Dar czasu

ks. Jakub Łukowski; GN 36/2014 Wrocław

publikacja 30.09.2014 06:00

Po trzech godzinach stania przed bramą cmentarza Sylwia była naprawdę zmarznięta. Znicze szły jak woda, ale listopadowa szaruga dała się mocno we znaki. Na szczęście zmienniczka przyszła punktualnie. Przez cały dzień nastolatki nie zarobiły dla siebie ani grosza. Zbierały na hospicjum.

Namysłowianie przyzwyczaili się już do listopadowych akcji i odnoszą się do nich z dużą sympatią Zdjęcia Archiwum szkoły Namysłowianie przyzwyczaili się już do listopadowych akcji i odnoszą się do nich z dużą sympatią

Nauczyciele narzekają, że z roku na rok w szkołach pracuje się coraz trudniej. Bywa, że rodzice prawie zupełnie tracą kontakt ze swoimi nastoletnimi dziećmi, a te niemal codziennie na długie godziny zatapiają się przed ekranami komputerów. Mówi się, że nastolatki są nieustannie znudzone i trudno je czymkolwiek zainteresować, a już na pewno nie czymś pożytecznym. Tymczasem, jeśli nawet coś z tego, o czym tu mowa, ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, to z ostatnią z wymienionych tez można, a nawet trzeba dyskutować.

Zaskoczeni, że ktoś ma czas

Kapłan odwiedzający pacjentów oddziału opiekuńczo-leczniczego w namysłowskim szpitalu w jednej z sal spotyka dwie uczennice gimnazjum, w którym uczy religii. Z Komunią św. przychodzi tu przynajmniej raz na tydzień. Zdążył już poznać pacjentów i zorientował się, że tłumów odwiedzających raczej tu nie widuje. – Czy ta pacjentka to babcia którejś z was? – pyta zaskoczony, bo nigdy wcześniej żadnej z nich tutaj nie spotkał. – Nie – pada odpowiedź. – Jesteśmy wolontariuszkami – mówi jedna z dziewczyn. Dorota i Nikola – wtedy jeszcze uczennice III kl. Gimnazjum nr 2 w Namysłowie, które z powodzeniem ukończyły w tym roku – zaangażowały się w działalność szkolnego wolontariatu.

W wolnym czasie, w uzgodnieniu z rodzicami i personelem szpitala, odwiedzały podopiecznych oddziału, w większości starsze osoby. – Gdy po raz pierwszy się tam pojawiłyśmy, wprowadziłyśmy w zakłopotanie pacjentów. Początkowo nie potrafili zrozumieć, że nie należymy do personelu medycznego i że przyszłyśmy po prostu z nimi porozmawiać. Byli zaskoczeni, że mamy dla nich czas – opowiada Nikola. Podobną działalność uczniowie szkoły prowadzą od dawna. Wcześniej pomagali podopiecznym Domu Pomocy Społecznej „Promyk”, do czasu przeniesienia placówki z Namysłowa do pobliskiej miejscowości Kamienna. Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Zachęcona przez katechetkę Elżbietę Wodzianną młodzież zbierała wtedy pieniądze na potrzeby misji. Obserwując zaangażowanie uczniów, nauczycielka nabrała przekonania, że zapał będzie jeszcze większy, gdy zaproponuje im podjęcie działań na rzecz lokalnej społeczności. Tak powstało szkolne koło wolontariatu, do którego już w pierwszym roku działalności zapisało się ponad 20 osób.

W kolejnym roku szkoła została zaproszona do udziału w konkursie „Ośmiu wspaniałych”, organizowanym przez fundację „Świat na tak”. Jego idea sięga lat 90. XX wieku, kiedy to warszawska działaczka samorządowa Joanna Fabisiak, zainspirowana fabułą westernu „Siedmiu wspaniałych”, szukała sposobu na promowanie wśród młodzieży postaw prospołecznych. Historia bohaterów filmu, którzy sami stanowiąc nieliczną, lecz zwartą i zdeterminowaną grupę, skutecznie przeciwstawiają się niesprawiedliwości, stała się punktem wyjścia do zaproponowania młodym ludziom w całej Polsce pozytywnych działań na rzecz ich najbliższego otoczenia. Od przystąpienia po raz pierwszy do konkursu w 2005 r. szkolne koło wolontariatu działa jako „Klub Ośmiu” im. Jana Pawła II przy Gimnazjum nr 2 w Namysłowie.

Wśród laureatów ogólnopolskiej rywalizacji są również wolontariusze z Namysłowa. Uznanie u jurorów znajdowała zwłaszcza systematyczna działalność na rzecz osób starszych i chorych. Podejmujący się tej pracy młodzi ludzie szybko przekonywali się, że duża – zwłaszcza z ich punktu widzenia – różnica wieku nie jest przeszkodą w nawiązywaniu przyjacielskich relacji. – Przekonuje o tym chociażby widok 90-letniej pani tańczącej z młodzieżą w kółeczku podczas balu integracyjnego zorganizowanego przez naszych uczniów – mówi z uśmiechem katechetka. Pani Elżbieta przyznaje, że koordynacja pracy szkolnego wolontariatu wymaga sporo trudu i dużo czasu. Skąd czerpie motywację? W jej pamięci mocno utkwił obraz ucznia, który podczas kiermaszu na rzecz tracącego wzrok trzymiesięcznego dziecka wrzucił do skarbonki pokaźną kwotę – wszystko, co otrzymał pod choinkę. – Moim celem od samego początku było rozbudzanie wrażliwości uczniów na potrzeby drugiego człowieka. Jeśli praca młodzieży przynosi takie owoce, to na pewno warto ją kontynuować – mówi z przekonaniem E. Wodzianna.

Żeby nie pytała

Z okazji świąt Bożego Narodzenia gimnazjaliści kilkakrotnie już organizowali wydarzenie, które nazwali „Wigilią polską”. Świąteczną radością dzielili się wtedy z mieszkańcami swojego miasta, organizując przedstawienie jasełkowe na wolnym powietrzu. Częstowali przy tym własnoręcznie upieczonymi piernikami i starali się każdego obdarzyć dobrym słowem. Wolontariusze mogą z pewnością liczyć na wsparcie w niebie. Patronem „Klubów Ośmiu” działających w całej Polsce jest św. Jan Paweł II. – „Żeby pani z chemii nie pytała III b”, „O pokój na Ukrainie”, „Za chorą babcię” – te i dziesiątki innych próśb za przyczyną Jana Pawła II trafiły do skrzynki intencji ustawionej w szkole w ramach przygotowań do kanonizacji papieża Polaka – opowiada katechetka.

Ekumeniczny duch patrona dał się odczuć podczas wigilii dla osób potrzebujących przygotowanej wspólnie z wiernymi Kościoła zielonoświątkowego w Namysłowie. Przez dwa lata z rzędu wolontariuszki „Klubu Ośmiu” pomagały przy dekorowaniu świątecznych stołów i roznoszeniu potraw wśród gości. Stałym punktem rocznego programu gimnazjalistów jest porządkowanie cmentarzy. – Naszą troską otaczamy mogiły zaniedbane i opuszczone oraz miejsca pochówku dzieci – wyjaśnia E. Wodzianna. Dzięki staraniom młodzieży znikają chwasty, liście i śmieci, a w miejsce starych, zniszczonych pojawiają się nowe, brzozowe krzyże. Dorocznej akcji towarzyszy zawsze prowadzona w szkole zbiórka zniczy, które w pierwszych dniach listopada zapalane są na uprzątniętych grobach. Corocznym zwyczajem stała się również grudniowa zbiórka żywności, słodyczy i zabawek, które trafiają do paczek dla rodzin dzieci ze szkoły podstawowej w Kamiennej. Towarzyszy temu zawsze sprzedaż kartek i ozdób świątecznych przygotowanych własnoręcznie przez gimnazjalistów. – Naszą zasadą jest, że środki na rzecz prowadzonej działalności charytatywnej staramy się zdobywać własną pracą – zaznacza katechetka.

O tym, że wysiłek wolontariuszy naprawdę się „opłaca”, można przekonać się, zaglądając na stronę internetową szkoły. Jedno z zamieszczonych tam podziękowań dotyczy ubiegłorocznego kiermaszu bożonarodzeniowego w namysłowskim szpitalu. Dzięki sprzedaży ozdób świątecznych udało się zgromadzić pieniądze na zakup specjalistycznego fotela kąpielowego. Lista zrealizowanych przedsięwzięć jest długa, a każde z nich to osobna i warta uwagi historia, związana z konkretnym wysiłkiem podjętym przez młode osoby na rzecz bliźnich.

Prowadzona nieprzerwanie od kilku lat akcja „Nakrętka”, udział w projekcie „Dziewczynka z zapałkami”, przedsięwzięcie „Zapal znicz bohaterom” realizowane we współpracy z TVP Wrocław czy akcja „Pełna miska dla schroniska” wspierająca porzucone czworonogi to tylko niektóre z nich. A pomaganie zwierzętom to także pomysł młodzieży – i nic w tym dziwnego, skoro ich szkoła znajduje się na terenie parafii, której patronuje św. Franciszek z Asyżu.

Boży interes

Skąd biorą się pomysły kolejnych akcji? – Wypływają od młodzieży – zapewnia E. Wodzianna, dodając, że nastolatki oczekują od dorosłych, aby ci pozwolili im wykazać się inicjatywą i samodzielnie działać. Jedną z takich inicjatyw była sprzedaż zniczy, z której dochód przeznaczony został na pomoc dzieciom cierpiącym na skutek wojny w Gruzji w 2008 r. – Po sukcesie tamtego przedsięwzięcia powtórzyliśmy je w kolejnych latach trzykrotnie. Dzięki temu udało się nam wesprzeć dziecięce hospicjum domowe w Opolu – mówi katechetka. A całe przedsięwzięcie wymaga naprawdę dobrej organizacji i sporego wysiłku. Znicze trzeba najpierw kupić w hurtowni i przywieźć pod cmentarz. Namysłowianie przyzwyczaili się już do listopadowych akcji i odnoszą się do nich z dużą sympatią – więc i zniczy potrzeba dużo. W transporcie pomagają wprawdzie rodzice, ale konieczny jest przede wszystkim zgrany i solidny zespół gotowy wziąć na siebie trud całodziennego dyżurowania. Na szczęście chętnych nie brakuje, bo młodzież lubi się angażować, gdy widzi w tym jakiś sens. Na początku nowego roku szkolnego w Gimnazjum nr 2 w Namysłowie odbędzie się kolejne spotkanie dla kandydatów na wolontariuszy. Czy się pojawią? Pani Elżbieta nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. – Na naszą młodzież zawsze można liczyć! – mówi z przekonaniem.

Pomaganie daje radość

Aleksandra Ciunek, absolwentka Gimnazjum nr 2 w Namysłowie

– Moje zainteresowanie wolontariatem zaczęło się już w podstawówce. Wtedy do świetlicy przychodziły moje starsze koleżanki i to one spędzały ze mną czas. Dlatego gdy poszłam do gimnazjum, od razu postanowiłam uczestniczyć w czymś takim. Tak jak moje poprzedniczki pomagałam młodszym dzieciom w lekcjach i bawiłam się z nimi. Sprawiało mi to wiele radości. Cieszyłam się zwłaszcza, gdy udawało mi się wywołać uśmiech na ich twarzach. Brałam udział w różnych akcjach i bardzo mi się to podobało, bo zawsze lubiłam pomagać innym. Nasza katechetka, pani Elżbieta Wodzianna jest dla mnie wspaniałym przykładem. Ma serce pełne miłości, którą chce dać innym. Ja staram się robić to samo: przekazywać mój uśmiech i miłość dalej. Właśnie tym jest dla mnie wolontariat. Jako uczennica liceum również działałam w szkolnym wolontariacie, udzielając korepetycji z matematyki słabszym uczniom. Choć mam dużo zajęć i czasem bywam zmęczona, myślę, że nigdy z tego nie zrezygnuję. W przyszłości chcę znaleźć sobie zajęcie, które będzie wiązało się z niesieniem pomocy drugiemu człowiekowi. Myślę, że każdy, kto zasmakował kiedyś w obdarowaniu drugiego człowieka radością, chce robić to nadal.

Nikola Łęcka, absolwentka Gimnazjum nr 2 w Namysłowie

– Praca w szkolnym wolontariacie pozwoliła mi wykorzystać mój wolny czas na rzecz pomocy drugiemu człowiekowi. Kontakt ze starszymi osobami w zakładzie opiekuńczo-leczniczym był bardzo ciekawym i pouczającym doświadczeniem. Widok pacjentów, których przez cały tydzień prawie nikt nie odwiedza, dawał dużo do myślenia. Najważniejszym, czego potrzebowali, była rozmowa. Tak naprawdę wystarczała im obecność kogoś, kto ma dla nich czas i jest gotów posłuchać tego, co mają do powiedzenia. Dla nich to wiele znaczyło, a z mojej strony potrzeba było tylko tego, bym znalazła trochę czasu. Oprócz satysfakcji, jaką daje pomaganie innym, moim udziałem było również i to, że przez cały rok mogłam czerpać z życiowej wiedzy i mądrości moich rozmówców.

TAGI: