To moja kariera

Łukasz Czechyra; Posłaniec Warmiński 21/2014

publikacja 26.05.2014 06:00

Nie byłoby nas, gdyby nie one. Mimo tylu obowiązków zawsze mają czas dla swoich dzieci. Bycie mamą to codzienna, fascynująca przygoda.

Tomek i Magda Markowie podkreślają, że największą karierę robią jako mama i tata Łukasz Czechyra /GN Tomek i Magda Markowie podkreślają, że największą karierę robią jako mama i tata

Matka. To słowo dla każdego z nas oznacza tę osobę, dzięki której jesteśmy na tym świecie. Tę, dzięki której żyjemy. Każdy trochę inaczej pojmuje znaczenie słowa „Matka”, ale jednak zawsze jest to osoba, która troszczy się o nas od dziecka, czasami może zbyt przesadnie, ale nawet jeśli, to wszystko w imię miłości. W Dzień Matki zawsze ciepło myślimy o tych, które dały nam życie.

Czas spędzony w domu

W poszukiwaniu wzoru matki nie sposób nie pomyśleć o Maryi. To właśnie Ona najczęściej jest przywoływana. Zresztą nic w tym dziwnego – jest w końcu Matką Jezusa i jedyną osobą bez grzechu. Właśnie dlatego to do Niej często udają się matki, które nie radzą sobie ze swoimi dziećmi, problemami w domu, w pracy. Na Warmii i Mazurach na szczęście mamy wiele miejsc związanych z Maryją – wystarczy wymienić choćby Świętą Lipkę czy Gietrzwałd, gdzie Maryja w swoich objawieniach mówiła do dzieci po warmińsku, niejako zaznaczając wyjątkowość naszego regionu. Tam też można szukać ukojenia, spokoju i cierpliwości, które przy wychowywaniu dzieci są bardzo potrzebne. Macierzyństwo bowiem wcale nie jest takie proste, jak się może wydawać – to masa obowiązków, wielka odpowiedzialność, zmęczenie, ale przede wszystkim ogromna radość i niesamowite szczęście, jakie bez dzieci zazwyczaj jest zupełnie nieosiągalne. W czasach, kiedy kobiety często są straszone trudami, jakie wiążą się z macierzyństwem, bólem porodu, rezygnacją z kariery, właściwie z samej siebie, trzeba mówić i pisać o tym, że bycie mamą to przede wszystkim codzienny szczery śmiech dzieci, to niesamowite pokłady miłości, jakimi maluchy obdarzają swoje mamy, to duma i radość w oczach z osiągnięć, dzięki którym nie pamięta się, że małe łobuziaki co chwila coś broją. Bo jak śpiewa Natalia Niemen: „Jestem mamą, to moja kariera”.

Jak oni sobie radzą?

Wybór macierzyństwa wcale nie wiąże się z rezygnacją z własnego rozwoju, ze swoich pasji. Znakomitym tego przykładem jest Magdalena Marek, mama 3,5-letniego Jasia, 2-letniego Szymona i półrocznej Helenki. – Ja mam szczęście, gdyż obracam się w środowisku kobiet, które są szczęśliwe z tego powodu, że są mamami i łączą życie rodzinne z zawodowym. Może nie są to osoby nastawione na jakąś spektakularną karierę w swojej branży, zawsze na pierwszym miejscu stawiając rodzinę, jednak w zasadzie wszystkie moje koleżanki mają czas na realizację swoich pasji, zainteresowań. Są bardzo aktywne także poza domem, a przede wszystkim swoje pasje realizują także w życiu rodzinnym – opowiada Magda, która jest polonistką, prowadzi zajęcia teatralne w Pałacu Młodzieży w Olsztynie, do tego śpiewa w zespole Mocni w Wierze. Jak zaznacza, jej wykształcenie oraz praca pomagają w wychowaniu dzieci – razem ze swoimi maluchami również bawi się w teatr, śpiewają, czytają – po prostu przekłada swoje zainteresowania na to, co razem z rodziną robią na co dzień w domu.

Dzieci bardzo chętnie chwytają to, co im podsuwają rodzice. Dzieci muzyków z Mocnych w Wierze występują razem z rodzicami, a na debiutanckiej płycie znalazł się utwór „Święte Bobasy”, w którym pierwszoplanową rolę odgrywają właśnie dzieci. To znakomity przykład tego, że dzieci nie przeszkadzają w realizowaniu zainteresowań, a bardzo często same się nimi interesują i działają razem z rodzicami. W przypadku Magdy i Tomka Marków ten przykład sprawdza się znakomicie. Magda mówi, że dla nich zawsze było oczywiste, że będą mieli więcej niż jedno dziecko. – W miejscu pracy budzę zdziwienie, że mam już trójkę dzieci. Niewiele mam koleżanek w moim wieku czy starszych, które mają więcej niż jedno dziecko. To już nie są te czasy, kiedy duże rodziny były normą. Przede wszystkim też rodzinę, która miała troje dzieci, nie uważało się wcale za dużą. A teraz jak idziemy wszyscy na spacer, to czasem widzę takie pytanie w oczach przechodniów: „O rety! Jakie małe dzieci, jak oni sobie radzą?!” – śmieje się Magda. Radzą sobie bardzo dobrze, chociaż zaznacza, że czasami nie jest łatwo. – To tak jak w pracy – choćby nie wiem jaka była fascynująca, są takie dni, kiedy nas męczy i nuży. Na szczęście mamy wsparcie w najbliższych, dzięki temu jest dużo łatwiej – mówi Magdalena.

Gwiazda TV

Rodzina Tomka i Magdy Marków znana jest nie tylko ze swojej aktywności w zespole Mocni w Wierze. W pewnym momencie popularnością przebiła ich córeczka Helenka – urodziła się bowiem w samochodzie, po drodze do szpitala,a o tym wydarzeniu trąbiła nie tylko lokalna telewizja, ale nawet Teleexpress. – To było niezwykłe wydarzenie, aczkolwiek mrożące krew w żyłach. Wstrząsnęło mną na tyle, że rozważałam je w kategorii „życia i śmierci”, gdyż naprawdę chodziło o życie moje i maleństwa. W pewnym sensie zawiodła mnie tu intuicja, instynkt – wydawało mi się, że wiem wszystko o porodzie i nic nie ma prawa mnie zaskoczyć, a tu zaskoczyło mnie kompletnie wszystko, stanęłam w obliczu natury, gdzie w zasadzie nic ode mnie nie zależało, a po prostu wszystko się działo samo z siebie. Helenka urodziła się w samochodzie, podczas jazdy, nawet nie zdążyliśmy się zatrzymać. Dla mnie ciągle jest to niepojęte i dziś, jak o tym opowiadam, wydaje mi się, że mówię o kimś innym, że to niemożliwe, że mnie się to przydarzyło – opowiada Magdalena.

Zaznacza, że cała rodzina bardzo to przeżyła. Helenka była od początku wyczekiwana. Kiedy zaczął się poród, mama Magdy zadzwoniła – o 3 w nocy – do swoich sióstr ze świeckiego Karmelu i w momencie, kiedy wszystkie modliły się przez telefon, narodziła się Helenka. Rodzice postrzegają ją jako szczególny dar. Od razu też przyszła im na myśl Maryja. – Pomyślałam, że Maryja urodziła gdzieś na sianie, w ekstremalnych warunkach, Pana Jezusa. Ja też poczułam, jak niewiele trzeba, aby dziecko przyszło na świat – bez becików, pieluch, toreb, bez nadmiernej czasami przesady na punkcie tych, w gruncie rzeczy mało istotnych, szczegółów – opowiada Magda. – To wydarzenie było zdecydowanie prowadzone przez siły wyższe. Ja pamiętam tylko widok mijanych czerwonych świateł i prędkość na liczniku, modliłam się, żeby w ogóle dojechać do tego szpitala. W końcu jednak zwolniliśmy, bo przecież wieźliśmy dziecko bez fotelika – wspomina z uśmiechem Magda. Rodzice dali tej urodzonej w niezwykłych okolicznościach dziewczynce imię Helena, po św. Helenie, cesarzowej, wyjątkowej kobiecie, która odnalazła relikwie Krzyża Świętego i sprowadziła je do Europy. – Po takim wydarzeniu pomyśleliśmy, że nasza dziewczynka musi mieć imię na miarę swoich narodzin – tłumaczy Magda Marek.

Wszystko siedzi w głowie

Magda jak wiele innych kobiet jest szczęśliwa, bo odnalazła swoje powołanie jako mama. Nie boi się mówić, że czasami jest ciężko. – Pamiętam, że macierzyństwo, kiedy był z nami tylko Jaś, było dla mnie bardziej stresujące, męczące, było emocjonalnie wielkim skokiem. Kolejne dzieci sprawiają jednak, że odnajduję w sobie coraz więcej pokoju, radości, a z trudem fizycznym jakoś sobie radzimy – opowiada Magda. Nigdy też nie myśleli z mężem w kategoriach, czy ich stać czy nie stać na dziecko. – Nigdy nam to przez myśl nie przeszło. Nie dlatego, że jesteśmy jakąś zamożną rodziną, ale po prostu zostaliśmy wychowani w takim przeświadczeniu, że dziecko jest darem i co by się nie działo, to właśnie jest nasze bogactwo i nasze dziedzictwo. Jedyne obawy, jakie mieliśmy i które ciągle gdzieś tam w nas są, dotyczą tego, żeby podołać organizacyjnie i zdrowotnie. Żeby dla każdego dziecka mieć czas, ciepło, miłość i cierpliwość – tłumaczy Magda.

Według niej głównym problemem w naszych czasach nie jest to, żeby mieć pieniądze na dziecko, ale przede wszystkim, żeby dla tego dziecka mieć czas. Oczywiście są rodziny, które mają problemy finansowe, mieszkaniowe, a państwo mimo szeroko głoszonej polityki prorodzinnej tak naprawdę niewiele robi, ale przede wszystkim chodzi o myślenie społeczeństwa, które wychowuje ludzi nastawionych na konsumpcję. – Ważne jest „mieć”, ale zapomina się, że to „mieć” kiedyś zniknie. Gdyby państwo bardziej pomagało, na pewno byłoby wielu osobom łatwiej, ale myślę, że przede wszystkim chodzi o mentalność ludzi. Niektórzy ciągle będą twierdzili, że jeszcze się za mało dorobili, by mogli sobie pozwolić na dzieci, a ci, którzy chcą mieć dzieci, będą je mieli. Jeżeli ktoś wierzy, że jego drogą do szczęścia jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, to będzie to realizował, choćby nie wiem co – mówi Magda. I na koniec dodaje jeszcze jedną bardzo ważną rzecz: – Nie da się w pełni realizować jako szczęśliwa mama, jeśli nie ma się dobrego męża.

TAGI: