Małe dzieci, duże dzieci

Agata Puścikowska

GN 46/2014 |

Małe dzieci spać nie dają – duże nie dają żyć.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Dawno, dawno temu, gdy dzieciaki były małe i to wszystkie jednocześnie, a my – rodzice – mocno przemęczeni, do szewskiej pasji doprowadzało powiedzonko dobrotliwym tonem mówione przez znajome ciotki oraz starsze panie: „Małe dzieci – mały kłopot. Duże dzieci – duży kłopot”.

Szewska pasja ogarniała wtedy, gdy powiedzonko padało po kilku nieprzespanych nocach, w czasie ząbkowania czy też grypy żołądkowej. Razy cztery maluchy, oczywiście. Przecież gdy małe dzieci piszczą, jęczą, chorują, wymuszają, tupią i niejadkują, co może być gorszego? Nawet opowieści groźnej treści o buntowniczych nastolatkach nie robią wrażenia. Taki buntownik nastolatek przynajmniej nie wisi ciągle na rękach i nie budzi się w nocy co 15 minut. W dodatku można bez jego towarzystwa wejść spokojnie do toalety.

Jednak te wyjątki (dzieci, które wyją po nocach) zaczęły podrastać, a nawet powoli dorastać. Skończyły się nocne awanturki, kolki, ciągłe choroby. A zaczęły się... lekcje do odrobienia, problemy wychowawcze, kłótnie i inne takie. Powiedzenie „Małe dzieci – mały kłopot. Duże dzieci – duży kłopot” zaczynało więc nabierać sensu. Chociaż nie napawało zbytnim optymizmem...

Tymczasem równo rok temu pojawił się Maluch i stał się niemal natychmiast odtrutką na nastoletnie fochy i inne tego typu przykrości. Maluch wstaje rano, zbyt rano. W nocy piszczy. Nie daje spokojnie skorzystać z toalety. I… jest najcudowniejszy na świecie. Zarówno w oczach rodziców, którzy doceniają „Małe dziecko – mały kłopot”, jak i dla starszego rodzeństwa. Dla starszaków Maluch jest bowiem rozpieszczanym braciszkiem, vel małym księciem. I cóż z tego, że rozwala książki, grzebie w plecaku, wywala szuflady (które trzeba potem sprzątnąć) oraz absorbuje uwagę rodziców? Maluch jest! I gdy się tak uśmiechnie, przytuli i obślini, a potem powie „AGA”, co znaczy „mama”, lub „kaka”, co znaczy „tata”, nie ma nic wspanialszego na świecie. Dla całej rodziny.

Ostatnio Maluch pojechał na wyjazd krótkoterminowy, a zorientowany na rodzicielski wypoczynek. Oczywiście, o godz. 6 trzeba było malucha wyekspediować z pokoju, żeby już nikogo więcej (prócz rodziców) nie obudził. Dyżur spacerów porannych wypadł na Agę. Włożyła malucha do wózka, pojechała. Na rogu od zaspanego przechodnia usłyszała: „A bo to tak jest. Małe dzieci spać nie dają – duże nie dają żyć”.

Nie straszcie, nie straszcie. Pożyjemy, zobaczymy... I damy radę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.