Co Katowice dały Ameryce?

Joanna Juroszek; GN 18/2014 Katowice

publikacja 12.05.2014 06:00

Na Harvard co roku aplikacje składa ponad 30 tys. osób. W 2010 r. na najlepszą uczelnię świata dokumenty złożył Adam Ziemba z Katowic. Złożył i się dostał. W maju otrzyma dyplom bakałarza amerykańskiego uniwersytetu.

 Adam Ziemba z Katowic podczas kilkudniowej wizyty w Polsce odwiedził także redakcję GN Roman Koszowski /GN Adam Ziemba z Katowic podczas kilkudniowej wizyty w Polsce odwiedził także redakcję GN

Na początek humor z „harvardzkich zeszytów”. Student do studenta: „Nie mogę dziś pójść na spotkanie z prezydentem Argentyny, bo mam do zrobienia zadanie domowe”. Na uczelnię z gościnnymi wykładami przyjeżdżają prezydenci, ambasadorowie czy szejkowie różnych krajów, od spotkań z nimi ważniejsza jest jednak nauka. – Na zajęcia trzeba być zawsze przygotowanym – tłumaczy Adam Ziemba. To absorbuje ogromną część życia studenckiego. W drugiej kolejności wymienia zajęcia typu: organizacja konferencji, zaangażowanie w różne grupy akademickie czy wolontariat. Trzecie miejsce na podium zajmuje życie towarzyskie.

– Tworzy się taki trójkąt: akademia, życie społeczne i sen. Trzeba wybrać dwie rzeczy z trzech. Zazwyczaj rezygnuje się ze spania – wyjaśnia Adam, chwilę później dodając, że czasem udaje się znaleźć balans. – Ja znalazłem go na trzecim roku, zacząłem wtedy spać po 8 godzin. Wcześniej zdarzały się całkowicie nieprzespane noce albo takie, kiedy spałem po 3–4 godziny – wyznaje.

Zaczęło się w katolickim gimnazjum

Proces rekrutacji w USA wygląda całkowicie inaczej niż w Polsce. Z tego też względu Adam o studiach zaczął myśleć już w III klasie gimnazjum. – To jest okres, kiedy kandydaci zaczynają przygotowywać swoje dokumenty (aktywność pozalekcyjna, oceny, listy rekomendacyjne) i rozpoczynają naukę do egzaminów – wyjaśnia. Zaraz potem przyznaje, że od początku był mocno zmotywowany. Wsparcie dostawał od rodziców, duże znaczenie miała też edukacja w katolickim Gimnazjum i Liceum im. bł. ks. Emila Szramka w Katowicach. Wspominając lata szkolne, Adam stwierdza, że uczący go nauczyciele lekcje prowadzili w bardzo ciekawy sposób i motywowali uczniów, by podążali za swoimi marzeniami. Szkoła oferowała mu także udział w wymianach czy projektach międzynarodowych. Adam był na wymianach w Niemczech, Belgii, na konferencjach w Szkocji oraz Dubaju.

Choć niektórym trudno w to uwierzyć, kiedy 8 lat temu Adam zaczynał swoją przygodę z Ameryką, zasoby internetowe w Polsce nie były tak obszerne jak dzisiaj. – Szukałem informacji wszędzie, gdzie mogłem: na stronach uczelni, forach w języku polskim, angielskim. Dzwoniłem do osób, które dostały się na uniwersytety w USA i dzięki temu dowiedziałem się, jak wygląda proces rekrutacyjny i studiowanie. Byłem też w kontakcie z biurami rekrutacyjnymi różnych uczelni – wyjaśnia. – W III klasie liceum złożyłem 10 aplikacji na amerykańskie uczelnie. Harvard był ostatnią uczelnią, o której myślałem, że się na nią dostanę. Właściwie nikt, kto jest teraz studentem Harvardu, nie myślał, że mu się to uda. Miałem bardzo duże wątpliwości, czy składać tam aplikację, bo myślałem: co osoba z Katowic może zaoferować tej uczelni? – mówi student. Mimo że decyzję o studiowaniu za granicą Adam podjął już jako nastolatek, miał czas, by „dorosnąć” do wyboru odpowiedniego dla siebie kierunku. W Stanach rekrutuje się na konkretny uniwersytet, a nie na kierunek. To drugie wybiera się po ukończeniu pierwszego roku. Kierunek nie musi być zależny od tego, co robiło się w liceum.

Matura to bzdura?

Ostateczny termin składania dokumentów na uniwersytety w USA to 1 stycznia roku, w którym planuje się rozpoczęcie studiów. Większość uczelni ma takie same wymogi: tzn. egzaminy SAT Test oraz SAT Subject Test, egzamin z języka angielskiego TOEFL, eseje na zadane przez uczelnię tematy, rekomendacje oraz list motywacyjny. W Polsce są trzy centra egzaminacyjne: w Krakowie, Warszawie i Gdańsku, można podejść do nich więcej niż jeden raz (Adam próbował dwa razy). Rejestracja odbywa się przez internet. SAT Test składa się z trzech części: Reading – czytanie ze zrozumieniem po angielsku, Math – matematyka oraz Writing – pisanie (esej i gramatyka). Z każdej z nich otrzymać można 800 punktów. Dodatkowo zdaje się trzy wybrane przedmioty: SAT Subject Test. Adam wybrał matematykę podstawową i zaawansowaną oraz język francuski. Polską maturę Adam zdawał z matematyki, WOS, języka francuskiego, angielskiego oraz polskiego.

Kiedy miał czas na przygotowanie się? – Nie wiem, ale bardzo dobrze mi poszło – śmieje się. – Decyzja o przyjęciu na uniwersytety w USA przychodzi przed zdawaniem matury w Polsce (31 marca), więc podchodziłem do matury z pewnym spokojem, wiedziałem, co będzie się ze mną działo, prawdopodobnie dlatego lepiej mi poszło – mówi. Adam nie ukrywa, że wcześniej bardzo dużo się uczył; jednocześnie przyznaje, że nauka sprawia mu dużą frajdę. – Przeglądanie notatek, uczenie się wpływają na to, że jestem bardziej świadomym obywatelem kraju, Europy, świata – mówi.

Polacy w Ameryce

Harvard swoim studentom jest w stanie zaoferować pełną pomoc stypendialną. – Uczelnia pokrywa koszty nauki, zakwaterowania, wyżywienia, nawet powrotów do domu. Jedynym wymogiem są zarobki rodzinne poniżej 60 tys. dolarów na rok. Pieniędzy tych nigdy nie trzeba zwracać. Studenci mogą otrzymać też granty na programy wakacyjne, zimowe – wyjaśnia Adam. – Zaraz po dostaniu się na Harvard otrzymałem ogromny pakiet informacyjny. Już wtedy dowiedziałem się, że 99,9 proc. studentów mieszka na kampusie. Zaoferowano mi uczestnictwo w pierwszorocznym programie dla studentów międzynarodowych, gdzie poznaje się tajniki studiowania w Stanach i na Harvardzie, dowiaduje się, jak wyglądają zajęcia, interakcja z profesorami, życie na kampusie, jak założyć konto w banku, kupić telefon – wspomina. Choć Polaków jest tam niewielu, na uniwersytecie działa Polskie Towarzystwo na Harvardzie, którego prezesem od trzech lat jest „nasz” Adam z Katowic. Towarzystwo zrzesza studentów, absolwentów, profesorów, a także przedstawicieli polskiej społeczności z Bostonu i okolic. W mniejszej grupie spotykają się co tydzień, w większej – z okazji różnych uroczystości, takich jak Boże Narodzenie, Wielkanoc, Święto Niepodległości czy  3 Maja.

Studenckie życie

Czy na kampusie można zawrzeć przyjaźnie? Adam twierdzi, że wszystko zależy od podejścia ludzi. – Pierwsze 3–4 miesiące na Harvardzie są niesamowite, poznaje się ludzi z różnych krajów, wspólnie jada się na stołówce, za każdym razem siada się z innymi studentami, a potem zaczyna się nauka i zajęcia pozaakademickie – mówi. – Jedną z moich znajomych jest muzułmanka z Senegalu. Mimo że często zauważa się tendencję do podkreślania różnic pomiędzy religiami, dopiero w Stanach zrozumiałem, że jest między nami wiele wspólnego. W USA nie rozmawia się o polityce i o religii. Ale jeżeli uczestniczę w spotkaniu, gdzie poruszane są tematy związane z wiarą, chętnie włączam się w dyskusję.

Ślązak bardzo lubi łączyć wiedzę z praktyką. – Już po pierwszym roku zacząłem aktywnie uczestniczyć w symulacjach obrad Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz rządu amerykańskiego – mówi. To dyskusje delegatów – młodzieży ze szkół licealnych lub innych uniwersytetów, prowadzone przez studentów z Har- vardu. Delegaci wcielają się w role przedstawicieli krajów czy senatorów, w zależności od tematu debaty, i następuje dyskusja. – Uczy ona umiejętności argumentacji, umożliwia zawieranie przyjaźni na płaszczyźnie międzynarodowej i poszerza perspektywy – precyzuje Adam, który w zeszłym roku był prezesem konferencji organizowanej w Hongkongu.

Adam przyznaje, że zawsze interesował się polityką, stosunkami międzynarodowymi oraz pracą w grupie. Z tego też względu zdecydował się na studiowanie na Wydziale Nauk Społecznych i Stosunków Międzynarodowych oraz na Wydziale Nauk i Cywilizacji Bliskowschodnich. Jako dodatkową specjalizację wybrał ekonomię i język arabski. Co ciekawe, kulturą Bliskiego Wschodu zainteresował się po pielgrzymce do Ziemi Świętej. „Egzamin można powtórzyć, imprezy nigdy” – to hasło znane wszystkim polskim studentom. Nie do końca sprawdza się ono na Harvardzie. W czasie sesji nie ma żadnych poprawek. Na ocenę końcową składa się jednak praca w ciągu całego semestru: aktywność na zajęciach, prace domowe, eseje, kolokwia. Jeżeli nie zda się egzaminu końcowego, oblewa się cały kurs (przedmiot). Choć brzmi to dosyć groźnie, na Har- vardzie odpadanie nie wchodzi raczej w grę. Chyba że, podobnie jak twórca Facebooka – Mark Zuckerberg czy Bill Gates, student sam zrezygnuje. Po pierwszym oblanym egzaminie otrzymuje się „ostrzeżenie od Harvardu”, jeśli nie zda się kolejnego, uniwersytet wysyła na roczną albo dwuletnią przerwę.

Do Katowic wróć

Adam przyznaje, że cztery lata poza krajem przede wszystkim pokazały mu, jak ważna jest dla niego rodzina. Do domu w tym czasie przyjeżdżał mniej więcej dwa razy w roku: na Boże Narodzenie i wakacje. – W Stanach jestem sam, co prawda mam przyjaciół, ale nie jest to moja najbliższa rodzina – wyznaje. W maju Adam Ziemba skończy studia bakałarskie, planuje rok, dwa popracować i wrócić na studia drugiego stopnia. Nie wie jeszcze, czy znów będzie to Harvard. Po ukończeniu studiów chce wrócić do Polski. – Wydaje mi się, że poprzez moją działalność na Har- vardzie i nie tylko, gdzie zawsze staram się kultywować tradycję i historię Polski, pokazuję, że bardzo mi na niej zależy. Czuję się odpowiedzialny za to, co dzieje się w moim kraju – wyznaje młody Ślązak.

– Nie musimy patrzeć na siebie jak na kalkę Europy. Polacy mają swoją historię, kulturę, tradycję. Jednocześnie jesteśmy częścią Europy, świata, Polska powinna więc odgrywać ważną rolę na arenie europejskiej czy międzynarodowej – dodaje „harvardzki politolog”. Adam poleca Harvard każdemu Polakowi. – Dostanie się jest możliwe, jesteśmy do tego przygotowani, potrzeba tylko troszkę motywacji, pracy, ale jest to jak najbardziej osiągalne – przekonuje. 

TAGI: