Tu rodzą się proliferzy

GN 26/2014 |

publikacja 26.06.2014 00:15

Kobiety, które mają za sobą aborcję i doświadczyły uzdrowienia mocą Jezusa, są bardzo niebezpieczne dla przemysłu aborcyjnego – mówi Edith M. Gutierrez w rozmowie z Weroniką Pomierną.

Edith M. Gutierrez mieszka w Stanach Zjednoczonych. Od kilkunastu lat zajmuje się psychoterapią. Od 2002 r.  prowadzi w Kolorado rekolekcje Winnica Racheli. W kwietniu  tego roku gościła w Polsce Roman Koszowski /GN Edith M. Gutierrez mieszka w Stanach Zjednoczonych. Od kilkunastu lat zajmuje się psychoterapią. Od 2002 r. prowadzi w Kolorado rekolekcje Winnica Racheli. W kwietniu tego roku gościła w Polsce

Weronika Pomierna: Niektóre feministki twierdzą, że syndrom postaborcyjny to wymysł środowisk pro life. Zatem istnieje czy nie istnieje?

Edith M. Gutierrez: To, że czemuś zaprzeczamy, nie oznacza, że tego nie ma. Wiele kobiet, które zdecydowały się na aborcję, zmaga się z depresją, myślami samobójczymi i lękami. Nie są w stanie patrzeć na kobiety w ciąży, głos małego dziecka sprawia im ból. Mają pretensje do lekarza, który przeprowadził aborcję, żal do chłopaka lub męża, który nie udzielił potrzebnego wsparcia, do tych, którzy przymusili je do tej decyzji. Co to za wybór, gdy dziewczyna słyszy: „Jeśli nie pozbędziesz się tego problemu, to koniec z nami”. Albo gdy mama mówi, że jeśli nie zrobi aborcji, to nie ma prawa mieszkać w jej domu. Wiele kobiet, które zdecydowały się na aborcję, ma później problemy z wchodzeniem w relacje. Dużo małżeństw rozpada się po aborcji. Najbardziej cierpią kobiety, które zażyły tabletki aborcyjne. W przypadku „tradycyjnej” aborcji wszystko odbywa się w gabinecie. Kobieta wraca potem do swojego domu. W przypadku tabletki aborcja splata się ze sferą osobistą, z domem, który do tej pory stanowił bezpieczną przestrzeń. Trudniej odciąć się od wspomnień.

Gdy dr Theresa Burke, założycielka Winnicy Racheli, mówiła o związku między aborcją a bulimią i anoreksją, nawet promotor jej nie wierzył.

Theresa robiła w Stanach doktorat z psychologii. Pracowała z grupą młodych kobiet, które zmagały się z bulimią i anoreksją. Po pewnym czasie okazało się, że większość z nich zdecydowała się kiedyś na aborcję. Gdy powiedziała o tym swojemu profesorowi, usłyszała, że nie ma prawa wypytywać ich o to oraz że aborcja to prywatna sprawa kobiety. Sęk w tym, że Theresa wcale o to nie pytała. Kobiety same mówiły jej o nękających je przez lata wspomnieniach dotyczących aborcji. Theresa zastanawiała się, jak im pomóc. Gdy zrobiła doktorat, zaczęła badać powiązania między aborcją i zaburzeniami odżywiania. 27 lat temu opracowała program terapeutyczny, skierowany do kobiet i mężczyzn, którzy zdecydowali się na aborcję. Mogą z niego skorzystać również osoby, które asystowały przy aborcjach oraz te, które wiedzą, że w ich rodzinach wykonano kiedyś aborcję. Program nazwany Winnicą Racheli jest realizowany w 83 krajach na całym świecie.

Tu rodzą się proliferzy   Henryk Przondziono /Foto Gość Winnica to miejsce, gdzie winogrona są pielęgnowane, aby mogły przynieść obfitszy plon.

Od kwietnia br. również w Polsce. Przyjechałaś, aby pomóc w organizacji pierwszej weekendowej sesji Winnicy. Skąd pomysł, aby zaangażować się w coś takiego?

Od kilkunastu lat zajmuję się psychoterapią. Gdy moje dzieci wyprowadziły się z domu i miałam więcej wolnego czasu, pytałam Boga na modlitwie, na co powinnam go przeznaczyć. Pewnego dnia dostałam od koleżanki książkę Theresy Burke. Przeczytałam ją i poczułam, że chciałabym pomagać innym kobietom. Skontaktowałam się z Theresą i powiedziałam, że chętnie poprowadziłabym takie rekolekcje. Musiałam jednak uzbroić się w cierpliwość. Jedna osoba to za mało, żeby zorganizować 3-dniową sesję. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Theresa i powiedziała: skontaktowała się ze mną kobieta, która musiała polecieć aż do innego stanu, bo u niej nikt nie organizuje Winnicy i chciałaby to zmienić. Powiedziałam jej, że musi koniecznie cię poznać. Teraz wierzę, że Bóg powołuje ludzi parami. W 2002 r. zorganizowałyśmy razem pierwsze rekolekcje.

Czułaś, że podołasz temu?

Bardzo chciałam to robić, ale wiedziałam, że nie umiem publicznie przemawiać. Gdy pobraliśmy się, mój mąż musiał zawsze przedstawiać mnie innym ludziom, bo ja nie byłam w stanie wykrztusić słowa. Taka byłam nieśmiała. Obecnie większość kobiet, które prowadzą Winnicę, to osoby po aborcji. Ja nie mam takiego doświadczenia. Żadna moja koleżanka nigdy nie zrobiła aborcji. Powiedziałam wtedy Panu Bogu: daję Ci moje ręce i usta. Posługuj się nimi. Bóg nie wybiera tego, kto już ma wszystkie talenty, ale sam uzdalnia nas do posługi. W Kolorado organizujemy 3 lub 4 sesje rocznie. Gdy patrzę, jak rozrasta się Winnica, widzę, że to naprawdę robota Pana Boga. Przez wiele lat pytałam Go, dlaczego chciał, żebym prowadziła te rekolekcje. Teraz wiem, że aborcja wiąże się z tak wielkim cierpieniem, że kobiety potrzebują czasem kilku lat, żeby doświadczyć pełnego uzdrowienia. Dopiero wtedy są w stanie mówić o tym innym ludziom.

Czy w tych rekolekcjach mogą uczestniczyć wyłącznie katolicy?

Zdarzyło mi się prowadzić rekolekcje dla grupy, w której byli tylko jeden katolik i dziesięciu protestantów. Generalnie jednak przeważają katolicy. Rekolekcje są oparte na tym, co mówi Biblia. Wystarczy, że ludzie wiedzą, kim jest Jezus, aby mogli w nich uczestniczyć. W czasie rekolekcji są spowiedź, adoracja i Msza święta. Książka Theresy, która opisuje, jak prowadzić rekolekcje, ma imprimatur. Z Biblii pochodzi również nazwa Winnica Racheli. Winnica to miejsce, gdzie winogrona są pielęgnowane, aby mogły przynieść obfitszy plon. Osoba, która poddała się aborcji lub przyczyniła do niej, nie przyniosła owocu. Powstaje potrzeba skonfrontowania się z tym faktem.

Nie jest chyba łatwo zdecydować się na takie rekolekcje.

Ludzie chcą pozbyć się bólu, ale boją się z nim zmierzyć. Bardzo często rezygnują z udziału w ostatniej chwili. Niektórzy dzwonią tuż przed rozpoczęciem i mówią: „Chciałam się zapisać, ale w sumie mam nadzieję, że już nie ma miejsc”. Staramy się ich zachęcić, żeby przyszli i nie musieli dłużej cierpieć. Mogą doświadczyć tu życzliwości i współczucia. W jednej sesji uczestniczy maksymalnie 10–12 osób. Każdy ma czas na opowiedzenie swojej historii. Wiele osób nigdy nikomu nie mówiło o swojej aborcji. To jest ich wielka tajemnica. Znam kobietę, która dopiero po 30 latach małżeństwa powiedziała swojemu mężowi o aborcji, do której doszło, zanim się pobrali. W rekolekcjach uczestniczą też mężczyźni. Ich obecność nadaje spotkaniu zupełnie inny wymiar. Często po wysłuchaniu tego, co kobiety mówią o aborcji, mężczyźni spontanicznie przepraszają je w imieniu mężczyzn, którzy nie byli dla nich oparciem.

Jak wygląda taka sesja weekendowa?

Zaczynamy spotkanie od dobrej kolacji. Potem pierwsza konferencja. Ustalamy, że to, o czym mówimy na rekolekcjach, zostaje między nami. Gdy ktoś dzwoni do nas i pyta, gdzie odbywa się Winnica, nie podajemy dokładnego adresu. Nie publikujemy zdjęć uczestników ani nie zawieszamy na budynku dużych plakatów. Mamy też jedną zasadę. Gdy ktoś mówi i zaczyna płakać, to nie komentujemy jego wypowiedzi. Kobiety odruchowo chcą pocieszać innych. Mówią: nie płacz, przecież naprawdę tego nie chciałaś. Można podać chusteczkę, ale nie wolno przerywać. Uczestnicy muszą czuć się dobrze.

Proponujemy im 15 ćwiczeń duchowych opartych na ćwiczeniach ignacjańskich. Jedno z nich polega na tym, że ksiądz czyta fragment z Ewangelii o kobiecie, którą przyłapano na cudzołóstwie i ludzie chcieli ją ukamienować. Po medytacji nad tym fragmentem podaję siedzącej obok mnie kobiecie kamień i mówię, że właśnie takim kamieniem chciano rzucić w tamtą kobietę. Pytam: „Czy jest tutaj ktoś, kto cię potępia?”. Ona odpowiada: „Nie”. Mówię jej: „Zatem idź i nie grzesz więcej”. Ta osoba podaje go dalej. Gdy kamień wróci do pierwszej osoby, pytamy uczestników, co czuli. Najczęściej kobiety mówią, że chciały same rzucić w siebie tym kamieniem za to, co zrobiły. Mamy też stos kamieni, które symbolizują ciężar, który uczestnicy nosili w swoim sercu przez wiele lat. Wybierają z niego „swój” kamień i sami decydują, kiedy go odłożą. Większość odkłada kamień po spowiedzi. 

To niesamowite, jaka przemiana następuje w tych ludziach. Gdy przyjeżdżają w piątek, są pochyleni, przygnieceni poczuciem winy. Po spowiedzi promienieją i są wdzięczni Bogu za uzdrowienie. Zawsze podkreślamy, że uzdrowienie jest procesem. Rekolekcje są dopiero początkiem. Aby w pełni zabliźniły się wszystkie rany, muszą regularnie przystępować do spowiedzi, czytać Biblię i zadbać o formację duchową.

Czy w Stanach widać konkretne owoce tych rekolekcji?

Nie tylko w Stanach, ale na całym świecie. Chociażby ruch Silent No More, który powstał w listopadzie 2002 r. w Ameryce. To grupa mężczyzn i kobiet, którzy stwierdzili, że nie mogą dłużej milczeć i muszą mówić o tym, że aborcja niszczy kobiety. Nie chcą, żeby inni przechodzili przez to, czego sami doświadczyli. W wielu państwach organizują pikiety, publikują świadectwa w internecie. Mają transparenty z napisami: „Żałuję straconego ojcostwa”; „Żałuję mojej aborcji”. Z mojego doświadczenia wynika, że kobiety, które mają za sobą aborcję i doświadczyły uzdrowienia mocą Jezusa, są bardzo niebezpieczne dla przemysłu aborcyjnego. Ich świadectwo przynosi ogromne owoce.

Bardzo łatwo oceniamy. Kobiety, które zdecydowały się na aborcję, to nie są osoby bez serca. One uwierzyły w kłamstwa ludzi z Planned Parenthood, którzy twierdzą, że płód to tylko zlepek komórek. Aborcja jest bardziej powszechna, niż się ludziom wydaje. Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy, że wokół ciebie są kobiety, które mają za sobą aborcję. Siedzą obok w kościele, pracują w sklepie, w którym robisz zakupy. To może być mama dziecka, z którym przyjaźnią się twoje dzieci. Musimy otworzyć nasze serca i otoczyć te kobiety naszą miłością i współczuciem.

Najbliższy weekend Winnicy Racheli odbędzie się od 26 do 28 września w ośrodku rekolekcyjnym pod Warszawą. Zapisy mailowo: winnica.racheli@gmail.com Telefon kontaktowy Winnicy Racheli: 796 525 170

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: