Detektywi z liceum

Katarzyna Matejek; GN 45/2014 Koszalin

publikacja 18.11.2014 06:00

Nie włamują się do mieszkań, żeby umieścić „pluskwę” w żyrandolu. Nie robią mikrofilmów wykradzionych dokumentów. Tropią to, co utrwaliła pamięć osadników ziemi słupskiej. I dokumentują.

Dzięki projektowi pani Halina (z prawej) odszukała ścieżki prowadzące do zaginionego Tadeusza. Przeżył wojnę, ożenił się, zmarł przed czterema laty. – Ożenił się późno, aż 10 lat po wojnie – mówi córka pani Haliny. – Tak, jakby na mamusię czekał. Ale ona się wtedy przeniosła na Pomorze… Katarzyna Matejek /foto GOŚĆ Dzięki projektowi pani Halina (z prawej) odszukała ścieżki prowadzące do zaginionego Tadeusza. Przeżył wojnę, ożenił się, zmarł przed czterema laty. – Ożenił się późno, aż 10 lat po wojnie – mówi córka pani Haliny. – Tak, jakby na mamusię czekał. Ale ona się wtedy przeniosła na Pomorze…

W Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Marii Dąbrowskiej w Słupsku podsumowano projekt Palimpsest – Słupskie Archiwum Pamięci. Palimpsest to dokument, z którego wytarto pierwotny tekst i na który naniesiono nową warstwę. Podobnie dzieje się z historią – część wspomnień ulatuje, wywabia je czas, nakładają się na nie późniejsze, naznaczone emocjami i zwykłym zapomnieniem. Tym bardziej trzeba się spieszyć, by udokumentować to, co jeszcze zostało. I to właśnie było zadaniem młodych tropicieli-historyków. Uczniowie i pracownicy biblioteki postanowili nie dać przepaść historiom ludzi, którzy po II wojnie światowej zasiedlali Ziemie Odzyskane; przeprowadzili rozmowy z mieszkańcami powojennego Słupska i okolicznych wsi. Utrwalili je w formie zapisu audio i w formie tekstowej. Przygotowali też krótki film o projekcie.

Żywa lekcja

Klasa historyczna. Kilku- dziesięciu licealistów czeka w skupieniu. Mogą być pewni, że w ruch nie pójdą ani kreda, ani podręcznik. Przed nimi stoją ich rówieśnicy – realizatorzy projektu oraz pani Helena Klinger, powojenna osadniczka ziemi słupskiej, która w czasie wojny była pielęgniarką w szpitalu polowym. – Poszłam do kaplicy pomodlić się i patrzę: klęczy obok mnie Tadeusz. Nagle odzywa się: „Kochana panno Halszko…” – pani Helena wspomina niedoszłe wyznanie wojennej miłości. – On mi tej miłości nie wyznał, bo przełożona nam przeszkodziła…

Młodzież zastyga w bezruchu. – To zasłuchanie było słychać – mówi o nietypowych lekcjach Tomasz Stempkowski, nauczyciel historii w Zespole Szkół Ekonomicznych i Technicznych. – Nawet dzwonek na przerwę ich nie interesował. Jasne, że są książki opisujące wojenne losy ludzi, ale młodzież do nich nie sięga. Natomiast osobiste spotkanie z taką osobą robi na nich wrażenie. Dlatego chcieli słuchać. Zanim jednak odbyły się takie lekcje, detektywi historii musieli się napracować. Poznawali metody zbierania materiałów historycznych, uczyli się, jak przeprowadzić udane „śledztwo”.

Patryk Bochniak przystąpił do projektu, bo pasjonuje się historią. Nie spodziewał się, jak wielu nowych rzeczy się nauczy. – Bardzo zainteresowały mnie warsztaty obróbki materiałów analogowych i cyfrowych. Ale najważniejsza nadal była historia, zwłaszcza ta przeżyta osobiście. Dało mi to dużo do myślenia o wojnie, o patriotyzmie. Kto wie, może połączę w przyszłości zamiłowanie do historii z nowym – do dziennikarstwa?

Praca w terenie

Po zdobyciu wiedzy młodzi chwycili za mikrofony i ruszyli w teren. Wytypowali bohaterów nagrań, przeprowadzili z nimi rozmowy, zdobyli zdjęcia i dokumenty potwierdzające autentyczność zdarzeń. W taki sposób zrealizowali „Słupskie Archiwum Pamięci” – zapis dźwiękowy wspomnień osadników Ziem Zachodnich. – Pomogliśmy licealistom przygotować się do tego – powiedziała Aleksandra Karmelita, koordynatorka merytoryczna projektu. – Skonstruowaliśmy razem kwestionariusz pytań, które mogli zadać rozmówcom. Niektórzy uczniowie pozytywnie zaskoczyli mnie tym, w jaki sposób wchodzili w dialog z nieznanym człowiekiem, jak zadawali pytania spoza kwestionariusza, chcąc się dowiedzieć czegoś więcej. Przy okazji nawiązywały się nowe więzi – jedna z uczennic pomagała potem jednej z informatorek uporządkować jej rodzinne archiwum.

Beata Kasprzycka uczy się hotelarstwa. Gdyby nie zaproszenie kolegi pasjonującego się historią, nie wiedziałaby nawet, że taki projekt istnieje. – To był przypadek – mówi zadowolona z tego, że miała szansę wziąć w nim udział. – Zawodowy dziennikarz polecił nam, żebyśmy przygotowali plan wywiadu: od czego zacząć, jakie zadać pytania. Nie zdawałam sobie sprawy, ile trzeba się przy tym natrudzić. Kiedy już poszłam na rozmowę z panem Romualdem Krasowskim, początkowo korzystałam z planu, ale w trakcie spotkania pytania nasuwały się same. Może nadaję się do tej pracy…

I poszli do szkół

Zebrane opowieści – niekompletne, pełne emocji, a zarazem jakby przeżyte wczoraj – dokumentaliści umieścili na stronie internetowej www.detektywihistorii.mbp.slupsk.pl. I wtedy ruszyli do szkół. – Jest upał, gorąco – kontynuuje żywą lekcję pani Helena – weszłam na salę szpitalną i widzę leżącego Tadzia: jego piękne falowane włosy i długi, chorobliwie wychudzony nos. Płakać mi się chce, taki jest spocony, żółty jak cytryna, z kompresem na oczach. Staję przy nim, a on rozpoznaje mnie: „Haluś, Halinko – mówi – jesteś…”. Łapie mnie za ręce, całuje po nich. „Wywożą mnie do Moskwy – dodaje – jeśli nie dostaniesz na dniach listu, to znaczy, że nie żyję, bo jeśli przeżyję, napiszę na pewno”. Wiedziałam, że to już nasze ostatnie spotkanie.

Lekcja historii się kończy. Ale nie dla Beaty Kasprzyckiej. – Pierwsze, co zrobiłam po spotkaniu, to poszłam do mojej babci i zapytałam, jak to było, że trafiła po wojnie właśnie tutaj. Pamiętam, że tego dnia siedziałyśmy i długo rozmawiałyśmy.