Bóg pozwalał mi się wyszumieć

Monika Augustyniak; GN 37/2014 Łowicz

publikacja 28.09.2014 06:00

O uczniowskich listach do Pana Boga, przebaczeniu tym, którzy krzywdzą, i czystej karcie w dniu ślubu z Tomaszem Piwowarskim rozmawia Monika Augustyniak.

Tomasz Piwowarski przyznaje, że Kościół miał ogromny wpływ na jego wychowanie i wybory życiowe Monika Augustyniak /Foto Gość Tomasz Piwowarski przyznaje, że Kościół miał ogromny wpływ na jego wychowanie i wybory życiowe

Monika Augustyniak: Zakończył się 4. Tydzień Wychowania, w kościołach czytane były listy pasterskie o ogromnej roli, jaką sprawują rodzice i wychowawcy w życiu młodego człowieka. Jak Pan, jako katecheta z kilkuletnim stażem, rozumie swoją rolę?

Tomasz Piwowarski: Przyznam szczerze, że w moim przypadku ten konkretny tydzień niewiele zmienia, bo każdy tydzień, każdy dzień z uczniami jest dla mnie tak samo ważny. Myślę, że jest to dobry czas dla rodziców i opiekunów na postawienie sobie pytania: „Jakie efekty daje moje wychowanie?”. Natomiast ja każdego dnia staram się tak samo. Lekcje religii są w jakimś sensie wyjątkowe, bo wychowanie występuje na kilku poziomach. Po pierwsze jest to treść, która narzuca konkretne wzorce zachowań, i kodeks moralny, po drugie trzeba utrzymać dyscyplinę na lekcjach, a po trzecie ważne jest moje świadectwo życia, czyli to, jak zachowuję się na korytarzu, poza szkołą, w domu.

Jeśli chodzi o ten drugi poziom, wciąż się go uczę. Z jednej strony zależy mi na tym, by uczniowie słuchali, byli zdyscyplinowani, ale wiem też, że nie można przegiąć. Religia to lekcja, kiedy młodzi ludzie powinni mieć czas na dyskusję, gdzie powinni czuć się swobodnie. W innym przypadku nie zachęcę ich do relacji z Bogiem. Sam w szkole średniej miałem wspaniałą katechetkę, która swoją wiedzą i postawą skłoniła mnie do studiowania teologii. Mój kolega z klasy, także pod jej wpływem, wstąpił do seminarium, więc wiem, jak ważna może być rola katechety.

Czy studia teologiczne, wiedza na temat Boga miały wpływ na Pana wiarę i postawę moralną?

Sama wiedza na pewno nie. Studia teologiczne nie są miejscem wzrostu wiary. Owszem, można rozwiać pewne wątpliwości, ale na UKSW zdarzają się studenci, którzy – mimo stypendiów naukowych – przyznają otwarcie, że nie wierzą w Boga. W moim przypadku największy wpływ na moją postawę miała mama. To ona przekazała mi żywą wiarę, nauczyła mnie modlitwy, zachęciła do chodzenia do kościoła. Owszem, gdy byłem dzieckiem, czasem wolałem pospać dłużej albo oglądać bajki, ale dzięki jej zachętom na palcach jednej ręki mogę policzyć niedziele, podczas których nie byłem na Eucharystii.

Kolejnym bardzo ważnym elementem jest wspólnota, do której należę od kilku miesięcy. Samo przeżywanie wiary w gronie innych jest już ważnym doświadczeniem. Poza tym wspólnota mobilizuje mnie do modlitwy, do ciągłego budowania relacji z Bogiem. Nie jest łatwo być katechetą, niemal cały dzień mówić o Bogu, a potem wrócić do domu i usiąść do modlitwy. Przecież Pismo Święte jest moim narzędziem pracy, więc dobrze dzielić się słowem Bożym z ludźmi, którzy traktują je jako słowo życia. Czasem widzę też, że dużo łatwiej jest tłumaczyć coś uczniom, niż wcielać to w życie. Dzieciom często opowiadam o Bogu miłosiernym, a sam przez całe życie miałem obraz Ojca – sprawiedliwego sędziego. Zdarza się, że stosuję na sobie chwyt psychologiczny – kiedy, zadając sobie pytanie, zastanawiam się, co powiedziałbym uczniowi z podobnym dylematem. I kiedy wcielam to w życie, okazuje się, że to była dobra rada. Bo przeżywanie wiary rozumem, a sercem to dwie różne sprawy i właśnie we wspólnocie uczę się, jak je połączyć.

Powiedział Pan, że miał obraz Boga jako sprawiedliwego sędziego. Czy ulega on zmianie?

Zdecydowanie tak. Takie patrzenie na Boga ma korzenie w moim dorastaniu. Wychowywałem się bez ojca. Na szczęście Bóg stawiał na mojej drodze mężczyzn, którzy w jakiś sposób mi Go zastępowali. Poza tym moja mama jest bardzo mądrą kobietą, dzięki niej nie mam tragicznych wspomnień z dzieciństwa. Nigdy też nie pogłębiała we mnie konfliktu z tatą. Ale mimo że miałem wujka, z którym spędzałem mnóstwo czasu, często czułem się sam. Wiedziałem, że nie ze wszystkim mogę uciec do mamy. W wieku, gdy powoli wkraczałem w dorosłość, zacząłem się mocno buntować. Pytałem Boga, dlaczego pozwolił na to, bym był sam, by tak potoczyło się nasze życie. Nieraz porządnie wygarnąłem Mu, co myślę i co czuję. Muszę przyznać, że przyjmował to z milczeniem (śmiech). Z pokorą pozwalał mi się wyszumieć, a potem okazywał swoją miłość.

Oczywiście, ja nie wszystko widziałem od razu, bo niektóre owoce dostrzega się dopiero po latach. W szkole wykonuję z uczniami takie ćwiczenie, podczas którego piszą listy do Jezusa, ja je opieczętowuję i wręczam im za rok. Często widać w ich oczach łzy wzruszenia. Tak samo jest ze mną. Kiedy patrzę wstecz, widzę niezwykłe działanie Boga w moim życiu. To, jak pozwolił mi spełnić marzenia, rozwijać pasje, pomógł ukończyć studia i być w tym miejscu, w którym teraz jestem. Myślę, że to też wpływ wspólnoty, w której przeszedłem rekolekcje i „rozdrapałem” stare rany. Ale owoc jest taki, że przebaczyłem mojemu ojcu. Co więcej, przed ślubem poprosiłem go o spotkanie, powiedziałem, że wybaczam jego nieobecność w moim życiu i to, jak wyglądały nasze relacje.

Podczas błogosławieństwa rodziny jeszcze raz powiedzieliśmy głośno z moją żoną, że przebaczamy wszystkim, którzy zawinili względem nas. Poprosiliśmy też o wybaczenie wszystkich, których skrzywdziliśmy. Chcieliśmy zacząć nowe życie z czystą kartą. Z jednej strony było to trudne, z drugiej – niezwykle uwalniające. Teraz myślę o tym, że sam chcę być ojcem, robić z dziećmi to, czego ja nie miałem szansy doświadczyć. I wiem, że mam ku temu doskonałe warunki.

To budujące świadectwo. A czy w okresie buntów nie miał Pan pokusy, aby przestać słuchać Kościoła, by spróbować żyć na własną rękę?

Nie. Kwestie moralne zawsze były dla mnie jasne. Zakazy i nakazy traktowałem jako lampkę ostrzegawczą, niebezpieczeństwo, a nie jak wymysł kilku biskupów. Sprawy używek, postów, in vitro, czystości przedmałżeńskiej i w ogóle Dekalogu były dla mnie od dziecka oczywiste. Mogę śmiało powiedzieć, że Kościół miał ogromny wpływ na moje wychowanie i z pewnością byłbym teraz w innym miejscu, gdybym go nie słuchał.