Zmuszanie do aborcji

rozmawia Monika Florek-Mostowska

GN 31/2014 |

publikacja 31.07.2014 00:15

O urzędowym międzynarodowym nacisku na legalizację aborcji bez ograniczeń - rozmowa z prof. Aleksandrem Stępkowskim.

Prof. Aleksander Stępkowski jest prezesem Instytutu na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris” oraz wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. Naukowo zajmuje się prawem porównawczym prywatnym i publicznym oraz myślą polityczną i prawną Agata Ślusarczyk /Foto Gość Prof. Aleksander Stępkowski jest prezesem Instytutu na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris” oraz wykładowcą na Uniwersytecie Warszawskim. Naukowo zajmuje się prawem porównawczym prywatnym i publicznym oraz myślą polityczną i prawną

Monika Florek-Mostowska: Sprawa prof. Bogdana Chazana to już kolejny przykład, który pokazuje meandry prawne związane z prawem dopuszczającym aborcję.

Prof. Aleksander Stępkowski: Jeśli zalegalizuje się aborcję nawet w ograniczonym zakresie, wówczas w nieunikniony sposób prowadzi to do poważnych komplikacji w praktyce. Najczęściej ma to miejsce w przypadku tzw. późnych aborcji, kiedy dziecku zdarza się przeżyć. Po 22. tygodniu życia płodowego zdrowe dziecko może z reguły samodzielnie przeżyć poza organizmem matki, a po 28. tygodniu – jak stwierdza Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) – może ono przeżyć nawet bez używania inkubatora. Niestety, prawo polskie ciągle różnicuje jakość ochrony życia dziecka, które już przyszło na świat, i dziecka, które jeszcze się nie narodziło. Tymczasem dokonanie jakiegokolwiek wyłomu w kwestii ochrony życia nienarodzonych prowadzić będzie do stopniowej erozji prawa w zakresie ochrony życia ludzkiego w ogóle. Osoby, którym należy się szczególna troska, już są traktowane jako ludzie zbędni.

Było to szczególnie widoczne podczas kontroli rzecznika praw pacjenta w warszawskim Szpitalu Świętej Rodziny…

Kiedy prof. Chazan zapytał, czy prowadzona kontrola dotyczyć będzie również przestrzegania praw dziecka w okresie prenatalnym jako pacjenta, kontrolujący urzędnik uznał to pytanie za motywowane światopoglądowo i niestosowne. Tymczasem lekarz ma ustawowy obowiązek udzielania świadczeń medycznych – zgodnie z zasadami etyki zawodowej – również dziecku znajdującemu się w łonie matki.

Kwestie ochrony życia podejmują instytucje międzynarodowe, w tym Rada Europy. W jakim kierunku one idą?

Rada Europy chętnie widzi zmiany w kierunku upowszechniania dostępu do aborcji. Kiedy deputowany włoski Luca Volonté zadał oficjalne pytanie, czy działania RE wobec Polski i Irlandii świadczą o chęci skłonienia tych państw do legalizacji aborcji, Komitet Ministrów RE nie udzielił na nie odpowiedzi. European Center for Law and Justice zapytało Komitet ONZ ds. Przeciwdziałania Torturom o przypadki dzieci, które rodzą się żywe podczas późnej aborcji, szczegółowo ilustrując rozmiar zjawiska oficjalnymi danymi. Szereg często stosowanych w późnej aborcji metod wiąże się z ćwiartowaniem żywego dziecka! Zobaczymy, czy Komitet ONZ zdecyduje się podjąć te kwestie równie ochoczo, jak czynił to z przypadkami pedofilii wśród księży.

Jak organizacje międzynarodowe mogą wpłynąć na kwestie prawnych uregulowań aborcji?

W gremiach międzynarodowych formułowane są tezy, w myśl których niedostępność aborcji dla kobiet jest traktowana jako tortura. Warto wspomnieć wyrok w sprawie „Agaty”, w którym Polska została uznana winną naruszenia art. 3 EKPCz, czyli zakazu tortur. Torturą miało być poinformowanie „Agaty” i jej matki o ryzyku związanym z aborcją. Chodzi tu o informację, której udzielenie jest obligatoryjne w prawie polskim i wymagane przez EKPCz. Okazuje się zatem, że wywiązanie się z obowiązku prawnego może stać się torturą, jeśli może zniechęcać do aborcji. Międzynarodowe lobby promujące aborcję wykorzystuje hasło przeciwdziałania przemocy wobec kobiet w celu skłonienia państw, by przyjmowały prawo upowszechniające tę procedurę. Widać to na przykładzie konwencji o przeciwdziałaniu przemocy względem kobiet, obowiązującej w Organizacji Państw Amerykańskich (konwencja z Belém do Pará), bliźniaczo podobnej do Konwencji Rady Europy, na której ratyfikację w Polsce naciskają organizacje feministyczne. Komitet monitorujący wykonywanie tej amerykańskiej konwencji jest intensywnym promotorem liberalizacji aborcji w krajach Ameryki Południowej. Można więc oczekiwać, że międzynarodowa grupa ekspertów GREVIO również będzie służyła wywieraniu podobnych nacisków na Polskę. Taki nacisk zastosowano wobec Irlandii. Aborcji można tam dokonać, gdy matka ma myśli samobójcze. W ten sposób ustawowo potraktowano ciążę jako zagrożenie dla życia matki, aborcję zaś jako sposób ratowania jej życia. Rozwiązanie to brutalnie przeforsowano, choć społeczeństwo Irlandii w referendum trzykrotnie odrzuciło propozycje legalizacji aborcji. Następna w kolejce jest Polska.

Wydaje się, że te naciski instytucji międzynarodowych na upowszechnianie aborcji to marsz w kierunku śmierci.

Mamy do czynienia ze skoordynowanymi działaniami w tym zakresie. Strategia działania jest często ustalana na poziomach ponadnarodowych. Bardzo cenne są tu doświadczenia innych krajów. W USA dokładnie przeanalizowano strategię, jaka stała za wprowadzeniem konstytucyjnego zakazu delegalizacji aborcji. Tam kilku sędziów, w wyreżyserowanym procesie, uniemożliwiło parlamentom stanowym delegalizację aborcji! Obecnie w USA obowiązuje konstytucyjny zakaz (!) objęcia pełną ochroną prawną dzieci na prenatalnym etapie rozwoju! Mamy do czynienia również z systematyczną inżynierią językową, w ramach której barbarzyńskie praktyki są określane w sposób sugerujący niewinne procedury medyczne. Feministki twierdzą często, że dziecko w życiu płodowym to kawałek ciała kobiety, tymczasem z biologicznego punktu widzenia jest oczywiste, że tożsamość genetyczna dziecka jest różna od tożsamości genetycznej matki.

Polskie ustawodawstwo jeszcze mocno ogranicza dostęp do aborcji.

Treść regulacji prawnych to jedna sprawa, a sposób ich stosowania to druga. W Hiszpanii, jeszcze przed rządami Zapatero, mimo podobnych rozwiązań prawnych jak w Polsce wystarczającą przesłanką do aborcji ze względu na zagrożenie zdrowia kobiety okazywały się zupełnie błahe dolegliwości. W Polsce lobby aborcyjne zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie przeforsować zmian liberalizujących dostęp do aborcji. Blokuje więc, chociaż z trudem, zmiany prawa w kierunku pełnej ochrony dziecka w fazie prenatalnej. Lobby to jednak stara się wpłynąć na liberalne stosowanie istniejących wyjątków od pełnej ochrony dziecka. W Ministerstwie Zdrowia jest opracowywany projekt nowelizacji ustawy o prawach pacjenta. Przez odpowiednie zmiany w procedurze odwoławczej od orzeczenia lekarza, który stwierdza brak przesłanek do przeprowadzenia aborcji w sposób legalny (procedura ta jest skutkiem orzeczenia w sprawie Tysiąc przeciwko Polsce), chce się faktycznie poszerzyć dostępność aborcji tak, aby liczba wykonywanych aborcji gwałtownie wzrosła przy niezmienionym prawie.

Czy tracimy zdrowy rozsądek?

Politycy są krótkowzroczni, a społeczeństwo utrzymywane jest w nieświadomości lub wprost manipulowane. Modelowym przykładem jest sprawa profesora Chazana, ale też i dyskusja na temat konwencji przemocowej. Bardzo wielu środowiskom udało się narzucić przeświadczenie, że naprawdę chodzi o przeciwdziałanie przemocy. Tymczasem w Polsce przemoc kształtuje się na najniższym poziomie w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Raport Agencji Praw Podstawowych UE pokazuje, że Polska należy do krajów, gdzie jest najmniej przemocy i najwyższa jej raportowalność do organów ścigania. Feministki dążące do ratyfikacji stawiają nam za wzór Szwecję, gdzie poziom przemocy wobec kobiet jest 2,5 razy wyższy niż u nas. Tu nie chodzi zatem o walkę z przemocą, ale o kształtowanie rzeczywistości pod dyktando światopoglądowych założeń feminizmu. Osoby rzeczywiście zajmujące się przeciwdziałaniem przemocy wiedzą, że tu największą rolę odgrywają uzależnienia: alkoholizm, w dużych miastach pracoholizm, narkotyki i rozluźnienie więzi społecznych (rozpad relacji rodzinnych), seksualizacja wizerunku kobiety w mediach. Te wszystkie kwestie zostały zignorowane w konwencji. Jeśli chodzi o przemoc w mediach, to konwencja bardzo oględnie wzywa do stosowania „praktyk, które pozwolą umiejętnie poruszać się dzieciom w środowisku nasyconym przemocą”. Forsowana jest jedna teza: społeczno-kulturowy sposób pojmowania kobiecości jest przyczyną przemocy. Niektórzy nazywają tę ustawę „konstytucją gender” i nie jest to bezzasadne. Szczególnie jeśli się porówna aktualny tekst konwencji z jej pierwotną wersją. Retoryka ideologiczna ostatecznego tekstu została złagodzona, ale treść jej uregulowań poważnie zradykalizowano. W pierwszej wersji wprost mówiono o gender jako o sposobie wyrażenia politycznego konfliktu między kobietami i mężczyznami. Ostatecznie złagodzono tę retorykę (choć z niej nie zrezygnowano) i obecnie konwencja promuje gender jako kategorię mającą służyć dekonstrukcji płciowości ludzkiej. Na gruncie konwencji brodaty mężczyzna w spódnicy i z damską torebką na ramieniu może być traktowany jako kobieta.

Jak się temu przeciwstawiać?

Najskuteczniejszy jest bezpośredni kontakt z posłami i pokazanie im, że społeczeństwo życzy sobie zajęcia sensownego, jasnego stanowiska. To nie będzie łatwe, bo jeśli rząd skierował konwencję do ratyfikacji, to koalicja będzie miała tendencję, by zagłosować zgodnie ze stanowiskiem rządu. Ale to nie znaczy, że nie można nic robić. Trzeba przedstawić wszystkie argumenty. Trzeba poświęcić nieco czasu i uwagi, aby lepiej poznać tę konwencję. Instytut „Ordo Iuris” przygotował raport, który można pobrać z naszej strony ordoiuris.pl, by mieć świadomość, jak naprawdę wygląda rzeczywistość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.