Mówcie sobie dobre rzeczy

GN 36/2014 Zielona Góra

publikacja 15.09.2014 06:00

Z Beatą i Tomaszem Puśleckimi 
o codziennych wymaganiach 
i małżeńskim dialogu rozmawia Krzysztof Król.

Jak w małżeństwie lecieć do Nieba, to tylko razem. Beata i Tomasz Puśleccy z Zielonej Góry zawodowo prowadzą pracownię optyczną, a prywatnie od 18 lat są małżeństwem i mają trójkę dzieci. Więcej o Domowym Kościele: www.dk.oaza.pl Krzysztof Król /Foto Gość Jak w małżeństwie lecieć do Nieba, to tylko razem. Beata i Tomasz Puśleccy z Zielonej Góry zawodowo prowadzą pracownię optyczną, a prywatnie od 18 lat są małżeństwem i mają trójkę dzieci. Więcej o Domowym Kościele: www.dk.oaza.pl

Krzysztof Król: Jak najkrócej wyjaśnić, czym jest gałąź rodzinna Ruchu Światło–Życie, czyli Domowy Kościół?


Beata: To wspólnota, która zwraca uwagę na duchowość małżeńską, aby mąż i żona razem dążyli do świętości i tą drogą prowadzili swoje małżeństwo oraz rodzinę.


A jak zaczęła się Wasza przygoda z Domowym Kościołem?


Tomasz: Burzliwie i to dosłownie. Czternaście lat temu pojechaliśmy na rekolekcje wakacyjne do Tylmanowej. Na drugi dzień już chciałem wyjeżdżać i myślałem: „Leje, w ogóle jest jakoś niefajnie i czego oni ode mnie chcą!”. Jedna z koleżanek przy myciu naczyń powiedziała: „Tomek, ja mam takie pragnienie Boga, że chciałabym być już w niebie”. Powiedziałem do siebie: „Uuuuu… czas się ewakuować!”. Na szczęście jednak zostaliśmy i szybko okazało się, że to normalni, świetni ludzie i wcale nie zdewociali.


Beata: Dodam, że na rekolekcje pojechaliśmy dzięki ks. Henrykowi Kaliszukowi, który przyszedł do nas na kolędę. Zapytaliśmy go o jakąś ciekawą propozycję dla małżonków. Powiedział, że nam coś znajdzie, i słowa dotrzymał.


Co Wam się spodobało i sprawiło, że jesteś w tej wspólnocie już 14 lat?


Tomasz: Człowiekowi, a zwłaszcza facetowi, potrzebny jest jakiś azymut, aby mógł zawsze wrócić na właściwą drogę. Dzięki Domowemu Kościołowi mamy zawsze do czego wracać, nawet jeśli pojawią się jakieś trudności.


Jak rozwija się małżeństwo w Domowym Kościele?


Beata: Poprzez realizację zobowiązań, które określamy jako dary. To codzienna modlitwa osobista, regularne spotkanie ze słowem Bożym, codzienna modlitwa małżeńska, codzienna modlitwa rodzinna, comiesięczny dialog małżeński, reguła życia i uczestnictwo w comiesięcznych spotkaniach formacyjnych tzw. kręgów małżeńskich, a także, przynajmniej raz w roku, w rekolekcjach formacyjnych.


Sporo tego…


Tomasz: Tylko pozornie. Nie tylko od dzieci, ale także od dorosłych trzeba wymagać, i – powtórzę – szczególnie od nas, facetów, bo my przecież zawsze znajdziemy czas, żeby zrobić sobie wolne. Proszę zauważyć, że kryzysy w małżeństwach biorą się z braku wymagań. W Domowym Kościele mamy te zobowiązania, które osobiście nazwałbym „drogowskazami”, i wiemy, w jakim kierunku iść.


Comiesięczny dialog małżeński. Co to takiego?


Beata: Wcale nie chodzi o to, żeby raz w miesiącu usiąść i wygarnąć sobie wszystko, co nam leży na sercu. Z reguły małżonkowie na bieżąco wylewają swoje żale. Nam chodzi o spotkanie, w trakcie którego mamy przede wszystkim powiedzieć sobie, co pozytywnego wydarzyło się w naszym życiu, bo na to przeważnie nie mamy czasu. Oczywiście to jest też czas na wyjaśnienie różnych wątpliwości, a także na omówienie planu działania małżeństwa i rodziny na najbliższy miesiąc. Z takiego dialogu małżeńskiego, który zaczyna się i kończy modlitwą ma wynikać reguła życia, czyli pomysł na to, co chcemy w życiu zmienić: od zwykłego odkładania na miejsce różnych przedmiotów do dużo trudniejszych rzeczy. Oczywiście to postanowienie życiowe, które możemy zmieniać w zależności od sytuacji.


Tomasz: Ten dialog jest bardzo potrzebny facetowi. Często małżonkowie nie mają czasu, żeby powiedzieć sobie coś dobrego poza: „Kocham cię” przed seksem i po nim. Godzina w miesiącu na rozmowę może wydawać się szczytem nie do zdobycia, ale wszystko zależy od naszego podejścia. Przecież gdy chcemy wyjść, to w mgnieniu oka organizujemy dziadków czy innych opiekunów dla dzieci, a gdy mamy godzinę porozmawiać, to już jakoś nie wychodzi. Oczywiście początki są trudne, jedna para mówiła, że pierwszy dialog skończył się pękniętą szybą w drzwiach. Ona sobie wypisała wszystkie pretensje i po połowie listy chłopa już nie było. Wrócili do dialogu, kiedy zrozumieli, że podstawą ma być rozmowa o rzeczach dobrych. Oczywiście mówimy też o trudnościach, ale z dużym opanowaniem.


Beata: Jak ktoś spróbuje, zauważa, że to fantastyczna sprawa. Oczywiście w naszym małżeństwie też kłócimy się i krzyczymy, bo jesteśmy normalni, ale to wyjątkowe ćwiczenie, jakim jest dialog, uczy nas coraz bardziej mówić w normalny sposób o trudnych rzeczach. Dialog wnosi w nasze małżeństwo harmonię i spokój. Bycie w Domowym Kościele oczywiście nie daje gwarancji na szczęście w małżeństwie, ale daje dobre drogowskazy, do czego małżeństwo ma dążyć. To wspólnota dla osób, które chcą rozwijać swoje małżeństwo razem z Bogiem, żeby nie powiedzieć po paru czy kilkunastu latach: „Łączą nas tylko nazwisko, rachunki i wspólne oglądanie telewizji”.


A kto i jak może wziąć udział w spotkaniach Domowego Kościoła?


Beata: Każde małżeństwo niezależnie od stażu. Wystarczy zapytać księdza z parafii, gdzie jest najbliższy krąg, albo zadzwonić do diecezjalnego duszpasterza rodzin (przypis red. – tel. 68 451 23 51).