Bez pomagania nie mogą żyć

Justyna Steranka ; GN 18/2014 Koszalin

publikacja 10.05.2014 06:00

Dla wolontariuszy sprzątanie, karmienie, przebieranie czy zmienianie pościeli jest na porządku dziennym. Czasem jednak ich dyżur to coś znacznie więcej. 


Dominika nie tylko ma kontakt z pacjentami hospicjum, ale też bierze udział w różnych akcjach Justyna Steranka /gn Dominika nie tylko ma kontakt z pacjentami hospicjum, ale też bierze udział w różnych akcjach

Wolontariat to popularna forma okazywania miłości bliźniego. Dlaczego ktoś decyduje się poświęcać wolny czas ludziom, którzy pozornie niczym nie mogą się odwdzięczyć?


Lekcja pokory


Jagoda Kuczyńska jest wolontariuszką w koszalińskim hospicjum od dwóch lat. – Nie wiedziałam, czy dam radę. Jak mój tata leżał w hospicjum, było mi bardzo trudno, żeby go przewijać czy myć. Po jego śmierci chciałam zaangażować się w pomoc innym, ale raczej przy akcjach czy sprzątaniu, a nie w bezpośredniej opiece nad chorymi. Miałam opory, czy ja w ogóle tę barierę pokonam, ale zostałam rzucona na głęboką wodę i teraz jestem szczęśliwa, że mam kontakt z potrzebującymi – mówi. 


Dominika Wydziałkowska i Oliwia Kołacz są licealistkami. Chodzą do hospicjum od stycznia. – Wybieram się na medycynę i chciałam sprawdzić, czy nadaję się do kontaktu z pacjentem – dzieli się Dominika. 
Motywacja Oliwii była podobna. – Nie wiedziałam, czy wytrzymam psychicznie, będąc z chorym. Jednak im dłużej tam chodzę, tym bardziej zaczynam te wizyty doceniać. Inaczej też patrzę na swoje życie. Widzę ludzi, dla których nie jest możliwe nawet wyjście do łazienki, a ja się nad tym w ogóle nie zastanawiam, bo to jest dla mnie czymś normalnym – przyznaje.


Wolontariusze hospicyjni wykonują czynności pielęgnacyjne, karmią pacjentów, przebierają ich i zmieniają pościel. Są do tego odpowiednio wcześniej przygotowywani. – Czasem też po prostu rozmawiamy, czytamy książkę albo bierzemy chorych na wózek i spacerujemy – wyliczają licealistki. Zdarzają im się też trudniejsze wyzwania. – Ostatnio wymyślałyśmy jednej pacjentce, pani Bolesławie, bajki albo robiłyśmy quiz. Ona uśmiecha się od progu na nasz widok – dodają. 


Pani Jagoda odwiedza swojego podopiecznego, pana Macieja, w domu. – On zawsze pyta swoją żonę, czy biorę od nich pieniądze. Jak okazuje się, że przychodzę za darmo, to mówi, że chyba muszę go lubić – opowiada z uśmiechem. – My dajemy sobie wiele nawzajem. Choć jest chorym, starszym człowiekiem, umie mnie rozbawić i ciągle prawi komplementy – przyznaje pani Jagoda. 
Nie zawsze jednak jest tak kolorowo. Czasem wolontariuszy spotykają przykrości ze strony samych pacjentów. – Doświadczamy różnych reakcji ludzi, ale trzeba nauczyć się z nimi obchodzić. Kiedyś jeden pacjent przeklinał i to było skierowane do mnie, ale ja wiem, że to nie on przemawia, ale jego choroba. Na pewno wtedy pomaga cierpliwość i wyrozumiałość – mówi pani Jagoda.


Choć pomaganie wydaje się modne, wolontariat w hospicjum wciąż budzi skrajne reakcje. – Wiele osób się dziwi, że chcę chodzić do hospicjum. Moja rodzina jest dumna, ale ja nie robię tego po to, żeby ktoś mnie podziwiał. Chcę po prostu być z chorymi – przyznaje Dominika. 
– A ze mnie w klasie się śmieją. Nie rozumieją, jak mogę przebierać czy myć starszych ludzi. Staram im się to tłumaczyć, że oni też kiedyś mogą być w takiej sytuacji. Młodzież dziś myśli, że starszy człowiek jest niepotrzebny, powinien już umrzeć i tyle, a to nieprawda. Oni też przecież są ludźmi, zasługują na szacunek i na to, by się przy nich zatrzymać – dodaje Oliwia.


Z Jezusem pod jednym dachem


Dom Miłosierdzia w Koszalinie to również miejsce, gdzie oprócz potrzebujących można znaleźć wolontariuszy. Bartek Pawlaczyk przyjechał do Koszalina aż z Poznania, bo pociągnęła go idea Domu. – Od samego początku starałem się wspierać budowę i byłem świadkiem, jak powstaje – przyznaje. 
To jednak było dla niego za mało. – Zawsze zależało mi, żeby być blisko Pana Boga. Kiedy dowiedziałem się, że w Domu Miłosierdzia potrzeba rąk do pracy i będzie całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu, postanowiłem się tu przeprowadzić. Kiedy podjąłem decyzję, żeby tu przyjechać, moje życie było dość pokomplikowane. Udało się jednak je wyprostować i teraz ja mogę pomagać potrzebującym – przyznaje. 


Wolontariusze w Domu Miłosierdzia nie narzekają na brak obowiązków. – Są osoby, które pomagają przy remoncie, inni sprzątają, porządkują podwórko czy kaplicę – wylicza Bartek. To jednak niejedyne zadania. – Mamy też czterogodzinne dyżury w kaplicy adoracji. To dlatego, że Najświętszy Sakrament jest wystawiony całą dobę – tłumaczy. 
Jak mówi, mieszkanie pod jednym dachem z Panem Jezusem jest wyjątkowym doświadczeniem. – Po pewnym czasie człowiek się do wszystkiego przyzwyczaja, ale to na pewno coś niezwykłego. Jestem szczęśliwy, że mogę zejść do Niego, kiedy chcę, a na Mszę św. nie muszę zakładać nawet kurtki, bo to dwa piętra niżej. To wyróżnienie móc w takim dziele uczestniczyć – przyznaje. 
Więcej informacji na stronach: www.dommilosierdzia.pl oraz www.hospicjum.koszalin.pl.

TAGI: