Pod gruszę czy do kurortu?

ks. Tomasz Lis, Marta Woynarowska; GN 28/2014 Sandomierz

publikacja 23.07.2014 06:00

Chyba odeszła już do lamusa istniejąca jeszcze całkiem niedawno forma spędzania wolnego czasu, gdy rodzina zabierała koce, prowiant i wyruszała nad rzekę lub pobliski zalew wodny, by wspólnie spędzić wolne popołudnie.

Pod gruszę czy do kurortu? Bogdan Myśliwiec /GN Jezioro Tarnobrzeskie to żeglarski raj

Dziś, zarówno w codziennym, pracowitym życiu, jak i w wolnym czasie stawiamy coraz większe wymagania. Szukamy wygodnych apartamentów, ciekawych propozycji agroturystycznych, by spędzić wymarzony urlop i szkolne wakacje. I choć z sentymentem wspominamy czasy namiotowych wypadów, dziś mało kogo stać na to, by pokusić się na tak ekstremalny wypoczynek.

Wygoda górą

– To dopiero początek wakacji. Ruch się zaczyna. Na sierpień obsadę domków kempingowych mamy już niemal pełną. Na lipiec jest jeszcze kilka terminów, możemy przyjąć większe grupy. Jednak od kilku lat coraz mniej turystów przyjeżdża pod namioty. Powoli pole namiotowe zamieniamy na plac zabaw dla dzieci i miejsce na ogniska i grille, bo już tylko pojedyncze osoby spędzają tak wakacje, a jeszcze kilka lat temu brakowało miejsca na biwaku – opowiada Agnieszka Łuczyńska, prowadząca działalność turystyczną w Nowej Słupi. W rejonie Gór Świętokrzyskich w ostatnich latach bardzo mocno postawiono na agroturystykę. Wiele gospodarstw otrzymało unijne dopłaty na przekwalifikowanie gospodarstw. – Młodzi dziś nie chcą posmakować, co to wypoczynek w trudnych warunkach, pod namiotem, bez domowego noclegu i smakowitej kolacji. Chcą mieć wszystko gotowe, podane jak na tacy, bo do tego przyzwyczaja ich codzienność. A przecież najbardziej wspominane wakacje to te spędzane w zaskakujących warunkach. Takie na lata pozostają w pamięci – mówi pan Leszek z harcerskiej komendy hufca.

Spośród nietypowych form spędzania wolnego czasu coraz większym wzięciem cieszą się spływy kajakowe czy wakacje w siodle. W rejonach Ulanowa, w dziewiczych jeszcze korytach Tanwi i Sanu, coraz więcej osób spędza weekendy czy wakacje na rzecznych trasach. Podobnie w okolicach Staszowa na rzece Czarna czy na Wiśle z roku na rok rośnie liczba kajakowych spływów. – Ten sposób spędzania wolnego czasu dociera do nas ze wschodniej Polski. Jest na niego coraz większe zapotrzebowanie, więc staramy się przedstawiać ciekawe oferty, choć jeszcze nie do końca mamy przygotowane wodne szlaki – zaznacza Adam Kwapisz, organizator wodnego wypoczynku z rejonów Ulanowa.

Wiślana oferta

Lato kojarzy się nam przede wszystkim z wypoczynkiem nad wodą. Dlatego w rejonie świętokrzyskim i podkarpackim w ostatnim czasie powstała szeroka oferta takiej formy wypoczynku. Sandomierski nadwiślany bulwar, który przeszedł w ostatnim czasie gruntowny remont, w letnie miesiące dosłownie tętni życiem. Turyści przybywający do królewskiego miasta mogą nie tylko zwiedzić jego piękne zabytki, ale także skorzystać w ciekawej oferty wypoczynku nad brzegiem rzeki.

– W wakacje codziennie można u nas popływać w zatoczce na rowerkach wodnych, charakterystycznych łabędziach i kaczorach. Miłośnicy kajaków mogą wyruszyć bezpośrednio na spływ głównym korytem rzeki, aby zwiedzić okolice miasta z perspektywy Wisły. Można wypożyczyć także pontony i łodzie wiosłowe oraz popłynąć motorówką po wiślanych falach. Niestety, w samej Wiśle obowiązuje zakaz kąpieli, ze względów bezpieczeństwa – mówi Marek Chruściel, kierownik ośrodka na bulwarze. Tegorocznym hitem nadwiślańskiej przystani mają być letnie baseny, które już stanęły nad brzegiem rzeki. – Myślę, że jest to ciekawa oferta bezpiecznego wypoczynku nad wodą. Ustawione baseny dają możliwość schodzenia się w upalne dni, są miejscem rozrywki dla całych rodzin, a dla dzieci bezpiecznym kąpieliskiem – tłumaczy M. Chruściel. Nad korzystającymi z tych wodnych uciech czuwa cały zespół ratowników. – Każdy używający sprzętu wodniackiego ma obowiązek zakładania kapoka. Niezależnie, czy umie pływać, czy też nie. Rowerkami wodnymi można popływać tylko po wewnętrznej zatoce, zaś kajakarze mogą udać się na główny nurt Wisły. Jeśli goście stosują się do naszych zaleceń i wskazówek, naprawdę mogą czuć się na wodzie bezpieczni – tłumaczy sandomierski ratownik.

Niewątpliwą atrakcją pobytu w Sandomierzu jest rejs statkiem po królowej polskich rzek. – Bardzo dużo turystów korzysta z naszych usług, chcąc zobaczyć piękną panoramę miasta z pokładu statków pasażerskich i posłuchać ciekawych opowieści kapitanów – mówi Paweł Prokop, kapitan żeglugi śródlądowej. Mówiąc o żeglowności Wisły, podkreśla, że trzeba znać tę rzekę. – Tutaj, w Sandomierzu, koryto jest uregulowane, więc nie ma problemu, jednak w innych rejonach rzeka zmienia ułożenie dna i często może zaskoczyć – wyjaśnia. Kapitan zapewnia także, że każda jednostka pasażerska jest wpisana do Polskiego Rejestru Statków i spełnia wszelkie wymogi techniczne i bezpieczeństwa. 

Nowe atrakcje przygotowane zostały także nad Jeziorem Tarnobrzeskim, które kusi już nie tylko czystą wodą, ale także atrakcjami dla osób żądnych mocniejszych wrażeń. Jeśli ktoś chciałby podnieść sobie poziom adrenaliny, może już skorzystać z tyrolki. Od początku lipca działa tu najdłuższy w Polsce zjazd linowy liczący 520 m, przy różnicy poziomów 20 m. Osoby zjeżdżające mogą osiągnąć prędkość dochodzącą nawet do 70 km/h. Dla miłośników wakacji pod żaglami miłym prezentem była informacja o otwarciu nowej stanicy żeglarskiej, oferującej kilkadziesiąt miejsc noclegowych, oraz nowoczesnej kei. Wydłużona została także o kolejne 800 m plaża, która obecnie liczy już 3200 m. Było to konieczne z uwagi na ogromne zainteresowanie wypoczywających, których w upalne dni ubiegłego lata było nawet po 25 tys. – Czas prowizorki nad jeziorem się kończy. Zdecydowanie przyczynia się do tego opracowanie nowego miejscowego planu zagospodarowania terenów wokół jeziora, co stanie się już na początku lipca – zapewnia Norbert Mastalerz, prezydent Tarnobrzega.

Fotograficzne łowy

To raj dla miłośników ciszy, przyrody, fotograficznych łowów oraz... romantycznych porywów. Która z pań nie chciałaby być na miejscu Barbary Ostrzeńskiej, otrzymującej z rąk Józefa Toliboskiego naręcze nenufarów? A tych akurat w rezerwacie Imielty Ług nie brakuje – wypełniają lustra wody przebłyskujące pomiędzy trzcinowymi szuwarami. Okazuje się, że rezerwat dla wielu osób z naszego regionu jest zupełnie nieznany. Tymczasem to takie nieco mniejsze słynne nadbiebrzańskie Czerwone Bagno. – Rezerwat powstał w miejscu dawnych stawów, należących – podobnie, jak okoliczne lasy – do Zamoyskich – wyjaśnia ks. dr hab. Jacek Łapiński z Katedry Ekologii Człowieka KUL. – Dzisiaj są to dwa zbiorniki – Imielty Ług i Radełko, przedzielone groblą, które w znacznej części zarastając roślinnością, zamieniły się w torfowiska. Nie brakuje tu również bagien. Mimo że obowiązuje zakaz chodzenia po nich, nie brakuje śmiałków, którzy, skuszeni bogactwem grzybów, zapuszczają się w ich głąb, zbierając choćby sitarze.

Imielty Ług to przede wszystkim niezwykłe bogactwo flory i głównie z uwagi na walory florystyczne. Zarządzeniem ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa został tu utworzony rezerwat. Chodzi o zachowanie charakterystycznych dla Puszczy Solskiej obszarów bagiennych, zarastających zbiorników wodnych z rzadką roślinnością, które stanowią ostoję ptactwa, w tym także chronionych gatunków, takich jak bocian czarny, bielik. Występuje tu bardzo duża, licząca bowiem ok. 1000 gniazd, kolonia lęgowa mewy śmieszki. Ale Imielty Ług to przede wszystkim królestwo roślin objętych ochroną. Można tu zobaczyć m.in. grzybień biały, nazywany też nenufarem, wawrzynek wilczydełko, różne rodzaje widłaków oraz rosiczek, a także grążel żółty i wiele innych, których lista jest dość długa – dodaje ks. Łapiński.

Rezerwat wchodzi w obręb Parku Krajobrazowego „Lasy Janowskie” i usytuowany jest w jego zachodniej części. Obejmuje powierzchnię 804 ha, na której można podziwiać bardzo zróżnicowany krajobraz. Rezerwat bowiem to nie tylko staw, bagna i torfowiska, ale również bór porastający wydmy polodowcowe, dający zwłaszcza w upalne dni schronienie przed słońcem. Dla ułatwienia i uatrakcyjnienia zwiedzania rezerwatu powstały pomosty i punkty widokowe, prowadzące w głąb bagien. Dlatego jeśli ktoś zdecyduje się na wycieczkę w ten rejon, koniecznie powinien ze sobą zabrać lornetkę i aparat, by uchwycić czasami zaskakujące spotkania z tamtejszą fauną. Bo, oprócz ptactwa, można tu spotkać jelenie, sarny, a nawet łosia. Jeżeli ktoś poczuje głód, może posilić się darami lasu, w tym jagodami, których są całe łany. A dla zwolenników bardziej konkretnych posiłków tuż przed niedalekim rezerwatem Łęka postawiona została specjalna altana, gdzie można urządzić sobie grillowanie lub tradycyjne ognisko z pieczeniem kiełbasek. Jadąc od strony Stalowej Woli, po drodze warto zatrzymać się w Lipie, gdzie – jak wszystko wskazuje – powstanie uzdrowisko. Jest to pięknie położona miejscowość, wśród lasów, otoczona gospodarstwami rybnymi, oferującymi świeże ryby.

TAGI: