszystko zjodł, a ty jeszcze mosz półtora paczki w doma – droczy się z mężem Mirela.

Janie Pawle II, pomóż!

Z końcem stycznia 2009 r. brat Marcina – ks. Damian – zorganizował młodym pielgrzymkę do Rzymu. – To był taki spontan. 3 dni przed wyjazdem nas wytargał – tłumaczy Mirela. Na miejscu odwiedzali różne bazyliki, jednak Wieczne Miasto przede wszystkim kojarzyło im się z papieżem Polakiem i to za jego wstawiennictwem cały czas się modlili. Przypomnijmy, że papież – wkrótce święty – w 2009 r. nie był jeszcze błogosławionym. Beatyfikacja odbyła się 2 lata później, 6 lat po śmierci ojca świętego. Młodzi małżonkowie pamiętają pewnie morze wiernych skandujących w dniu pogrzebu „Santo subito!” (święty natychmiast!). To przekonanie o świętości Polaka i mocy jego wstawiennictwa towarzyszyło im także w styczniu 2009 r. – Prosiliśmy o dziecko, to był nasz cel – mówi Marcin. W Rzymie mieszkali u sióstr elżbietanek, gdzie poznali rodzeństwo s. Kanizję i s. Paulę, które również za wstawiennictwem papieża modliły się w intencjach małżeństwa. „Nasi” Ślązacy dużo czasu spędzili także z ks. Arkadiuszem Noconiem z Knurowa, członkiem Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. To właśnie świadectwa ludzi, którzy osobiście znali ojca świętego, i ich modlitewne wsparcie pomagały młodym wierzyć, że zostaną wysłuchani. 

Zaraz po przylocie do Rzymu Marcin, Mirela i ks. Damian udali się na plac św. Piotra. Było już późno, ok. 22.30, nie mogli więc wejść do bazyliki. Odwiedzili ją następnego dnia. Uczestniczyli w Eucharystii i modlili się przy grobie Jana Pawła II. – Wiadomo, jak to z bratem księdzem, dzień zaczynał się Mszą, dzieliliśmy się liturgią słowa: żona – psalm, ja – czytanie, modlitwa w intencji naszej Zuzi, tzn. dziecka obojętnie jakiej płci, ale żeby było, a potem cała reszta – wspomina Marcin. Małżonkowie dobrze pamiętają czas spędzony przy grobie błogosławionego. – Wiadomo, każdy inaczej to przeżywał. Ja przez pół godziny płakałam i się modliłam. Jeszcze ukradkiem udało mi się zdjęcie zrobić – mówi Mirela z radosnymi łzami w oczach. – Wiadomo, że przy grobie strażnicy poganiają, ale oczywiście myśmy zrobili tak, żeby nas nie pogonili. Jak stamtąd wyszliśmy, to zaraz chcieliśmy z powrotem wracać – dodaje Marcin. Papieża odwiedzili jeszcze w ostatnim dniu pobytu w Rzymie. 

O Zuzię modlili się także w kościele pw. św. Augustyna. To miejsce, do którego przychodzą małżonkowie proszący o dar potomstwa. Przy figurze Matki Bożej zapalają świece jako symboliczny znak ich modlitw. W kościele znaleźć można także wiele fotografii przedstawiających wyproszone dzieci, wśród nich jest także Zuzia. Do dziś, jak tylko ks. Damian albo ktoś inny z rodziny jest w Rzymie, wchodzi do kościoła i pilnuje, by lampka zapalona przez Marcina i Mirelę dalej się paliła.

Codzienność z błogosławionym

Młodzi przyjechali z Rzymu i po upływie jakiegoś tygodnia Mirela była już w ciąży. – Chyba nawet tam to się zaczęło – śmieje się Marcin. Kobieta zorientowała się dokładnie 19 lutego 2009 r., kiedy była w 3. tygodniu w ciąży. – Spóźniał mi się okres. Czekaliśmy, ale mijał tydzień, kolejny, prawie trzeci. I potem godomy: „Trzeba zrobić test”, no i wyszło, że jestem w ciąży – wspomina Mirela, dodając, że nie spodziewali się tak szybkiej reakcji. W tym samym dniu umówiła się na prywatną wizytę u lekarza. – Ino my się dowiedzieli, to zaroz my do Damiana dzwonili. A on w tym samym dniu mejle do ks. Arka i do s. Kanizji wysłoł – mówi. Dziękowali im i prosili o dalszą modlitwę, żeby z dzieckiem wszystko było dobrze.

Zuzia urodziła się 2 listopada, po bardzo długim i ciężkim porodzie, mimo to otrzymała 10 punktów w skali Apgar. Rodzice cieszą się z trójki swoich dzieci. Nie mają jednak wątpliwości co do tego, że Zuzię wymodlił im Jan Paweł II. Stałą więź z błogosławionym Mirela podtrzymuje codziennie, prosząc go o pomoc w przeróżnych sprawach, np. wtedy, kiedy dzieci są chore i płaczą w nocy. – Zawsze modlę się za wstawiennictwem papieża, żeby mi pomógł, żeby zasnęły, wyzdrowiały. Jak się tak modlę, to za każdym razem 5–10 minut i jest cicho – przekonuje kobieta. – Zuzia do przedszkola nie chciała chodzić, płakała przez 2 tygodnie. Dzień w dzień w przedszkolu ryk. A jo rzykom, rzykom za wstawiennictwem Jana Pawła II, żeby następnego dnia nie płakała, żeby szła i fajnie się bawiła. Przyjeżdżam z przedszkola i mówię Marcinowi, że bez płaczu poszła, ściągnęła buty, weszła do przedszkola i się bawiła. Tak jest do teraz – uśmiecha się Mirela. Dodaje, że nie tylko modli się za wstawiennictwem błogosławionego, ale także dużo z nim rozmawia.

Młodzi należą do pokolenia JPII. Podkreślają, że zawsze papież był bliski ich sercom. W dniu jego śmierci – 2 kwietnia 2005 r. – byli na wycieczce w Krakowie. W intencji umierającego papieża modlili się wtedy przy jego oknie przy ul. Franciszkańskiej. Jak wracali do domu, dokładnie o godz. 21.37 przejeżdżali przez Wadowice. Biły dzwony, a w autobusie zapadła cisza... Od czasu narodzin Zuzi Bednarscy nie byli w Rzymie. Obiecują sobie jednak, że jak tylko dzieci trochę podrosną, na pierwsze duże wakacje zabiorą ich właśnie do Jana Pawła II.