Mikołaj odfrunął

Agata Puścikowska

GN 30/2014 |

publikacja 24.07.2014 00:15

Pomódlcie się za Mikołaja. Chociaż osobiście sądzę, że Mikołaj dalej będzie pomagał. Z Góry.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Otrzymałam wiadomość. Nie żyje Mikołaj, a tak naprawdę bezdomny Romuald, mój przyjaciel. Piszę o nim, bo wiem, że i dla wielu czytelników „Gościa Niedzielnego” był znaną i ważną postacią. Poznałam go wiele lat temu w Radiu Józef. Razem z Markiem Jaromskim prowadził program o pomocy najbiedniejszym. Wtedy sam był już najbiedniejszy. Bezdomny. Mieszkał to tu, to tam. A to w noclegowni na Skaryszewskiej, a to u dalekich znajomych. Zgodził się pokazać mi swoje życie. Widziałam, gdy zbierał puszki, chodząc po nasypach kolejowych. Potem te puszki sprzedawał. A za drobne pieniądze kupował potrzebującym chleb, konserwy, dzieciakom cukierki.

Dobrzy ludzie dawali mu też ubrania we wszystkich chyba rozmiarach. Dla dorosłych i dla dzieci. Byłam z nim, gdy jeździł potem ze swoimi darami po Polsce. Docierał do miejsc, o których świat zapomniał i urzędnicy zapomnieli. Jego dary, choć wydawały się zadziwiająco skromne, bo co może być wyjątkowego w paczkach krojonego chleba i najtańszym makaronie czy używanych ciuchach, ratowały ludzi. I wcale nie chodzi o fizjologiczne potrzeby. Mikołaj ratował ich godność. Bo oto był ktoś, komu się chciało dotrzeć do maleńkich wioseczek. Mikołaj regularnie przyjeżdżał do drewnianych chatek, w których na kilkunastu metrach kwadratowych gnieździło się dziesięcioro dzieci, babcia, matka, jej konkubent i szwagier (czasem) zalany w trupa. Szwagra nie żal. Ale te dzieci? Ktoś musiał przywieźć im czekoladę, ale też i zaśpiewać, opowiedzieć historię sprzed lat. Dać swój czas i zainteresowanie. Dzieci czekały na Mikołaja. A gdy odjeżdżał, młodsze płakały i pytały: „A wrócis”? Wracał, ile sił mu starczało.

Ostatnimi laty już nie jeździł. Zdrowie podupadło. Zajmował się sprzedażą gazety dla bezdomnych, głównie na Dworcu Centralnym. Znali go ludzie i nawet kupowali. Wiedzieli, że zarobionych pieniędzy bezdomny Mikołaj nie przepije (bo nie pił ani kropli). Co najwyżej przekaże potrzebującym. On przecież, jak mówił, nie potrzebował niczego. Kilka dni temu przyszła wiadomość: Mikołaj nie żyje. „Odfrunął” – jak celnie powiedział Marek Jaromski. Jakoś trudno uwierzyć, że nie zamacha na powitanie i nie zapyta już cichym, melodyjnym głosem: „A co tam u ciebie, Agatko?" Pomódlcie się za Mikołaja. Chociaż osobiście sądzę, że Mikołaj dalej będzie pomagał. Z góry.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.