Kieszonkowe. Dawać czy nie?

Tomasz Rożek

GN 35/2014 |

publikacja 28.08.2014 00:15

Rozpoczęcie nowego roku szkolnego to dobra okazja na podwyżkę... kieszonkowego. No chyba że uczeń kieszonkowego nie dostaje. No właśnie. Warto dziecku dawać pieniądze czy nie?

Kieszonkowe. Dawać czy nie? roman koszowski /foto gość

Zdania są podzielone co do kwoty, wieku dziecka i co do motywów, ale nie co do samego faktu dawania dziecku pieniędzy. Nie ulega wątpliwości, że pieniądze są ważnym elementem życia. Nie ulega też wątpliwości, że umiejętność obchodzenia się z nimi ułatwia życie. Kiedy młody człowiek ma się nauczyć oszczędzania albo mądrego podejmowania decyzji finansowych? Nawet jeżeli są one na poziomie „kupić paczkę chipsów, czy nie kupić”. To możliwe tylko wtedy, gdy dzieciak ma stały dopływ gotówki i pełną możliwość dysponowania nią. Jest jeszcze coś. Rodzic dający dziecku pieniądze daje sygnał, że obdarza swoją pociechę zaufaniem. Bez słów mówi mu: „Jesteś już na tyle dojrzały, że możesz sam podejmować decyzje”. To dla dziecka bardzo ważne.

Wartość pieniądza

Kwota kieszonkowego to w całej historii kwestia drugorzędna. Wiadomo, że dla gimnazjalisty 2 czy 5 zł tygodniowo to za mało. Ale dla pierwszoklasisty na sam początek może wystarczyć. Nie tyle chodzi o kwoty, ile o sam fakt posiadania czegoś, o czym można decydować. Samo dawanie pieniędzy to jednak za mało. Dorosły nie może kwestionować finansowych decyzji dziecka. Jeżeli zacznie, dziecko traci poczucie, że to jego pieniądze, a efekt edukacyjny kieszonkowego pęka jak mydlana bańka. Jeżeli młody człowiek chce wydawać pieniądze na nic niewarte zabawki – niech to robi. Warto podzielić się z nim swoją opinią, ale nie wolno mu tego zabraniać. Tak, to dość trudne. Tym bardziej że dziecko nie potrafi docenić wartości pieniądza. Rodzic wie, że 100 zł „piechotą nie chodzi”. Dziecko, zwłaszcza takie, które dopiero zaczyna się uczyć zarządzania pieniędzmi, tej wiedzy jeszcze nie ma. Ale dawanie kieszonkowego służy właśnie temu, by ją zdobyło. Z punktu widzenia dorosłego przeważająca większość dawanych dziecku pieniędzy jest wydawana na bzdury (czy my, dorośli, zawsze kupujemy racjonalnie?). Na słodycze, pamiątki (kolejny szkaradny smok wawelski z wycieczki do Krakowa) czy zabawki. Zabawki, które po chwili rozpadają się i nadają się do wyrzucenia. Dla dorosłego to irytujące, ale dla dziecka uczące.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.