Błogosławieni, którzy mają mdłości...

Agnieszka Napiórkowska; GN 49/2014 Łowicz

publikacja 16.12.2014 06:00

– Przez dłuższy czas modliłam się o etat. Kiedy okazało się, że spodziewam się dziecka, dostałam trzy propozycje pracy. Niestety, mój stan dyskwalifikował moją kandydaturę. Wówczas bardzo mocno poczułam, że poczęcie trzeciego dziecka to egzamin z ufności – mówi Monika Bakalarska.

Narodziny trzeciego dziecka Anny Kłosińskiej zbiegają się z narodzinami Jezusa Agnieszka Napiórkowska /Foto Gość Narodziny trzeciego dziecka Anny Kłosińskiej zbiegają się z narodzinami Jezusa

Monika, Anna i Joanna to trzy aktywne kobiety, którym kilka, a nawet kilkanaście tygodni przed świętami Bożego Narodzenia Bóg przesłał telegram. Mimo że prawie żadna nie spodziewała się tej przesyłki, przyjęły ją z wielką radością. List nie zawierał słów. Całą jego treść stanowiły dwie kreski. Czerwona i niebieska. Ich widok potwierdził, że Dawca Życia postanowił po raz kolejny obdarzyć je błogosławieństwem. W pakiecie była przewidziana także konsultacja z najlepszą specjalistką od szczęśliwego rozwiązania. Telefon i Jej adres wszystkie od dawna znały na pamięć.

Czy Maryja się tak czuła?

Monika i Tomasz Bakalarscy od 7 lat są małżeństwem. Mają dwie córki w wieku 6 i 4 lat. To już trzeci stan błogosławiony, który Monika przeżywa w Adwencie. Dwa razy przypadał on na końcówkę ciąży. Tym razem zbiega się z początkiem. – Muszę przyznać, że nie jest to dla mnie czas błogosławiony w sensie dosłownym. Jest on taki w sensie ewangelicznym – przyznaje Monika, która każdego dnia do ośmiu błogosławieństw dodaje kolejne: błogosławieni, którzy wymiotują, błogosławieni, którzy mają mdłości, którzy są wiecznie senni, błogosławieni, którzy nie mieszczą się w ubrania i tyją bez kontroli, albowiem będą obdarowani.

– Przeżywając to wszystko z Maryją, nieraz się zastanawiam, czy Ona, nosząc pod sercem Jezusa, czuła się tak fatalnie fizycznie jak ja. I przyznam, że na razie nie znam jeszcze odpowiedzi. Wiem natomiast, że Bóg, wkraczając w Jej życie, rozsypał Jej plany, ale i okazał swoją wielką moc. Józef był fajnym facetem. Mogła żyć normalnie, mając cudowną rodzinę. On miał dla Niej coś innego, lepszego, większego. Mam nadzieję, że tak będzie też w moim przypadku. Jak już wspomniałam, przed poczęciem długo modliłam się o pracę. Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, dostałam trzy propozycje. Zrodziło mi się wówczas pytanie w sercu: „Panie Boże, czy nie mogłeś tego dziecka dać dwa, trzy miesiące później?”. I choć tego nie pojmuję, wiem, że drogi Pana Boga są zupełnie inne niż moje – mówi Monika, która przyznaje, że i tak ma mało powodów do narzekań. Brak pracy to jedyny krzyż, który niesie. Do niczego innego nie może się przyczepić. Ma wyjątkowego męża, cudowne dzieci, wspierającą rodzinę i grono przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Ciesząc się małą stabilizacją, dziwi się, jak Panu Bogu udało się namówić ich na kolejne dziecko.

– Od dawna był we mnie schemat 2+2. Z drugiej strony, kiedy patrzyłam na Tomka jako na ojca, czułam, że to jest nie fair, żeby takiego tatę miało tylko dwoje dzieci. No i zapragnęłam po raz kolejny być mamą. Dwie kreski nie były zaskoczeniem, bo pragnienie dziecka było już głęboko zakorzenione w naszych sercach. Najpiękniejszym momentem i zarazem lekcją była reakcja dzieci. Powiedzieliśmy im o tym podczas modlitwy. Kiedy zobaczyłam ich piski, śmiech, skakanie i taniec, natychmiast przyszła mi refleksja, że tak powinien się cieszyć człowiek na wieść o każdym nowym życiu. Pomyślałam wówczas, że pewnie tak też z każdego nowego człowieka cieszy się Bóg. Dzieci pokazały nam czystą miłość – dodaje wzruszona Monika.

Esencja życia

O radości dzieci, a także gorącej linii z Maryją godzinami może opowiadać również Anna Kłosińska, która – podobnie, jak Monika – spodziewa się trzeciego dziecka. Jej Adwent w stanie błogosławionym również nie zdarza się po raz pierwszy. Pierwszy raz przeżywała go 9 lat temu, nosząc pod sercem Maksia. – Moja pierwsza ciąża od samego początku była zagrożona. Lekarz nawet zasugerował, że jej nie donoszę. Synek szybko chciał się urodzić – wspomina Anna, dla której już wówczas jedynym skutecznym lekarstwem na stres i niepokój były rozmowy z Maryją. To Ona od zawsze była dla niej wzorem żony i matki.

– Jest obecna w naszym życiu jak członek rodziny. Była z nami w dniu ślubu, który braliśmy 15 sierpnia, była przy dwóch porodach. Jest też, gdy dzieją się trudne rzeczy, gdy dopadają nas choroby i wówczas, gdy kroimy chleb i siadamy do stołu. Nie inaczej jest i teraz, kiedy spodziewamy się trzeciego dziecka. Tym razem jego narodziny zbiegają się z narodzinami Jezusa. Patrząc na swój brzuch, czując ruchy dziecka, cieszę się, że jego rówieśnikiem będzie Jezus. Muszę przyznać, że to niezwykłe doświadczenie. Nieraz, pisząc kartki świąteczne, życzyłam swoim bliskim, by Jezus był dla nich źródłem nadziei, lepszego jutra. Teraz to się spełnia w kontekście mojego trzeciego dziecka. Póki co, nie mamy ani bardzo dobrych warunków, ani końskiego zdrowia. Mamy jednak coś znacznie cenniejszego. Mamy miłość, której owocem są nasze dzieci. I choć wiem, że to, co powiedziałam, brzmi jak banał, to jest to esencją nadającą sens naszemu życiu. Pieniądze, zdrowie dziś są, jutro ich nie ma. I odwrotnie. Nie zmienia się jedynie moja miłość do dzieci i Gerarda – zdradza Ania, przy której łóżku stoi już spakowana torba do szpitala. Wyprasowane koszulki, pieluszki, czapeczki i śpioszki bardziej niż wieniec z czterema świecami przypominają o Adwencie. Tym Jezusowym i tym rodzinnym.

– Patrząc na swoich synów i męża, co chwilę przeżywam wzruszenie. Nie mogę się nacieszyć ich pomocą, delikatnością i reakcjami. Chłopcy co chwilę przytulają się do brzucha, głaszczą go i całują. Alek kilka razy dziennie powtarza, że kocha dzidziusia. Maks przynosi mi herbatę i sprząta. Gerard przejął na siebie większość moich obowiązków. Wspiera mnie na każdym kroku. A ja? W ostatnim miesiącu połykam kilogramami książki związane z duchowością. W ten sposób pogłębia się moja relacja z Bogiem, ale i więź z dzieckiem. Śmiało mogę powiedzieć, że Maryja zaprosiła mnie do duchowego SPA, w którym poddawana jestem zabiegom modelującym duszę – dodaje Ania.

Mąż od Józefa, Jaś od Maryi

Również Joanna Brudnowska nie ukrywa, że informacja o poczęciu dziecka była dla niej małym zaskoczeniem. Ale pojawienie się malca przyjęła z wielką radością. – Od jakiegoś czasu myśleliśmy o drugim dziecku. Pierwsze poczęło się po pielgrzymce na beatyfikację Jana Pawła II – wspomina Joasia. – Tak po prawdzie to ja mam trójkę dzieci. Jedno urodzone, drugie pod sercem, a trzecie w duchowej adopcji. Od lat obrona życia jest mi bardzo bliska. Kończąc jedną duchową adopcję, rozpoczynam nową. Należę też do róży różańcowej rodziców. Modląc się za całą trójkę, nie mam wątpliwości, że dzieci nie są naszą własnością. Ich życie wpisane w wieczność należy do Boga, który powierzył je naszej opiece. Naturalną więc rzeczą jest to, że powierzamy je Bogu, że je „omadlamy” i że o sprawach ich wychowania rozmawiamy z Maryją – mówi Joasia, która myśląc o Adwencie i zbliżającym się Bożym Narodzeniu, nie zapomina też o św. Józefie.

– On mi wymodlił męża. Gdy byłam jeszcze w liceum, za pokutę ksiądz zadał mi ofiarowanie 9 Mszy św. za przyszłego męża. Pokutę odprawiłam. I od tego czasu każdego dnia zaczęłam się modlić do św. Józefa o małżonka. Dziś proszę go, by uczył męża odkrywać coraz większą radość z ojcostwa. Z dnia na dzień widzę, jak to się spełnia. Urodzony w Narodowy Dzień Świętości Życia Jaś, który jest dla mnie prezentem od Maryi, i maleństwo ukryte pod moim sercem mają rewelacyjnego tatę – przyznaje wzruszona Asia.

TAGI: