Rodzicoczytanie

Agata Puścikowska

GN 22/2014 |

publikacja 29.05.2014 00:15

Czy naprawdę czytelnicze slogany, typu „poczytaj mi, mamo” dziesięć, dwadzieścia czy sto minut dziennie, zmienią młodzieńczą niechęć do książek w wielką miłość?

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Teraz to dzieci nie czytają – zdanie to słychać nader często, a brzmi niemal identycznie jak słynne: „Ech, ta dzisiejsza młodzież”. Wypowiadają je nauczyciele, zatroskani rodzice, babcie w tramwajach oraz specjaliści od wychowywania młodych. Mają rację. Badania czytelnictwa nie pozostawiają złudzeń: dzieci czytają coraz mniej, młodzież również. Statystyczny 15-latek najchętniej nie czytałby wcale. Robimy przeróżne „dziecioczytające” akcje. Ale czy naprawdę czytelnicze slogany, typu „poczytaj mi, mamo” dziesięć, dwadzieścia czy sto minut dziennie, zmienią młodzieńczą niechęć do książek w wielką miłość?

Moim zdaniem niekoniecznie. Bo w akcjach reklamujących czytanie z dziećmi biorą udział już przekonani rodzice. Którzy i bez tychże zachęcaliby potomków do czytania. Co więc robić, by nasze dzieci czytały? Chór głosów zapewne odpowiedział: „najpierw samemu czytać!”. Słusznie. Jednak to nie wystarczy. Przekonałam się o tym sama. Ja czytam, mąż mój czyta. A dzieci… kiedyś nie bardzo chciały czytać same. Owszem, jak im się czytało, to łaskawie przyzwalały. A same to już niekoniecznie. Po trudach, przemyśleniach rodzicielskich i znojach wychowawczych chyba doszłam do sedna problemu. Który okazał się dość banalny i rozwiązywalny.

Po pierwsze trzeba było dzieci nieco… przymusić. Oczywiście bez walki i okrzyków wojennych. Po prostu raz dziennie, w określonym czasie, MUSIAŁY czytać. Taka nowa, rodzinna zasada. Bez możliwości odwołania. Po drugie proponowałam dzieciom lektury dostosowane do ich wrażliwości i gustów. Co z tego, że mamusia jako dziecko zaczytywała się w Szklarskim? Syn naprawdę nie musiał polubić przygód Tomka podróżnika, który z perspektywy dziecka z XXI wieku był… anachroniczny. Po trzecie dzieci, by samodzielnie czytać, potrzebują przykładu rodzicielskiego czytania. Jednak tę starą złotą zasadę należy rozwinąć. Dzieci muszą WIDZIEĆ, że rodzice czytają.

O co chodzi? O prostą obserwację: współcześni rodzice (jeśli) czytają, robią to wieczorami. Lub w autobusie w drodze do pracy. Lub w czasie, gdy nie ma wokół nich dzieci. Rodzice czytają, czyli tylko teoretycznie dają dobry przykład. Ale ponieważ dzieci tego nie obserwują, w praktyce tego przykładu nie mają. I nie czytają. Więc oto nowa proczytelnicza akcja i hasło: „rodzicu, czytaj SOBIE. Dwadzieścia minut dziennie”. Byle tuż obok swojego dziecka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.