Wszystkie etapy relacji

Agnieszka Napiórkowska
; GN 25/2014 Łowicz

publikacja 26.06.2014 06:00

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Poznali się na studiach. Najpierw konkubinat, po kilku latach ślub cywilny. Potem nawrócenie i 16 lat białego małżeństwa. W wigilię Zesłania Ducha Świętego ślubowali sobie przed Bogiem miłość, wierność i uczciwość małżeńską.


W domu z ogrodem razem z Mirką i Jackiem mieszkają ich córka Iza, adoptowany Piotruś, a także przysposobieni Ewelina i Grześ
 Agnieszka Napiórkowska /GN
 W domu z ogrodem razem z Mirką i Jackiem mieszkają ich córka Iza, adoptowany Piotruś, a także przysposobieni Ewelina i Grześ


Ze ślubu Mirki i Jacka Swynarskich, który odbył się w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa na skierniewickim Widoku, goście wychodzili ze łzami w oczach. Większość z nich przez całą Eucharystię miała wrażenie, że Bóg stał obok tych dwojga. I nie tylko obok nich, ale także obok ich dzieci, tych własnych, i tych przysposobionych.

Drzwi do nieba


Na tę chwilę czekali ponad 20 lat. Ona – aktywna, wesoła i pełna werwy brunetka, zawsze wiedziała, co należy zrobić i powiedzieć. Swoim temperamentem mogłaby obdzielić kilku flegmatyków. Przebojowa i twórcza, nigdy nie bała się wyzwań. Nie pozwalała sobie dmuchać w kaszę. Do dziś jej znajomi przywołują teksty, które wypowiadała przed egzaminami: „Na trójkę to się ubrałam, resztę zdobędę intelektem”.


On – ciepły, uważny i stateczny. Zawsze czekający, aż jego żona skończy swoją myśl. Dzięki szarmanckości i uśmiechowi w mig zjednuje sobie ludzi. I nie ma znaczenia, czy mają 5, 14 czy 48 lat. W domu, gdy tylko siada w fotelu, natychmiast jego kolana zajmują Piotruś i Grześ, a nawet dużo starsze Iza i Ewelina.


Sobota 7 czerwca – jak mówi Jacek – była dniem, w którym Bóg pozwolił im uchylić drzwi nieba. – Trudno znaleźć słowa, które oddawałyby to, co czułem – wzrusza się. – To była niezwykła chwila. Ta wielka radość, że mogę stanąć przed Bogiem razem z Mirusią i złożyć przysięgę... To nowe otwarcie. Jakaś kulminacja i zwieńczenie drogi, którą przez lata nas Bóg prowadził. Zanim stanęliśmy przy ołtarzu, przeszliśmy chyba wszystkie etapy relacji. Doświadczyliśmy bezprawia, żyjąc w konkubinacie. Potem wzięliśmy ślub cywilny, po którym nasza relacja wiele zyskała. Nawrócenie i formacja, którą przechodziliśmy we wspólnocie Odnowy w Duchu Świętym „Miłosierdzie”, zaowocowały podjęciem decyzji o zostaniu białym małżeństwem. A teraz, po uzyskaniu wyroku sądu biskupiego stwierdzającego nieważność małżeństwa Mirki, mogliśmy wziąć ślub w kościele. Na wszystkich etapach naszego wspólnego życia czuliśmy, że Bóg jest obok, błogosławi nam i realizuje plan, którego nie pojmowaliśmy. On też uzdalniał nas do heroizmu, którego wymagała 16-letnia wstrzemięźliwość – wyznaje Jacek.


Dzień zaślubin to także niezwykła chwila dla Mirki. – To jest zupełnie nowa jakość. Mimo że wróciliśmy do tych samych dzieci, do tego samego domu, wszystko jest inne. Lepsze, głębsze, pachnące świętością. Nie mogę się nadziwić nową relacją. Nawet dzieci zauważyły, że jesteśmy radośniejsi. Najpiękniejszymi chwilami tego dnia były ślubowanie i dziękczynienie po Komunii. Wcześniej przyjęcie Jezusa było możliwe dzięki czystości. Po ślubie ta czystość zyskała inny wymiar. Poczułam, że teraz moje ciało może być darem dla Jacka, że Bóg zaprasza nas do jedności także fizycznej. I to jest niezwykłe – przyznaje Mirka.

Rączka Patrycji


O niecodziennej ceremonii z wypiekami na twarzy opowiadają dzieci. – Miałem niezłego stresa przed ślubem – mówi Piotruś, którego Swynarscy adoptowali, gdy miał 5 miesięcy. – Bardzo nie chciałem się pomylić przy służeniu i przy niesieniu darów. Byłem skupiony, no i bałem się, żeby mama nie powiedziała „nie”.


– A ja się nie bałam – dodaje Ewelina, dla której 4 lata temu Swynarscy stali się rodziną zastępczą. Wraz z Eweliną do ich domu przybył także jej młodszy brat Grześ. – Mama wyglądała pięknie w czerwonej sukience. Włosy uczesała jej fryzjerka. Na palcu miała pierścionek, który dostała od taty. A potem wszyscy składali rodzicom życzenia...


Droga, którą przeszli Mirka i Jacek, dla wielu osób od lat była i jest wielkim świadectwem i potwierdzeniem tego, że współpraca z Bogiem przynosi niezwykłe owoce. – Nasza miłość, choć na początku niedoskonała, ciągle wzrastała. Poznaliśmy się na studiach. Ja miałam za sobą małżeństwo, z którego była Patrycja. Jacek był kawalerem. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, szybko chciał poznać moje dziecko. Na pierwszej randce, na której byliśmy w trójkę, on natychmiast złapał kontakt z Patrycją. On też, a nie ja, zauważył jej spięcie. Kiedy nas obie przytulał, ona podała mu rączkę. A on uznał to za coś niezwykłego. No i tą rączką, którą przeżywał cały wieczór, mnie kupił. Niesamowite jest to, że Jacek łączy w sobie wszystkie rodzaje rodzicielstwa. Pokochał moją córkę jak swoją. Potem urodziła się nam Iza, która jest dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie. Po naszym nawróceniu stał się tatą adopcyjnym, a później także zastępczym – opowiada Mirka, która z rozrzewnieniem wspomina czasy, w których Jacek jednym nożem zrobił małej meble do pokoju.

Prezent od Maryi


– Na początku miałem pewne obawy, czy podołam. Patrycja mnie przetrenowała. Dziś wiem, że dzieci rodzą się w sercu. I to ono decyduje, czy jest się dobrym czy złym rodzicem. Wiem też, że każda miłość musi być płodna. W naszym przypadku najmocniej doświadczyliśmy tego, żyjąc w czystości – dodaje świeżo upieczony pan młody.


– Dzieci są odpowiedzią na nasze pragnienia. Kiedy zdecydowaliśmy się na białe małżeństwo, Bóg nie zabrał nam pragnień rodzicielskich. Przeciwnie – otworzył nas na adopcję. Po skończonym kursie długo czekaliśmy. W sumie 20 miesięcy. Żartujemy, że były to dwie ciąże i ciut. Piotrusia dała nam Maryja. 25 czerwca 2006 roku wpadła mi do ręki książka o objawieniach Matki Bożej z Medjugorie. Pod jej wpływem zaprosiłam Jacka, Patrycję i Izę do wspólnego Różańca, czując, że Maryja chce nam coś powiedzieć. Na modlitwie zobaczyłam pewien obraz. Jakaś postać, niczym Maryja, podała mi zawinięte maleństwo. Widząc to, pomyślałam, że z tego czekania sfiksowałam. Po skończonym Różańcu Jacek powiedział: „Wiesz, nasze dziecko już jest”. Kiedy zapytałam, skąd wie, zaczął opisywać moją wizję. Jak się okazało – widzieliśmy to samo. Później dowiedzieliśmy się, że w tym czasie ośrodek adopcyjny zdecydował o tym, że Piotruś będzie nasz – wspomina ze wzruszeniem Mirka.


Swynarscy, składając deklarację adopcji, nie określali ani wieku dziecka, ani jego płci. Wychodzili z założenia, że dzieci nie są ulęgałkami, które można przebierać. 
– Po adopcji Piotrusia wiedzieliśmy, że potrafimy kochać dzieci, których nie urodziliśmy. Nasz 4-letni wtedy syn był tego potwierdzeniem. Uznaliśmy więc, że możemy przyjąć kolejne dziecko. Byliśmy już po czterdziestce. Wniosek złożyliśmy w piątek, a w poniedziałek pojawiła się propozycja przyjęcia rodzeństwa. Zaproponowano nam 14-letnią Ewelinę, o której powiedziano, że – ze względu na wiele doświadczeń – jest opóźniona, i 8-letniego Grzesia. W pierwszym momencie powiedzieliśmy „nie”. Obawialiśmy się, że mając swoje upośledzone dziecko, nie damy rady. Odkładając słuchawkę, czułam niepokój. Po modlitwie zdecydowaliśmy z Jackiem, że pojedziemy dowiedzieć się coś więcej o dzieciach. Na miejscu Grześ nas przywitał: „To co, zabieracie nas dziś do domu?”. Po rozmowie z siostrą dyrektor w czwórkę wróciliśmy do Skierniewic. Gdy zobaczyliśmy, że Ewelina umie pisać, czytać, rozwiały się nasze wątpliwości. Na drugi dzień dzieci zaczęły do nas mówić: „mamo”, „tato”. Ze względu na ich wiek zdecydowaliśmy, że w sensie prawnym będziemy dla nich rodziną zastępczą – opowiada Mirka.


Większe dobro


Gdy się przegląda zdjęcia ślubne nowożeńców, na wielu z nich, poza skupieniem, widać ich zachwyt sobą. – Wszystko w naszym życiu jest darem Najwyższego. Dzięki Niemu udało nam się wytrwać w czystości. Na początku Mirka imponowała mi intelektem i przebojowością, a siłą napędową była cielesność. Później, po nawróceniu, wzrastała miłość, a malała pożądliwość. Bycie fizyczne jest zawsze dopełnieniem miłości. Ono musi z niej wynikać. No i tak było – wyjaśnia Jacek.


– Mimo że przez lata zachowywaliśmy czystość, ja nie odczuwałam odrzucenia. Byłam przez Jacka afirmowana i wiedziałam, że widzi we mnie piękną kobietę. Czułam się nawet pożądana. Wiedziałam, że wybierając czystość, wybiera większe dobro. Zanim jednak do tego doszłam, wiele czasu zajęło mi uznanie, że miłość fizyczna z mężczyzną, który jest ze mną, z którym mam dziecko i którego kocham, jest grzechem. Gdy przeszłam ten etap, było już z górki. Na białe małżeństwo zdecydowaliśmy się, będąc po trzydziestce. Dziś wiemy, że bez Boga nie można tego osiągnąć – przyznaje M. Swynarska.


Długo „trawiła” też decyzję o złożeniu wniosku o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Zrobiła to po wielu latach. Jak sama przyznaje – czekała na własną dojrzałość i wolność. Czyli na moment, w którym była gotowa oddać się pod osąd Kościoła. – Oboje z Jackiem jesteśmy prawnikami. Przez lata bałam się, że znając przesłanki, podświadomie, pragnąc być z Jackiem, mogę coś nagiąć. Decyzję podjęłam po rekolekcjach ignacjańskich. We wniosku poprosiłam o zbadanie, czy moje małżeństwo było ważne. Przez 5 lat cierpliwie czekaliśmy na wyrok. Długo to trwało, bo nasz wniosek gdzieś utknął. Widocznie tak miało być – opowiada Mirka.


Proboszcz parafii zna doskonale ich historię, w dodatku Mirka jest doradcą rodzinnym, więc „z automatu” zostali zwolnieni z wszelkich formalności. Tymczasem oni specjalnie pojechali na kurs przedmałżeński – miał to być czas poświęcony dla Boga. Na miejscu okazało się, że skupienie prowadzi... grupa Odnowy w Duchu Świętym, która – poza treściami małżeńsko-rodzinnymi – przeprowadziła minikurs REO, modlitwę o uzdrowienie i wylanie darów Ducha Świętego.


– Historia zatoczyła koło. W Odnowie dokonały się nasze nawrócenie, wzrost w wierze, a także przygotowanie do ślubu, który odbył się... w wigilię Zesłania Ducha Świętego. I oby wszystko, co przed nami, też odbywało się przy Jego udziale – marzy Jacek.

TAGI: