Tata często do nas przychodzi

Jan Głąbiński, GN 43/2014 Kraków

publikacja 02.11.2014 06:00

Gdyby Paweł żył… pewnie wszystko byłoby inaczej. A tak Franek oddaje się piłce nożnej, Karol nie wyklucza aktorstwa, a mama Kinga wcale nie jest nowoczesną kurą domową.

 Rodzinka Gędłków prawie w komplecie: mama Kinga, starszy syn Franek (po lewej) i młodszy Karol (po prawej) Jan Głąbiński /Foto Gość Rodzinka Gędłków prawie w komplecie: mama Kinga, starszy syn Franek (po lewej) i młodszy Karol (po prawej)

Dziesiątą rocznicę śmierci swojego męża – aktora Pawła Gędłka – Kinga wspominała na otwarciu Cricoteki Tadeusza Kantora w Krakowie. – Paweł na pewno by tam był – zaznacza. Opowiada, jak mąż wspominał spotkania z Tadeuszem Kantorem, który mówił w szkole teatralnej do przyszłych aktorów, że każdy artysta musi mieć mur, w który będzie codziennie walił głową. Jego słowa Paweł wziął sobie mocno do serca – serca bardzo chorego.

– Tak organizowaliśmy sobie życie, żeby Paweł nie musiał pokonywać kilka razy w ciągu dnia schodów w naszym mieszkaniu na Szlaku – wspomina Kinga. Ceni sobie wąską grupę przyjaciół, którzy są z nią przez te wszystkie lata. Co roku spotykają się na Mszy św. w intencji Pawła w kościele u sióstr prezentek w Krakowie przy ul. Św. Jana. To właśnie w szkołach prowadzonych przez to zgromadzenie Kinga uczy języka polskiego. – Po odejściu męża to właśnie w szkole u sióstr prezentek mogłam liczyć na pomoc i zrozumienie moich zachowań – smutku, ale i radości, że Paweł godnie przeszedł przez życie – wyznaje Kinga.

Nikt na ciebie nie czeka

– Na pewno jestem zaskoczona swoją samotnością. Kiedy wracasz z podróży, nikt na ciebie nie czeka, nie idzie z tobą do teatru, na wernisaż. Słowa: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni”, bardzo długo czekały, by w pełni rozbrzmiewać w moim sercu – nie ukrywa Kinga. Dla Franka i Karola przyznanie się do tego, że nie mają taty, jest bardzo bolesne, szczególnie w szkole. – Jesteśmy optymistyczną rodzinką. Gdyby tata żył, to pewnie byłby reżim, zaplanowany dzień. A mama byłaby nowoczesną kurą domową – mówi Karol, szóstoklasista. – Często tata do nas przychodzi. I to w bardzo ciekawych rolach. Jest np. rewolucjonistą – wspomina Karol. – Oczywiście na rolach Pawła nie da się zbudować etosu ojca, on był aktorem, wykonywał swoją pracę – dodaje zaraz Kinga. Dziękuje też całej serialowej ekipie „Plebanii” (Paweł kreował tam rolę Romusia), od której dostała finansowe wsparcie. – Przez dwa lata przysyłali mi jakby pensję. Może nie były to wielkie pieniądze, ale dla mnie to była konkretna pomoc. Złożyli się też na pierwszy komputer do naszego domu – wspomina żona aktora. Ciągle zastanawia się, czy w danym spektaklu lub serialu byłoby miejsce dla Pawła.

Franek to cały tata

Bywają też chwile bardzo przyjemne. Kiedy kilka lat temu Franek odwiedził plan „Plebanii”, aktorzy przywitali go z wielką radością. Wszyscy mówili, że to cały tata, zdradzały go szczególnie uszy. – Nieraz, gdy spaceruję po Nowym Targu, wiele osób bardzo uważnie mi się przygląda. Pewnie przypominam im tatę – śmieje się Franek, który chętnie dołącza do naszej rozmowy. Właśnie wrócił z treningu piłki nożnej. To dla niego cały świat. Życie rodziny jest podporządkowane terminom rozgrywek, obozów. – Nie wiem, czy Paweł by to wytrzymał – śmieje się Kinga. – Chłopcy nie wiedzą, co to znaczy sprzeciw ojca, jego zdenerwowanie, w końcu jego ocena sytuacji i wyrażenie własnego zdania – mówi Kinga. Wskazuje też na sposób wychowania. – Paweł zawsze wiedział, że jest przed Bogiem świadkiem wiary dla swoich dzieci. Chodzi też o sposób bycia. Dobrze mówił o tym Maciej Maleńczuk, który wiele zachowań zweryfikował, gdy miał już własne dzieci, np. przestał w ich obecności przeklinać – mówi K. Gędłek. – Po śmieci Pawła moja rola wobec synów jest zupełnie inna. Dobrze zrozumiałam to dzięki piosence Arki Noego „Mama to nie jest to samo co tato”. Jestem wdzięczna Bogu za Pawła. Każde życie jest wielkim darem od nieba, każde życie się opłaca.

Szuflada z pamiątkami

W salonie, w którym rozmawiamy, wisi zdjęcie Pawła, takie samo jak to umieszczone w szkole teatralnej na Podwalu. Jest też szuflada, gdzie rodzina trzyma wszystkie pamiątki po tacie, m.in. wycinki z gazet z artykułami o Pawle. Jest również jego kalendarz z 2004 r., w którym zapisywał sobie, co będzie robił w życiu artystycznym. Niestety, nie zagrał już w wielu spektaklach, filmach. Karol i Franek nie wykluczają, że pójdą w ślady taty. – Nie jeździmy na castingi i nie gramy często w szkolnych przedstawieniach. Może to jakoś samo wyjdzie – śmieją się. Tylko Karol mówi śmielej o planach aktorskich.

Znany wszystkim jako Romuś

Paweł Gędłek urodził się w 1969 r. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie (1989–1993). Grając w krakowskich teatrach, nie rozstawał się z rodzinnym miastem. W latach 1995–2000 prowadził Studio Teatralne w Miejskim Ośrodku Kultury, z którego wywodzi się m.in. aktor Mateusz Dewera. Wykładał w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie i na Uniwersytecie Jagiellońskim (animację kultury). Zagrał w kilkunastu filmach, także zagranicznych. Popularność przyniosła mu rola Romusia w serialu „Plebania”. Cenił sobie współpracę z Jerzym Trelą, Janem Peszkiem, Krzysztofem Globiszem, Krzysztofem Kolbergerem. W 2004 r. wszczepiono mu nowe serce. Zmarł kilka tygodni po operacji.

TAGI: