Przed świętami niebo ruszy

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 28.12.2014 06:00

Czy ruchoma szopka, która ma już ponad 30 lat, nawet po generalnym remoncie może równać się z konsolą do gier? Okazuje się, że dziecięcą wyobraźnię może poruszyć zwykły silniczek od wycieraczek samochodowych.

Ojciec Janusz dogląda leciwego mechanizmu i podkreśla, że remont szopki to nie tylko jego dzieło. Nic by się nie udało bez pana Kazimierza, pani Zofii czy pana Antoniego ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Ojciec Janusz dogląda leciwego mechanizmu i podkreśla, że remont szopki to nie tylko jego dzieło. Nic by się nie udało bez pana Kazimierza, pani Zofii czy pana Antoniego

Ojciec Janusz Wejman buszuje w samym środku niezwykłej konstrukcji. – Jest sporo roboty. Na przykład zaczęły szwankować chmury. Dopiero po pewnym czasie, przyglądając się mechanizmowi, zaglądając w każdą dziurę, doszedłem, o co chodzi – opowiada. Nagle zaczyna nasłuchiwać: – Coś mi szumi ta fala, tzn. silnik, który ją napędza. Który to silnik? Ten? – pstryka wyłącznikami, żeby zdemaskować feler. – Trzeba będzie poprawić tę mewę, żeby nie rąbnęła w latarnię – dodaje z troską.

Makijaż i pranie

Koszalińskie mechaniczne Betlejem jeszcze nigdy nie przechodziło gruntownego remontu. Jest wiele nowych elementów, a stare zostały pieczołowicie odnowione. Papieska sutanna, ludowe stroje tancerzy, ciepłe kufajki Eskimosów i cała reszta miniaturowych kompletów szopkowej garderoby trafiły do pralni. Figurki, których jest kilkadziesiąt, zostały odmalowane. – Mamy nowego Pana Jezusa, prosto z Jerozolimy. Sianko jest prawdziwe i pochodzi z Góry Polanowskiej – wyjaśnia o. Janusz.

Na horyzoncie pojawiają się nowe domki, brama triumfalna z jońskimi kolumnami, jest także bardziej efektowne, ledowe oświetlenie. Konserwacji poddany też został cały mechanizm szopki. A jak to wszystko działa? Aż trudno uwierzyć. Kilkadziesiąt ruchomych elementów napędzają silniczki od wycieraczek samochodowych i pomysłowo zamontowane pasy transmisyjne. Majstersztyk. Mimo silnej konkurencji w postaci coraz bardziej nowoczesnych elektronicznych gadżetów koszalińska szopka co roku przyciąga tłumy. Starsi przychodzą, aby powspominać swoje dziecięce zadziwienie, a kolejne pokolenia dzieci znów stoją przed nią jak zahipnotyzowane. Pytają, pokazują palcami, przeciskają się do przodu. Co jakiś czas wrzucą parę drobniaków do gipsowych skrzydlatych skarbonek, dzięki czemu o. Janusz może powiedzieć z uśmiechem: – Fundusze na remont pochodzą od... aniołków.

Jak to działa?

Małgorzata Szewczyk, psycholog dziecięca, zwraca uwagę na coś, co działa od zawsze, czyli na magię obrazu, ruchu i przestrzeni: – Taka szopka po prostu dzieci zaczarowuje. Jak zauważa, dzieci są dziś bombardowane obrazem. Jednak podejście do mechanicznej szopki jest czymś zupełnie innym niż obejrzenie bajki w telewizji czy zagranie w grę wideo. Bajkowość szopki jest realistyczna. – W szopce to, co się rusza, rusza się naprawdę. Aniołek naprawdę lata. Bajkowość współistnieje z realnością i dziecko to akceptuje – wyjaśnia Małgorzata Szewczyk. W wielu współczesnych grach i bajkach, które są coraz dziwniejsze, granice realności są mocno przekroczone. Dziecko traci kontakt z rzeczywistością. Podanie wszystkiego na ekranie jak na tacy zabija również wyobraźnię i sprawia, że dziecko inaczej angażuje się w to, co ogląda. – Przed ekranem, widząc jakąś akcję, staje się jej biernym obserwatorem, nie uczestnikiem. Kiedy stoi przed szopką, jest przed nią naprawdę, jakby w środku. Odbiera realne bodźce, a nie coś przetworzonego cyfrowo – tłumaczy specjalistka.

Oglądanie szopki może być bardzo rozwijające. Zaspokojona zostaje fascynacja obrazem i bajkowością, ale rodzą się też pytania typu: „Jak to działa?”. Historie z ekranu wciągają o wiele płycej, powodując jedynie bezrefleksyjne naśladownictwo. – Dużo pracuję z dziećmi i bawię się z nimi. Zauważam, że coraz większe trudności sprawiają im zabawy tematyczne. Dzieci bawią się bardzo mechanicznie, np. w wypadki, strzelanki czy ostatnio w Minecrafta. Po prostu machają rękami, krzyczą i posługują się nazwami z tej gry. Nie potrafią nawet dokładnie wyjaśnić, o co w niej chodzi. Naśladują to, co tam widzą – mówi Małgorzata Szewczyk. Podobny efekt mają coraz bardziej wymyślne elektroniczne zabawki. Specjaliści zastanawiają się, jak to jest, że dzisiaj dzieci mają ich coraz więcej, ale coraz mniej umieją się bawić? – Te zabawki są fascynujące, ale nie zajmujące. Wciągają dziecko jako biernego operatora. Dziecko bierze np. samochodzik i po prostu nim jeździ, ale nie potrafi stworzyć jakiejś akcji, przypisać ról według jakiegoś tematu – zauważa Małgorzata Szewczyk. Kiedyś do zabawy w „Czterech pancernych” wystarczyły zwykłe gałęzie, które świetnie sprawdzały się jako karabiny. Dzisiaj niektóre zabawki wyręczają wyobraźnię. Okazuje się, że nie potrzeba wcale zaawansowanej technologii, żeby tę wyobraźnię uruchomić. Czasami wystarczy poruszyć niebo i ziemię za pomocą silniczków od wycieraczek samochodowych.

TAGI: