Piękne i bestia

Joanna Sadowska; GN 16/2014 Tarnów

publikacja 26.04.2014 06:00

Od życia dostały drugą szansę i teraz nie chcą zmarnować ani minuty. Są bardziej aktywne niż niejedna zdrowa osoba, pomagają też innym, przed którymi stanęło widmo choroby.

 Dębickie amazonki, czyli jedna za wszystkie, wszystkie dla innych kobiet Joanna Sadowska /GN Dębickie amazonki, czyli jedna za wszystkie, wszystkie dla innych kobiet

Wychowane dzieci, dom w trakcie budowy, praca zawodowa. Grażyna Guzik miała całkiem normalne życie. Koszmar zaczął się 12 lat temu, gdy zdiagnozowano u niej nowotwór złośliwy sutka.

Grażyna

Przeżyła szok, załamanie i piętno wyroku, bo w rodzinie chorowano na nowotwór i walkę przegrano. Załamanie było tym większe, że przecież dbała o swoje zdrowie. Chodziła systematycznie do lekarzy i robiła badania kontrolne. Gdy odkryto guzek, ginekolog uspokajał i twierdził, że z tym da się żyć. Ona jednak najpierw poszła na mammografię, potem miała jedno, a następnie drugie USG. I właśnie wtedy okazało się, że ma aż trzy guzki, a lekarz kazał zrobić biopsję i szukać dobrego szpitala. Operację miała w Krakowie, potem zaczęła chemioterapię. – Już na pierwszej chemii zaczęłam tracić włosy, brwi i rzęsy, a paznokcie nabrały kolorowych odcieni – wspomina. – Przed każdą chemią musiałam brać sterydy i wyglądałam jak bokser, a dolegliwości były ogromne: brak smaku, popękany język, migdały jak pocięte żyletką – dodaje.

Udało jej się dotrwać do końca terapii. Potem była hormonoterapia. Wszystko było dobrze przez dziesięć lat. Rok temu zaczęła mieć problemy z wrzodami i przy okazji odkryto przerzuty na lewy płat wątroby. I znów się nie poddała. – Fatalnie czułam się po chemii, powiedziałam nawet lekarzowi, że wolę umrzeć, niż brać kolejną dawkę. Przeszłam na tabletki. Teraz mam zastrzyki hormonalne. I żyję – mówi z uśmiechem. Po 12 latach od pierwszego starcia z rakiem kilka dni temu podjęła pracę zawodową.

Teresa

Teresa Szostak oglądała bajkę z wnuczkiem. Gdy maluch oparł się na niej, poczuła gwałtowny ból w lewej piersi, a pod palcami wyczuła zgrubienie. Postanowiła działać. Wizyta u lekarza, mammografia i USG. Diagnoza: zapalenie piersi. – Niedorzeczne rozpoznanie, przechodziłam to już kiedyś i ból był zupełnie inny. Powtórzyłam badania i znowu nic nie wyszło, a ja czułam, że coś jest nie w porządku – mówi. Kolejna mammografia i wynik: 26-milimetrowy guz. Potem szło już szybko: operacja, mastektomia, chemioterapia, którą wspomina jak koszmar. Gdy okazało się, że nie ma przerzutów, rozpoczęła radioterapię. – Teraz jestem prawie na mecie. Zażywam tylko jedną tabletkę dziennie. Pokonałam raka i niemożliwe stało się możliwe – podkreśla.

Marzena

23 lutego 2012 roku Marzena Mordarska-Czuchra obchodzi 40. urodziny. W marcu mąż namawia ją na mammografię. – Okazało się, że jest guzek. Nie zaskoczyło mnie to, bo wiedziałam o nim. Byłam pod kontrolą lekarza, który kilkakrotnie twierdził, że można z tym żyć – wspomina. Mimo to przechodzi kontrolne badania w Mielcu. Dostaje skierowania na biopsję. 22 maja dowiaduje się, że wykryto komórki nowotworowe. Dostaje 70 proc. szansy na wyleczenie i skierowanie na kolejne badania. Zna już swego wroga – nazywa się rak zrazikowy naciekający. Podejmuje walkę. Razem z mężem szukają w internecie wszystkich możliwych informacji na jego temat. Bo, aby pokonać wroga, trzeba go dobrze poznać. Gdy ona walczy, mąż dba o dom i synów. W międzyczasie spotyka się z Grażyną Guzik, amazonką. Dowiaduje się o jej walce z chorobą. – Rozmowa z amazonką dla kobiety, która jest przed mastektomią, jest bezcenna – dodaje.

Gdy poddaje się operacji w Krakowie, jej synek odbiera swe pierwsze świadectwo. Żal rozstania przeplata się z walką o życie. Po powrocie do domu nie siedzi bezczynnie, ale zabiera się za zrobienie strony internetowej dębickich amazonek. Kilka dni później zaczyna chemię, a po 14 dniach wypadają jej włosy. Potem jest radioterapia i kolejne etapy leczenia. – Gdy po kilku miesiącach usłyszałam od lekarza: „Traktujemy panią jako pacjentkę wyleczoną”, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie – wspomina.

Nieustraszone

Dziś dębickie amazonki są jedną z bardziej rozpoznawalnych grup w regionie. Ktoś powiedział „wizytówka Dębicy”, i nie ma tu przesady. Są aktywne, silne i radosne. Przeszły traumę, ale nie tylko się z niej podniosły, lecz walczą też o zdrowie innych kobiet. – Dostałyśmy drugą szansę, nie można jej zmarnować – mówią. Najpierw ruszyła więc ich strona internetowa, potem wydały książkę „Nieustraszone. Historia Dębickich Amazonek walczących z rakiem piersi”. Z wielu względów to wyjątkowa publikacja.

– To pierwsza w Polsce książka napisana przez amazonki, z ich historiami, wręcz detalami z życia – mówi pani Marzena. To również poradnik prowadzący przez kolejne etapy leczenia, począwszy od diagnozy, skończywszy na hormonoterapii. Zamieszczono w nim również informacje na temat badań wykrywających tę chorobę oraz dane teleadresowe do ośrodków diagnostycznych i leczniczych Małopolski i Podkarpacia, a także do stowarzyszeń i klubów amazonek. Dzięki sponsorom książka ukazała się w nakładzie 2 tys. egzemplarzy i została rozdana podczas zeszłorocznych Dni Dębicy. Zainteresowanie było tak duże, że panie postanowiły wydać drugą część, która ukaże się w czerwcu tego roku. – Chcemy pokazać, jak wygląda funkcjonowanie po raku. My teraz staramy się tyle rzeczy robić, mamy tyle pomysłów, że nie wiadomo, w co ręce włożyć. Jak się przejdzie etap choroby, to potem można wyciągnąć z tego trudnego okresu dużo dobra – opowiada pani Marzena.

Sześć ocalonych

Dębickie amazonki widać, i to dosłownie. W ubiegłym roku zorganizowały kampanie reklamowe zachęcające kobiety do badań profilaktycznych w zakresie raka piersi. Na terenie miasta pojawiły się billboardy, plakaty i spoty reklamowe z ich zdjęciami. Efekt? Setki kobiet badających się w mammobusach i sześć pań, które dzięki tym badaniom wykryły, że są chore. – To sześć kobiet, które być może ocaliły życie, a na pewno zdrowie – mówi panie Marzena. Jedną z nich jest Małgorzata Wilk. – Najpierw myślałam, że na plakacie są aktorki. Potem okazało się, że jedna z nich jest moją sąsiadką. Gdyby nie plakat, z którego tak na mnie patrzyły, nigdy nie poszłabym na badania – opowiada. Obecnie jest już po chemii, a podczas naszego spotkania dowiaduję się, że za dwa dni jedzie na operację do Rzeszowa.

– Trochę się boję, ale dzięki rozmowom z amazonkami wiem, co mnie czeka. To daje duże poczucie bezpieczeństwa – dodaje. Amazonki z autopsji wiedzą, że pomoc drugiego człowieka w chorobie jest najważniejsza. Nie do przecenienia jest tu rola rodziny, która otacza miłością i wspiera. Ale nieodzowne są też osoby, które same przez to przeszły. Doradzą, podpowiedzą, uspokoją. – Bo jeśli my swoją chorobę rozłożymy na pięć osób, które są na spotkaniu amazonek, to czy nie jest nam lżej? Oczywiście, że jest – mówi pani Grażyna. Pomysłów na życie mają całe mnóstwo. Ostatnio zaczęły chodzić na zajęcia z karate. – To będzie element sesji zdjęciowej do nowej książki. Nie tylko nauka samoobrony czy usprawnienie, ale i integracja naszego środowiska – mówi pani Marzena.

W ich gronie jest Sylwia Murza-Chrobak, która ma 80 lat. – Na raka zachorowałam 14 lat temu. Dobrze się czuję, jeśli chodzi o chorobę nowotworową, ale miesiąc temu przeszłam udar mózgu. A teraz od dwóch tygodni ćwiczę karate. Bo nie można siedzieć w domu i myśleć tylko o chorobie – dodaje z uśmiechem. Amazonki przygotowują też kolejną kampanię billboardową. – Będziemy na zdjęciach, aby pokazać, że żyjemy, oraz zachęcić do badania kolejne kobiety – mówi Teresa. I dać nadzieję innym, bo raka można pokonać.